Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Toksyczny związek jak z niego wyjść
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2019-02-08, 19:06   #1
rzezbezkregowcow
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-02
Wiadomości: 13

Toksyczny związek jak z niego wyjść


Proszę pomóżcie. Mam 20 lat. Mój facet 23. Jestem że swoim facetem już przeszło 3,5 roku. Spotkałam się z nim jak się można domyśleć, jeszcze w liceum. Bywało różnie. Pierwsze 8 miesięcy związku było niesamowite. Dogadywalismy się super. Były jakieś dziwne zachowania z jego strony. Czasami okazywał trochę więcej zazdrości niż powinien. Czasem coś mi zabronił. Nie brałam tego jako coś złego, każdy ma wady, więc nie przejmowalam się aż tym tak. Koleżanki coś tam mówiły, że on chce mnie tylko dla siebie i nie powinno tak być, ale ja myslalam że to początkowa fascynacja. Chcemy być tylko dla siebie na początku. Potem dopiero otwieramy się na znajomych, bo sobą się nacieszylismy. Jednak mylilam się. Jestem osobą, która chce dać tej drugiej siebie, wszystko co najlepsze. Dużo przywiazuje uwagi do przysłowia "nie czyn drugiemu co tobie niemiłe". Staram się być wyrozumiala we wszystkich aspektach. Staram się myśleć życiowo. Nie robię dram z niczego. Chce gdzieś wyjść, wychodzi. Chce pojechać do sklepu, jedzie. (za to on chciałby mnie wciąż kontrolować. Nie ufa mi. Ma pretensje np o to, że jeżdżę do sklepu gdy on jest w pracy.

Kiedyś byłam potulna. Chciałam żeby mnie kochał i zmienialam się dla kiego. Zawsze było coś u mnie do zmiany. Za mało zainteresowania z mojej strony. Zły ton powiedzenia "cześć" dobremu koledze z którym znałam się ponad 3 lata. Nigdy nie mogłam przewidziec kiedy mu coś nie spasuje u mnie. Ale zmienialam to wytrwale. Byłam pewna że ma rację, faktycznie, mogło go to urazić, tamto, siamto. Po 1,5 roku zauważyłam że coś tu nie gra tak jak powinno. Ja się zmieniam a jak mu mówię, że nie pasuje mi jego zachowanie to on z tym kompletnie nic nie robi i zgania na mnie. Byłam cierpliwa. Kochałam go. Zależało mi na nim i walczylam o związek. Było wiele kryzysów gdy on się chciał rozstać ale mi bardzo zależało żeby został. Coś spowodowało że zostawal. Teraz już wiem co to było. On tak naprawdę nie chciał się że mną rozstawać. Podświadomie chciał mnie wykończyć psychicznie żebym go blagala żeby został bo ja bez niego sobie nie poradzę. Parę razy mu się udawało tak zniszczyć mi psychikę że go blagalam. W końcu ja miałam dość i też chciałam odejść. Bez skutku. On blagal. Ale po którymś razie kiedy chcialismy się rozstać zrozumiałam że gdybysmy mieli się rozstać to byśmy rozstali się dawno. On tak mnie gniecie psychicznie że nie mam siły odejść od niego. Klocimy się przez telefon. Rozstajemy a następnego dnia przyjeżdża i ja chce się z nim rozstać na amen to on ma coś w sobie zeo wymiekam i dalej jesteśmy razem. To jest najgorsze.

Miałam zanizona samoocenę przez ten związek (przed nim wiele pracowałam żeby móc spojrzeć na siebie bez obrzydzenia i zaakceptować siebie

