Raczkowanie
Zarejestrowany: 2018-11
Wiadomości: 31
|
Przyjaźnie - czy to ja jestem zbyt wymagająca?
Cześć,
Do założenia wątku skłoniła mnie pewna sytuacja, która miała miejsce dzisiaj. Mam bardzo dobrego kolegę/przyjaciela (sama nie wiem czy nazywać tę relację przyjaźnią czy to tylko koleżeństwo). Znam się z tym człowiekiem już 2 lata. Poznaliśmy się w byłej pracy, gdzie trzymaliśmy się razem. Zawsze dobrze nam się rozmawiało, mamy podobne poczucie humoru. Człowiek ogólnie jest bardzo sympatyczny, szczery i serdeczny, ale od jakiegoś czasu coraz bardziej drażni mnie jego zachowanie i relacja z nim.
Przez te dwa lata oboje zdążyliśmy znaleźć pracę w nowych firmach. Obecnie jego tydzień wygląda tak, że pracuje grubo ponad 40 h tygodniowo, które ma na umowie - i tutaj też tak do końca nie wiem czy to co on mi opowiada nie jest trochę przejaskrawione. W każdym razie słyszałam od niego taką wersję, że codziennie spędza na pracy nie 8, a 12 godzin i że te nadgodziny nie są płatne.
Z jednej strony kolega często narzeka mi jak to nie ma czasu na normalne życie, że wszystko kręci się u niego wokół pracy i że traci zdrowie zaharowując się w tej firmie. Z drugiej strony gdy ja zaczynam mu mówić co myślę o tym wszystkim - że szefowie zwyczajnie go wykorzystują, mamic go wizją w jakiej to prestiżowej firmie nie pracuje, jakie to perspektywy się przed nim nie roztaczają i jaką to światowa kariera go nie czeka, mam wrażenie, że on ma gdzieś moje zdanie i zaczyna usprawiedliwiać - "ale robię to co kocham, ale ta firma jest taaaka prestiżowa, ale ja się sam z siebie nie poddam" itd. i itp.
Może faktycznie jemu takie życie w gruncie rzeczy odpowiada pomimo tego narzekania, chociaż mi ciężko to zrozumieć, tym bardziej że wyglada na to, że on nie jest w stanie z nikim stworzyć związku przez ten brak czasu i nawet z tego co wiem jego rodzice są zaniepokojeni jego trybem życia. Ten kolega jest trochę młodszy i wydaje mi się, że jeszcze trochę naiwny, a ja już przez to wszystko przechodziłam w swoich poprzednich pracach i dopiero gdy zdrowie mi siadło rok temu, zrozumiałam, że na to wszystko miał wpływ stres, presja jaką narzucali mi w poprzednich pracach i jaką ja sama sobie stwarzałam, a także marnowanie życia i zdrowia siedząc po godzinach za free.
I teraz przechodzę do sedna sprawy tego wątku - chodzi mi o to, jak wygląda relacja tego kolegi/przyjaciela ze mną i nasz kontakt. Ogólnie fajne jest to, że on podtrzymuje kontakt, często się do mnie odzywa, dzwoni, ale mam wrażenie, że on w relacji ze mną wychodzi z założenia "jestem taaaki zapracowany, na nic nie mam czasu, więc jak łaskawie się do niej się odezwę, zadzwonię, to niech ona rzuca wszystko i dostosowuje się do mojego napiętego grafiku".
