Cześć dziewczyny
W sumie to nie wiem, czego oczekuję zakładając ten wątek, chyba chcę trochę pogadać i wyżalić się komuś, a może któraś u Was jest w podobnej sytuacji...
Tak jak w temacie: od 1.5 miesiąca jestem bezrobotna. Za pracą rozglądałam się już od grudnia, ale nic z tego.
Ukończyłam psychologię, a potem jeszcze studia podyplomowe, kilka szkoleń, warsztatów, przez długi czas chodziłam na wolontariat. Na studia nie poszłam przypadkiem, bo moda czy coś takiego, nie. Psychologia to moja wielka pasja. I tu zaczyna się pierwszy z błędów: podczas studiów nigdzie nie pracowałam. Nauka bardzo mnie pochłonęła, ciągle tylko czytałam, uczyłam się, biegałam na wolontariaty czy konferencje. Czuję, że źle zrobiłam. Zamiast tak bardzo się starać, mogłam dorabiać sobie choćby w sklepie i teraz mieć chociaż minimum doświadczenia. Dodatkowo stypendium naukowe dawało mi to złudne uczucie, że dobrze robię, że mam trochę swoich pieniędzy, nie żeruję na rodzicach.
Po studiach dostałam się na płatny staż, byłam w 7 niebie, bo dla mnie znaczyło to wyprowadzkę ze wsi i wynajęcie mieszkania z partnerem. Byłam bardzo optymistycznie nastawiona, jednak z biegiem czasu zaczęłam zauważać, że po prostu stoję w miejscu, a nawet jestem tam źle traktowana.
Już wtedy zaczynałam szukać pracy, zaczęłam osobiście roznosić CV, ale odzew był żaden. Po stażu przyjęli mnie do pracy na 3 miesiące, nie uśmiechało mi się to, ale stwierdziłam, że lepsze to, niż nic.
Ponad miesiąc temu skończyła mi się umowa. Obecnie cały czas poszukuję tej pracy w zawodzie, ale mam wrażenie, że w moim mieście nigdy nie znajdę pracy, bo jej po prostu nie ma. Nie znajduję żadnych ogłoszeń na ten temat, jedynie co, to mogę iść osobiście dać CV, ale zazwyczaj słyszę, że i tak nikogo nie szukają.
Przez te pół roku szukania pracy obniżyłam już swoje wymagania. Nie szukam już pracy w zawodzie, ale w zawodach niejako spokrewnionych, a nawet w sklepach. CV roznoszę osobiście ( rzadko się ktoś odezwie), odpowiadam na ogłoszenia z Internetu ( 0 odzewu). Do tej pory byłam na jednynie 3! rozmowach, gdzie w 2 przypadkach warunki były wręcz uwłaczające, a wymagania że ho,bo. Zdecydowanie nie dostosowane do zarobków, czy stanowiska, pomijając już pytania, np. o wiarę. W 1 miejscu wyraziłam chęć pracy, przyszłam kilka razy zorientować się co i jak, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło, znaleźli kogoś lepszego.
Dziewczyny, już nie wiem co robić. Jestem totalnie zniechęcona, nie mam pojęcia, co robię źle. Mam bardzo dobrze skonstruowane CV, nie aplikuję na stanowiska wyższe, niż posiadane przeze mnie kwalifikacje, a mimo to, przez pół roku nic nie ruszyło do przodu.
Być może rozwiązaniem byłaby zmiana miejsca zamieszkania, ale mieszkam z partnerem, który ma tu bardzo dobrą pracę, a nie wyobrażam sobie zakończenia związku czy związku na odległość. Nie mamy swojego mieszkania, wynajmujemy je w rozsądnej cenie.
Nie wiem, co robić. Zarejestrowałam się jako bezrobotna. Boję się tego, że wkrótce zabraknie moich marnych oszczędności (zarabiałam najniższą krajową, inwestowałam w samorozwój i nie odłożyłam zbyt wiele) i będę musiała się wyprowadzić. Pochodzę ze wsi zabitej dechami, nie chcę tam wracać,bo nie mam tam przyszłości.
Już nawet nie mogę się zmobilizować, żeby włączyć ten komputer i zacząć szukać czy iść roznosić CV, czuję totalną niechęć. Nawet w ciucholandzie pytają o doświadczenie czy obsługę kasy fiskalnej, a ja nie umiem tego robić, chętnie bym się nauczyła, gdyby ktoś dał mi szansę. Ostatnio odpowiadałam na oferty dotyczące sprzątania.
Czy to we mnie jest problem, czy rynek pracy przesycony jest ludźmi takimi jak ja?
Mam wrażenie, że już nawet źle się czuję pod względem fizycznym. Nie robię nic poza sprzątaniem, gotowaniem czy chodzeniem po mieście, a czuję straszliwe zmęczenie, wręcz ból całego ciała. Jestem ospała i bez energii.