Nie szukać w sobie najgorszych rzeczy tylko wyjnowac te najlepsze) czułam się bardzo źle z sama sobą. Po szkole nie poszłam na studia. To była moja decyzja. Chciałam pójść do pracy i być niezależna finansowo od nikogo.(nie przelewalo mi się w domu, chciałam pomoc rodzicom i siebie utrzymać. Zawsze o tym marzyłam) To było gdy nasz związek miał już dwa lata. Przez pół roku nie mogłam znaleźć pracy. Mój chłopak strasznie mi wypominal to, że nie mam pieniędzy. Ze on mnie utrzymuje (miał samochód, odwozil mnie, przywozil - mamy od siebie 5 km. Jeździłam też dużo komunikacja miejska). Ze mnie karmi bo często kupował a to jakieś przekąski a to obiad itp a ja nie miałam za co mu postawić czegokolwiek ale mówiłam mu ze gdy znajdę pracę to mu się odplace. Ale czułam się okropnie. Do niczego. Bez pracy, perspektyw. Już wtedy wiedziałam że to toksyczny związek który mnie niszczy. Ale byłam mu winna pieniądze i nie mogłam odejść. Gnebilby mnie jeszcze bardziej gdybym odeszła

. Ranił mnie wtedy bardzo.

Miał zaproszenie na firmowa imprezę. Poszedł sam. Chcoaiz prosiłam go, że skoro nie chce mnie wziąć to niech nie idzie wcale, przecież sam widzi jak ja sie kiepsko czułam przez tą sytuacją (która swoją drogą sam stworzyl, te sytuacje opisuje niżej). Byłam wyczerpana psychicznie. To był taki okres kiedy rozstawalismy się i powracalismy co chwila. Wtedy akurat się tak jakby zeszlismy. Jego szef o tym nie wiedział i chciał go swatac z jedną z pracownic. (to też takie nie bardzo, że szef wtrąca się w życie prywatne pracowników. I chce je układać.) mój chłopak zamiast zareagować i powiedzieć ze jest ze mną jednak to ciągnął tę grę. Tzn po prostu nie robił nic. Ani nie mówił szefowi że jest ze mną ani nie zdradzał mnie. Ale w kilku rozmowach że mną powiedział, że może się spotka z tą dziewczyną. Ze gdyby zaprosiła go na wesele (bo nie miała z kim iść) to może i by poszedł. Biorąc pod uwagę że tutaj chciał ratować niby ten związek a z drugiej strony go skończyć to nie powinien takich rzeczy mówic i mnie ranić. Wtedy myślałem że oszaleje. Siedziałam w domu całymi dniami i płakałam albo się zamartwialam. Trwała ta dytuacja jakiś czas. Nie miałam siły tego przerwać. W końcu jakoś było trochę lepiej między nami. Ze znajomymi bardzo nie utrzymywałam kontaktu. Nie miałam jak. Ani pieniędzy. Cały czas w domu albo u niego bo był strasznie zazdrosny. W końcu nadszedł dzień kiedy znalazłam pracę. Nie była to wymarzona bo praca w kebabie ale zawsze coś. Oddałam mu kasę która byłam winna i miałam w planach odejść. Ale coś mnie dalej trzymało przy nim. Potrafi być romantyczny i miły.

Nisrwty po 4 miesiącach praca się skończyła. Zamknęli lokal. Zostałam na trzy miesiące bez pracy. Trochę wróciły te teksty że mnie utrzymuje. Gdy pracowałam w kebabie też były ale mniej. Nie zaeabialam tam kokosow. Ledwo 800 zł miesięcznie więc to też nie mogłam sobie na wiele pozwolic.

W tej przerwie bez pracy znowu czułam się kiepsko. Do niczego. Nie mogłam nic znaleźć. Chodziłam po rozmowach ale byłam tak naprawdę bez doświadczenia. Kiedy nagle pojawiła się oferta pracy na kuchni. Zgłosiłam się. Byłam na rozmowie. Zadzwonił Pan i się spytał czy chciałabym na sklep jednak. Pomyślałam że to szansa dla mnie i się zgodziłam. Miałam stawić się w pracy dzień później(praca 13 km od mojego domu. Dojazd busami z jedną przesiadka) . Chciałam się podzielić wieścia z moim chłopakiem. On na mnie naskoczyl że wymyslam itp i się obraził. A przecież tez mu chyba zależało żebym znalazła pracę gdziekolwiek. (z pracą w kebabie było podobnie, też był sceptycznie nastawiony) Miałam już zrezygnować kiedy pomyślałam że to może moja jedyna szansa na pracę blisko mojego miasta. Prawo jazdy miałam ale nie jeździłam też z tego względu że nie miałam pieniędzy. Chłopak mnie napuszczal żebym od swojego taty samochodu nie brała bo to nie ja będę płacić za paliwo a mój chłopak utrzymuje sam samochód i nikt mu nie dokłada więc mi ma dobrze nie być w tej kwestii. Więc mimo tego, że do następnego dnia kiedy przyjechałam do niego po pracy był obrażony,to pojechałam i zaczęłam tam pracować. Zaczęło mi to nie pasować że to co ja chce robić on wszystko neguje a ja na to co on chce to wyrażam zgodę bo chce być fair. Zaczęłam się stawiać.

