|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2014-11
Wiadomości: 2
|
Suchość pochwy-o co chodzi?
3 cykle temu poszłam z wizytą do ginekologa z powodu dolegliwości przypominających infekcję (uczucie przesuszenia, białe grudkowate upławy). Pani doktor stwierdziła, ze to infekcja mieszana i dostałam dwie dawki Fluconazolu (150) oraz Fluomizin 6 szt. Fluomizin bardzo mnie podrażniał, miałam wrażenie, że jest gorzej, ale po całej kuracji upławy zniknęły, pozostało jedynie uczucie przesuszenia. Po miesiączce upławy wróciły i generalnie cała zabawa od nowa... na dodatek dostałam zapalenia pęcherza (przeszło po furaginie). Udałam się ponownie do lekarza, pani doktor stwierdziła, że to dalej grzybica, dostałam flucofast dla siebie i dla męża (150) oraz Nystatyne 10 szt. Po całej kuracji miałam wziąć jeszcze całe opakowanie Gynoflor (Lacidobacillus acidophilus i estriol), co miało zapobiec nawrotom grzybicy. Podczas obu wizyt diagnoza zapadła na podstawie zwykłego badania ginekologicznego.
W trakcie kuracji nystatyną nie odczuwałam żadnej poprawy, więc zgodnie z zaleceniami z ulotki przerwałam leczenie i udałam się na kontrolę. Lekarz nie potrafił powiedzieć, co mi jest "jest jakaś biała wydzielina, ale nie jest to grzybica" (nie dowiedziałam się, co to jest w takim razie). Na suchość pochwy polecił stosować żel intymny do współżycia, tymczasem skarżyłam się na odczuwanie tej suchości 24 godziny na dobe, a nie tylko podczas seksu (o żadnym seksie nie było zresztą mowy, skoro brałam leki na grzybicę ). Komentarz lekarza "bez przesady, widziałem już bardziej suche pochwy" - WTF?!!??! Odniosłam wrażenie, ze lekarz mnie olal. Wyszłam z niczym.
Dokończyłam kuracje zgodnie z zaleceniami poprzedniej lekarki, mając nadzieję, ze dolegliwości związane sa z podraznieniem lekami i gynoflor załatwi sprawę. W związku z tym, że dolegliwości nie minęły, poszłam zrobić posiew i okazało się, że grzybicy nie ma, za to jest prawidłowa flora oraz bakteria Streptococcus agalactiae. Udałam się zatem do kolejnego lekarza z wynikiem. Lekarz powiedział, ze dla niego ta bakteria to nie żadna choroba, bo 1/3 ludzi ją ma i że musi mnie obejrzeć. Podczas badania stwierdził, że jest sucho, jakbym miała menopauzę (mam 33 lata) i że "coś zaburzyło równowagę biologiczną pochwy". Powiedział, że na razie nie da mi żadnych antybiotyków, tylko mam spróbowac na zmianę na noc brać lactovaginal oraz mucovagin w żelu, "a jak nie pomoże, to będziemy myśleć". Stosowałam w/w leki już 5 nocy i nie widzę żadnej, nawet najmniejszej poprawy. Czy to za szybko, czy powinnam udać się z powrotem do lekarza? Po jakim czasie to powinno zacząć działać? Po jakim czasie niedziałania w/w zestawu powinno stać się jasne, że dolegliwości są jednak wynikiem zakażenia bakterią? Na podstawie czego mam to stwierdzić?
Odczucie suchości jest takie, jakbym się natarła papierem ściernym od wewnątrz.
Dodam, że bardzo długo czekałam na tzw. zielone światło od enokrynologa na starania o dziecko i niestety nie jest mi dane nic w tym kierunku poczynić, bo cały czas słyszę od ginekologów, że mam poczekać ze współżyciem (wyjątek - trzeci z opisanych wyżej lekarzy, ten, który mnie olał). Trochę się boję tej bakterii, bo naczytałam się, że jest groźna dla kobiet w ciąży. Skoro zatem mam ją w pochwie, nie powinnam zostać mimo wszystko przeleczona antybiotykiem przed rozpoczęciem starań?
Planowaną wizytę u lekarza mam dopiero w styczniu (miałam przyjśc po miesiączce, ale wypada w święta, więc będę musiała pójść na początku roku). W razie czego mogę jednak pójść prywatnie.
Czy któraś z Was miała takie doświadczenia?
|