Odświeżam wątek, bo to zbrodnia, że tak nisko spadł!
Sama właśnie zaczęłam zabawę w walkę o paznokcie... Niby są mocne, zdrowe i wiele im do szczęścia nie trzeba, ale... Zawsze jest jakieś ALE
.
Mam nierówną linię uśmiechu (efekt wieloletniego dłubania pod paznokciem) i suche skórki. Do tego moje paznokcie same z siebie mają taką jakby kanciastą budowę (nawet nie wiem jak to opisać, ale zauważyłam to po raz pierwszy już jako dziecko), a malować codziennie mi się ich nie chce
.
Na razie w ramach walki o perfekcyjny pazur zaczęłam je opiłowywać papierowym pilniczkiem (muszę sobie kupić szklany) zamiast obcinania, olejuję uparcie olejkiem Sally Hansen (w pracy, przed komputerem - to wygodniejsze niż moczenie w oliwie) i... wczoraj po raz pierwszy zrobiłam japoński manicure
.
O ile przy 2 pierwszych zabiegach liczę na faktyczną poprawę "jakościową" - brak łamania się dłuższych pazurków i ogarnięcie skórek - o tyle przy ostatnim zależy mi przede wszystkim na efekcie wizualnym (chociaż jeśli też wzmocni pazurki to jestem za!). Co prawda jestem dopiero po pierwszej samodzielnej próbie i efekt powala
. Pazurki wyglądają przepięknie, jakby pomalowane lakierem bezbarwnym. Trochę spłyciły mi się też bruzdy poprzeczne (efekt stresu sprzed paru miesięcy, więc umiarkowanie się nimi przejmuję).