On chce wszystkim rządzić. Ma być po jego myśli. Wtedy tak było. Dostosowywalam się do niego. Moje pragnienia były nieważne. Ale wtedy

Kiedy pomyślałam że postawie tym razem pracę na pierwszym miejscu a nie to co on powie,cos się we mnie zmieniło. Moje samozaparcie mnie uratowało. To nie była tym razem jego zasługa że coś osiągnęłam, że pracuje nawet do tej pory i zarabiam nienajgorzej. Zaczęłam nawet samochodem w końcu jeździć bo miałam pieniądze na paliwo (nigdy nie chciałam się prosić nikogo o nic, było mi głupio i wstyd kiedy prosiłam kogoś żeby mnie podwiozl czy coś.) poczułam niezależność. W końcu. Długo wyczekiwane uczucie. Myślałam że jak zacznę się stawiać to on odejdzie bo chciał mną rządzić. Owszem. Zaczął gadać że się zmieniłam. Ze jestem "księżniczka". Ale kurczowo się trzyma mnie. Nie potrafię z nim zerwać. Chociaż widzę że to niszczy nas obydwoje.

Nie mam od niego żadnego wsparcia. Ja jestem przy nim nawet jak jest zły. Siedzę. Chociaż mówi, żebym poszła, ja siedzę. Gdy ja jestem w złym humorze lub Zezloszcze się, Coś mi nie wyjdzie to Zamiast mnie wesprzeć to albo wychodzi albo się obraża. Obwinia mnie o wszystko co w tym związku źle. Nawet jak gołym okiem widać że to jego wina on się będzie upierac że moja. Kiedyś za wszystko przepraszalam. Teraz jak nie poczuwam się winna to nie przepraszam i otwarcie o tym mówię. Nie wiem jak wyjść z tego związku. Nikt nie wie o tym co się dzieje między nami. Nikomu nie mówiłam. To był błąd. Bo teraz nie mam kogo poprosić o pomoc żeby mnie wyciągnął. Nie chcę też żeby on miał przechlapane przeze mnie. Ja chcę tylko spokoju.

Nie chce słuchać moich historii. Kiedyś jak mu coś opowiadałam o sobie to zarzekal się że uwielbia mnie słuchać bo mówię ciekawie i mądrze. Teraz gdy nawet chce opowiedzieć jakas sytuację z pracy to gada ze nie umiem opowiadać że on nie będzie tego słuchać bo go to nie interesuje. Twierdzi że za dużo o pracy gadam. Chcę się dzielić tym co się dzieie w moim życiu. Tak samo jest jak coś mi się przypomni i mu opowiem jakąś historie z przeszłości. Albo nie odpowie nic albo skomentuje że głupia byłam albo powie coś w stylu "ble ble ble gadanie" zmieni temat. Nie umie rozmawiać ze mną na sprawy poważne. Po prostu null, zero. O paru rzeczach z tego co tu napisałam chciałam porozmawiać z nim żeby się zmienił (toksyk i zmiany - haha ale dałam teraz) albo żebyśmy skończyli ten związek skoro nam jest tak źle że sobą skoro on cały czas na mnie marudzi. Zaczynam temat to albo go utnie albo odwróci kota ogonem i dalej nic z tego nie wynika. Ostatnio fakt, zaczął być miły ale ja mówiłam że bez poważnej rozmowy nie ma tego związku to aby "ciesz się że teraz jest dobrze". Moim ulubionym powiedzonkiem w tym związku jest "jest dobrze do czasu aż będzie źle. Wtedy będzie jeszcze gorzej" ale i tak nic z tego nie wyniknie bo będzie błędne koło. Jest super teraz, okej ale do czasu aż się znowu nie zdeneewuje o jakąś ☠☠☠☠☠☠☠e. Albo trzeba by było rozwiązać te problemy albo do widzenia bo to jest nie do wytrzymania ale on nie umie skończyć tego. Jemu jest dobrze. I to jest najgorsze. Ze niszczy nas obydwoje. Tyle razy mu mówiłam, skoro czujesz się że mną źle, rozstanmy się. Dajmy sobie odetchnąć. Chwilami coś tam lapal że to toksyczny związek ale szybko mu przechodzilo. Mówi że się źle czujw że niby ja go niszcze ale nie odejdzie. Chociaż ja nie będę mu stawać na przeszkodzie bo potrafię przyjąć do wiadomości ze ktos chce odejść.

