Nie wiem od czego zacząć...
Wszystko zaczęło się 5 lat temu.. Byłam z chłopakiem już kilka lat ale cały czas czułam,że to bardziej z wygody z przywiązania,ale mimo tego trwałam w tym... Dopóki nie poznałam Pawła... Zawrócił mi w głowie do szaleństwa-rozstałam się z Danielem-byłam pewna tego. Wkrótce zamieszkaliśmy z Pawłem razem ponieważ moja matka nie mogła się pogodzić z tym ze zostawiłam Daniela dla jakiegoś Pawła. Byłam szczęśliwa nie miałam kontaktu z rodzicami nie chcieli mnie znać. Po kilku miesiącach zaszłam w ciąże z Pawłem. Napisałam mamie smsa o tym że zostanie babcią jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Nie chciała mnie znać i nie mieć nic wspólnego z nami i z jakimś dzieckiem(moja mama ma bardzo ciężki charakter i musi kierować innych życiem). Pokłóciłam się z Pawłem i spakowałam się i wróciłam do matki w końcu każda matka chce dla dziecka dobrze-idiotka.

Mamusia mnie przyjęła ciepło,że odeszłam od niego-bo to nie człowiek dla mnie i Daniel ciągle przyjeżdżał i się wypytywał o mnie. Cierpiałam Paweł chciał ze mną się spotkać zawsze czekał blisko mojej pracy,a ja się w tym wszystkim pogubiłam. Chciałam być znowu obok mojej miłości,ale bałam się znów uciec z domu-wyrzec się matki(jej zdaniem wyrzekam sie w ten sposób) płakałam dużo nie wiedziałam co robić-aż w końcu poroniłam. Nie pojechaliśmy do lekarza bo matka stwierdziła,żeby lepiej nikt nie wiedział że byłam w ciąży. Krwawiłam mocno...matka przychodziła i pilnowała mnie czy jest ok. Nie powiedziałam mu o tym przez wiele lat. Myślał,że żadnej ciązy nigdy nie było-byłam tylko raz u ginekologa. Kontakt się w tedy urwał a ja żeby o tym wszystkim zapomnieć zaczęłam pić imprezować. Miałam próbę samobójcza,ale rodzice w porę wyważyli drzwi i mnie uratowali. Napisałam do
Pawła-odpisał mi,że mógłby ze mną być tylko dla seksu. Załamałam się i już więcej nie napisałam. Wróciłam do Daniela-drażnił mnie tak jak kiedyś ale stwierdziłam,że skoro psycholodzy i psychiatra nie są w stanie mi pomóc pomogę sobie sama. Zaszłam w ciąże z Danielem. Wyszłam za mąż. Mamy zdrową córeczkę i kredyt i tyle. Uczuć między nami nie ma, nie potrafimy rozmawiać bez kłótni nie potrafimy się przytulać. Seks? tak jest, ciągle narzeka że mi się nie chce i często płacze po nim. Po pytaniu dlaczego płacze walę ściemę , że to przez kompleksy. Przez całe życie miałam Pawła w głowie. 5 lat już myślę-codziennie myśle o nim- tęsknie i próbuję się z tego wyleczyć. Napisałam do niego. Założył też rodzinę miał dziecko,ale się rozstali bo nie mógł z nią dalej żyć. W sobotę spotkałam się z Pawłem. Rozmawialiśmy tylko nic więcej

miałam nadzieję,że go spotkam że go znienawidzę-stwierdzę jaki jest brzydki i mi w końcu przejdzie. Niestety... czułam się szczęśliwa roześmiana znów promieniałam patrzyliśmy sobie cały czas prosto w oczy, coś nie do opisania. Dowiedziałam się,że on też nie może ułożyć sobie życia bo ciągle jestem w jego głowie. I jaki morał wszystkiego? Moje całe życie to wielkie kłamstwo. Żyję dla dziecka... Już dawno stwierdziłam,że mimo że nie czuję się szczęśliwa zrobię wszystko żeby ona miała idealne życie. Ale już tracę siłę-tracę siłę do udawania,że jest wszystko ok. Do ciągłych odgrywanych ról-szczęśliwej żony.