Napisane przez Elielon
Postanowilam zalozyc watek, poniewaz obawiam sie, ze moje problemy z zaufaniem i niskie poczucie wlasnej wartosci zrujnuja dobrze rokujaca relacje. Moze ktos borykal sie z podobnym problemem i wyszedl jakos na prosta?
Spotykam sie z facetem od miesiaca, znamy sie niewiele dluzej. Znajomosc rozwija sie bardzo intensywnie, nie zdarzylam wrocic do domu z pierwszej randki, a juz mialam wiadomosc, ze bylo bardzo milo i chcialby mnie poznac blizej. Na drugiej randce poszlismy do lozka. Widujemy sie 3-4 razy w tygodniu, razem pracujemy 2-3 dni w tyg, a w dni kiedy sie nie spotykamy dzwonimy do siebie wieczorem. Facet zaproponowal wspolne wakacje i raz zasugerowal wspolne mieszkanie. Patrzac z boku wszystko idzie we wlasciwym kierunku, ale oczywiscie ja jak to ja, tworze problemy, ktorymi autentycznie sie przejmuje. Przede wszystkim przemaglowalam go z gory na dol, od prawej do lewej. Nie chcialabym sie ladowac w zwiazek z kims, kto potencjalnie moze mnie zranic, wiec musialam wiedziec ile ma relacji z kobietami za soba, co bylo przyczyna rozstan, cala historia rodzinna, kto z kim, co i jak. Wyslalam go na badania, zeby sprawdzil czy nie ma chorob wenerycznych. Wpadlo mi tez w rece jego CV, wiec zawodowo rowniez przeswietlony. Instagram, wiadomo, byly pytania dlaczego ta osobe sledzi, jak ona znalazla jego profil skoro jest prywatny itd. Jakos sie wybronil.
Problem w tym, ze nie ufam mu zupelnie. Nie wierze na 100% w to, co mowi, no chyba ze mi pokaze dokument typu wlasnie badania lekarkie. Wiadomo, dopiero sie poznalismy, moze mi mowic cokolwiek, bo nie jestem w stanie wszystkiego zweryfikowac. Normalni ludzie na tym etapie lataja z motylami w brzuchu, a ja jak detektor klamstw czekam na najdrobniejsza rozbieznosc. No wlasnie - czekam. Wyszukuje problemow. Ostatnio stwierdzil, ze chcialby podrozowac. W mojej glowie juz wielki alarm, ze mamy zupelnie inne oczekiwania od zycia i do siebie nie pasujemy. Ja wolalabym odlozyc na wklad wlasny na mieszkanie, a ten bedzie wydawal kazdy zarobiony pieniadz na wycieczki. Zwolalam powazna rozmowe ze wstepem, ze oto na taka przeszkode natrafilam. Okazalo sie, ze jemu chodzilo o to, zeby miec mozliwosc pojechania na wakacje raz do roku. Wyobrazalam sobie, ze pewnie w kazdej pracy (pracuje w kilku miejscach, ze mna tylko 2 dni w tyg) ma taka dziewczyne na boku. Dopiero przyjaciolka mi przemowila do rozsadku, ze przeciez nie mialby na to czasu skoro non stop siedzi ze mna, jak nie fizycznie to na telefonie.
Na cale szczescie komunikacja miedzy nami funkcjonuje bez zarzutu, wymieniamy sie przeroznymi spostrzezeniami, sam regularnie mnie pyta o feedback. Przyznal, ze moje analizowanie wszystkiego na 50 sposobow bywa irytujace. Ja mu sie nie dziwie. Tylko nie umiem przestac, wybiegam w przyszlosc i przewiduje potencjalne problemy. I go pytam, co by zrobil jakby to czy tamto. Jego reakcja wyglada tak: ??!?!?
Denerwuje mnie to. Chcialabym sie cieszyc rodzaca sie relacja, ale sama ja sabotuje. Nie jestem dumna z tego, jak go traktuje, bo duzo we mnie uczuciowej rezerwy skoro spodziewam sie, ze romans zaraz sie skonczy. Bywam zwyczajnie niemila, chociaz w srodku mam duzo cieplych uczuc do niego. Nie ma o nich pojecia. Frustruje mnie, ze jestem taka gora lodowa. Moze takie podejscie brzmi dla kogos znajomo i podrzuci dobra rade?
|