Najgorsze jest jeszcze to że zaczyna gadać o ślubie. Pod naporem mojej mamy trochę bo wiadomo, ten wiek, tyle lat jesteśmy razem i nikt nie ma pojęcia co się u nas naprawdę dzieje. Sam mówił że nie chce się ze mną żenić a teraz coraz częściej o tym mówi. Ja cały czas mówię mu ze nie bo nic nie mamy poukładane w tym związku a ten się aby śmieje albo obraca w żart i mówi żeby żyć chwilą. Nie wyjdę za niego. Życie mi zniszczy a ja chcę jeszcze tyle rzeczy zrobić. Tylko nie umiem znaleźć korka żeby spuscic to szambo...

Trudno mu przyjąć do wiadomości ze on zawodzi a nie ja. Trudno mu się do winy przyznać kiedy jest ewidentna.

Wiele razy jest tak że prosi mnie o coś. Bym coś zrobiła, znalazła, poszukala. Gdy mu to daje gotowe rozwiązanie problemy to trzeba się prosić o podziękowanie. Sam jak coś dla mnie zrovi to od razu doprasza się jakiejs nagrody itp

☠Ostatnio powiedziałam dosc i chciałam odejść. Napisałam mu, że chce to skończyć. Był dziwnie spokojny. Zadzwonił. Chciał usłyszeć to ode mnie ze chce odejść i zerwać. Powiedziałam. Myślałam że naprawdę się od tego uwolnie. Ze przyjmie do wiadomości. Jeszcze pisał czy jestem pewna swojej decyzji. Odpowiedziałam że tak. Zaraz po tym napisał żebym nie odchodzila. Zadzwonił i powiedział że nie chce być z nikim innym, chce być ze mną do końca życia, żebym go nie zostawiła. Powiedziałam mu, spotkamy się następnego dnia i porozmawiamy poważnie o naszym związku i tylko pod tym warunkiem możemy się spotkać. Zgodził się. Następnego dnia widzieliśmy się, ale nie zmieniło się wiele i było tak samo jak zawsze. Był trochę bardziej miły niż zazwyczaj. Zbywal mnie. Zdolalam powiedzieć o dwóch rzeczach a ten już zakończył temat że już załatwione itp. Dałam sie znowu omamic. Mówił że chce być ze mną, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Nie pozwoli mi odejść.

☠nie mam pojęcia co mam zrobić żeby z tego się wykaraskac. Jestem w potrzasku. Próbowałam chyba wszystkiego. Nie mam bardzo komu o tym powiedzieć i to jest najbardziej przerażające. Każdy myśli że jest nam dobrze razem. Koleżanka ostatnio powiedziała, gdy wspomniałam ze prawdopodobnie się rozstaniemy, to że "nie wyobrażam sobie żebyś była z kim innym".

Nie mam pojęcia co dalej robić i jak z tego wyjść. czuje się coraz gorzej przez tą sytuację która mnie wykancza.
rzezbezkregowcow jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując