Napisane przez megamag
Odniosłam się raczej do całej naszej historii społecznej. A jednak u nas zawsze tak było, że większość społeczeństwa raczej pracowała na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Przez wieku większość to byli chłopi, którzy pracowali fizycznie, żeby nie umrzeć z głodu. Garstka lepiej urodzonych miała na "luksusy", czyli edukację i rozrywkę. Potem przyszedł PRL i też raczej dla większości było dość smutno i szaro. Ludzie mało wydawali na fanaberie, bo i nie było na co, a w sklepie stał ocet. A i tak część powie, że za komuny było lepiej, bo chociaż praca pewna i podstawowe potrzeby były zapewnione, wizja śmierci głodowej oddalona. Lata 90 też dla społeczeństwa łatwe nie były, inflacja, duże bezrobocie. I tak się wiele pokoleń Polaków nauczyło, że jak potrzeby niższego rzędu są zaspokojone, mamy co jeść, gdzie mieszkać, w co się ubrać i jest bezpiecznie, to już jest gitara, a reszta to strata pieniędzy i fanaberie. U mnie na wsi często spotykałam się z taką postawą, zwłaszcza wśród starszych pokoleń. Jestem w pełni świadoma, że dla większości mieszkańców tego globu zaspokojenie podstawowych potrzeb wciąż jest niedoścignionym marzeniem, że miliony cierpią głów i nie wystarcza im nawet na to. I że statystycznie niby mamy dobrze, bo jak się porównamy z całą planetą, to jesteśmy wśród najbogatszych krajów (o czym często też luzie zapominają, porównując się wyłącznie do kilku bogatszych od nas krajów na zachodzie Europy). Ale czy przez sam fakt, że tak na tym świecie jest, możemy powiedzieć, że zaspokojenie podstawowych potrzeb całkowicie wystarcza, a reszta to już fanaberie? Moim zdaniem nie. Uważam to za normalne, że kiedy potrzeby niższego rzędu zostaną zaspokojone, pojawiają się potrzeby wyższego rzędu. Dla mnie to normalne, że ludzie czują też potrzebę edukacji, samorozwoju, rozrywki, udziału w kulturze. Mówienie, że im się w tyłkach poprzewracało albo że to bananowa młodzież jest naprawdę grubą przesadą, bo świadczy o dążeniu w dół, a nie w górę.
|