Za każdym razem, gdy inicjatywa wychodzi ode mnie i ja chcę się z nim umówić na jakieś spotkanie/zaprosić gdzieś, zawsze słyszę odpowiedź, że on nie ma czasu/nie jest mi w stanie nic powiedzieć, bo nie wie jak będzie pracował w tygodniu i po ile/z nim ciężko się umówić ze względu na jego pracę/zdzwonimy się,spiszemy bo u niego nie da się nic konkretnego zaplanować. Z kolei gdy on chce się spotkać zwykle wygląda to tak, że dzwoni - często np. o jakiejś dziwnej porze w weekend typu 9 rano (bo tak się składa, że co weekend rano jest w mojej okolicy) i mówi, że będzie za 20 minut u mnie i u TŻ. Kilka razy było tak, że zrywaliśmy się z TŻ z łóżka i na prędko szykowaliśmy się na spotkanie z nim. Inna sytuacja - udało mi się umówić z nim tak wstępnie, że spotkamy się z nim w weekend, on do niedzieli się nie odzywał, w niedzielę stwierdził, że jednak nie da rady. Dodam jeszcze, że te spotkania są dziwne - takie w biegu, na szybką kawę, bo on nigdy nie ma czasu. Wiele razy miałam pomysł by gdzieś wyjść na imprezę, wkręcić tego kolegę/przyjaciela do towarzystwa mojego i TŻ, ale kolega wiecznie jest na nie jeśli chodzi o imprezy na luzie z alkoholem. Inna sprawa dzisiejsza sytuacja - odezwał się do mnie w niedzielę wieczorem znienacka bym pomogła mu zrobić pewną rzecz - zajmuję się tym zawodowo, ale miałam ciężki tydzień i przyznaję trochę mi ciśnienie się podniosło, bo chciałam sobie dzisiaj poodpoczywać i się odmóżdżyć, a nie zajmować pracą, tym bardziej, że cała sobota minęła mi na sprzątaniu i zaległych obowiązkach domowych. Odmówiłam mu, teraz mam wyrzuty sumienia - on chyba się sfochał.
Podsumowując - mam wrażenie, że ten kolega w ogóle nie szanuje mojego czasu, tego, że ja też pracuję, też jestem zmęczona, a weekend chcę odpocząć, chociaż może faktycznie on ma ciężej, ale chyba na własne życzenie. Nie lubię niezapowiedzianych wizyt, jeśli mam się z kimś spotkać, to wolę to z góry zaplanować. Jeszcze jedna sprawa TŻ - nie mówi mi tego wprost, ale mam wrażenie, że przez te naloty w weekendy nie za bardzo polubił mojego kolegę. Kolega nie jest w związku i chyba też nie rozumie, że weekendy najczęściej są czasem, który spędzamy razem z TŻ. W tygodniu się mijamy, więc chcemy nadrobić w weekend, a jak mamy się z kimś spotkać/ktoś ma nas odwiedzić, to niech się odpowiednio wcześniej umówi z nami.
Co przemawia za kontunuacją tej znajomości? Gdy pracowaliśmy jeszcze razem i pod koniec mi było naprawdę źle w tamtej firmie, ten kolega bardzo mnie wspierał, tak samo gdy chorowałam. I tak jak mówię - to uczciwy, szczery człowiek, dobrze nam się rozmawia, ale mam wrażenie, że z jednej strony ten kolega niby chce się przyjaźnić, a z drugiej jestem dla niego zapchaj dziurą, wiecznie mam się dostosowywać, nigdy nie ma czasu na "normalne" spotkania/wyjścia. Podtrzymywałybyścię tę znajomość czy raczej darowały sobie taką relację?
Sprawa jest też taka, że ogólnie w momencie życia, w którym obecnie jestem, strasznie brakuje mi ludzi wokół siebie i przyjaciół. W mieście, w którym mieszkam nie mam zbyt wielu znajomych/przyjaciół, przeprowadziliśmy się tu 3 lata temu z TŻ. I nie wiem czy to ma związek z wiekiem (właśnie stuknęła mi 30) i z tym, że w przeciwieństwie do większości moich rówieśników nie mam dzieci. Mam jakiegoś pecha do ludzi, których poznaję np. w pracy - albo pracocholicy jak ten powyższy kolega, albo ludzie tak zafiksowani na punkcie swojej pasji, że obracają się tylko w gronie ludzi też związanych z tą pasją albo dzieciaci, którzy na spotkanie mają czas tylko od wielkiego dzwonu. A kiedyś poznawanie nowych ludzi i utrzymywanie tych przyjaźni było takie łatwe - niestety prawie wszyscy nasi przyjaciele zostali w mieście, w którym studiowaliśmy z TŻ, a znaleźć nowe towarzystwo to jak zjeść worek soli w naszym wieku. Ale chyba liczy się też jakość znajomości - chyba nie ma co tracić czasu na ludzi, którzy nie mają go dla nas? A może to ja jestem zbyt wymagająca?
Edytowane przez Adaline010010
Czas edycji: 2019-02-24 o 20:09
|