Przyczajenie
Zarejestrowany: 2019-10
Wiadomości: 9
|
Zrozumieć intencje kobiety :-)
Witam,
Jestem facetem, wiec może nietypowe to miejsce na takie zwierzenia, ale mam już taki mętlik w głowie, że po prostu jestem ciekawy opinii. Otóż mam 28 lat i przez wakacje nawiązałem kontakt ze swoją byłą nauczycielką historii, która była jednocześnie wychowawczynią. Dodajmy - ma lat 46, jest sama, jedno dziecko 9 lat bez ojca, który niestety prawie 8 lat temu zmarł.
Więc wcześniej parę razy na siebie wpadliśmy, a w wakacje po prostu napisałem do niej z ciekawości - co u niej. No i zaczęliśmy pisać, na początku normalnie "co tam, jak tam, co u Pani", potem kontakt był intensywniejszy a same tematy coraz bardziej intymne. Od początku też twierdziła, że nie mogłaby się związać z kimś tyle młodszym, choćby dlatego, że 2 lata temu juz coś podobnego przeżyła z byłym uczniem, który pozwolił się jej zakochać a potem upokorzył. Po tej historii stwierdziła "nigdy więcej", ale ja ciągle miałem wrażenie, że mi wysyła sprzeczne sygnały i prawdę mówiąc dalej tak jest.
W końcu spotkaliśmy się na placu zabaw, gdzie Ona zabrała syna a ja 2 letnią córkę. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, coś tam o dzieciach i życiu osobistym. Spotkanie się skończyło, kontakt się nie urwał a w planach były następne spotkania, a nawet wycieczka do których z różnych powodów nie doszło.
Koniec końców ja naprawdę się nią zainteresowałem i jej dzieckiem, poczułem coś więcej, a kwestie metryczne są dla mnie nie istotne. Ona zobaczyła, że coś jest nie tak, więc ustawiła mnie od razu w kategorii "friendzone", bo jestem facetem, którego bardzo lubi, bardziej niż innych, ale nie w jej typie i przyjaźń to maksymalne co ją interesuje. Dobrze by też było, gdybym nie spędzał z jej dzieckiem za dużo czasu i go nie widywał, bo nie chce by mnie uznał za stałą w życiu - obawia się jego cierpienia i ja te obawy podzielam, ale...
W końcu zaczęliśmy się spotykać. Raz tygodniu widujemy się u niej w mieszkaniu przy winie - syn idzie spać, a my pijemy, rozmawiamy, żalimy się. Jest trochę ironii, trochę przemyśleń, trochę humoru. Wychodzę o 2-3 w nocy i choć starałem się szanować jej "Friendzone" to raz zebrało mnie na pocałunek, który przez chwile nawet odwzajemniła, ale potem chyba naszła ją jakaś refleksja. Na moje pytanie odnośnie tego pocałunku w późniejszych wiadomościach stwierdziła, że to tęsknota za fizycznością i wino. Ok.
Obecnie dalej jest to kategoria friendzone, przynajmniej dla niej. Z drugiej strony - przestała już mieć problem z tym bym widywał jej syna, ba - mam wrażenie, że nawet tego chce. Nie ma problemu z tym, że zrobiłem mu prezent - a wcześniej miała. Upominki, które jej wręczam też przestały ja irytować, choć wcześniej stwierdzała, że nie ma faceta który coś daje i nie chce czegoś w zamian. I tak sie spotykamy, wypijamy butelkę a ostatnio nawet dwie wina, wychodzę coraz później i z jednej strony chciałbym jej wierzyć w tego przyjaciela, a z drugiej jest tak sprzeczna, że podświadomie ciągle robię sobie nadzieje.
A mi naprawdę zależy i to nie na tym by ją kolokwialnie mówiąc przelecieć. Obecnie jestem na etapie syndromu gotowanej żaby i patrzę czy się w końcu sama ugotuje w swoich przyjacielskich przekonaniach.
|