Dot.: Czy wyjechać za granicę?
[1=2f6abb6d3878858271ffdb3 efd65c95d1f4fde9b_623d0cb 3af0b6;87278694]Ładnie ubrane w słowa to co można nazwać po imieniu - zapier...po minimum 60 godz tygodniowo bez urlopu. Zawsze myślałam, że dotyczy to tylko imigrantów, bądź ludzi pracujących za minimalną stawkę.
.[/QUOTE]
Ano, ładnie. I paradoksalnie mniej to dotyczy imigrantów zasuwających za minimalną stawkę, niż rdzennych Amerykanów i imigrantów, którzy zdobyli już jakąś tam pozycję. Ja pamiętam, że z pracy wychodziło się (bywało), że i o 20 mimo, że teoretycznie było to nine to five (jak to na stażu). A nie byłam ostatnia, która wychodzi. Niestety, praca to pasja Amerykanów i trzeba się dostosować. Dla mnie nie było to trudne, bo akurat zawód jest moją pasją, no i byłam w sumie od fąfla przyzwyczajona do zadaniowości. Jednak wiem, że gros ludzi (i z tej cywilizowanej i z tej mniej cywilizowanej Europy) ma z tym problem. Po prostu mamy inne standardy i inne priorytety. Na przykład mój tamtejszy szef nie był na dłuższym urlopie od 5 lat. Może dlatego te krótkie urlopy i dni wolne ludzie tam tak celebrują i wykorzystują do maksimum na odpoczynek. Nie wiem, może ja jakaś dziwna jestem, ale też jakoś wolę krótkie urlopy częściej, niż jeden długi, bo po dwóch tygodniach już jestem wypoczęta i zaczynam świrować. A po czterech kompletnie już czuję się wybita z rytmu i mam doła, że trzeba do pracy wracac. Może więc jakiś sens w tym jest.
|