Mam 26 lat i ŁZS i mimo że zaczerwienienie twarzy już kilka lat temu udało mi sie względnie opanować i teraz właściwie wystarcza mi stosowanie kremu Kerium DS co noc, z błyszczeniem twarzy nie mogę sobie poradzić. Z tego co czytałem w internecie, najlepsze opinie i to konkretnie do tego typu problemów skórnych zbierają La Roche Effaclar Mat i od jakiegoś czasu obiecujący wydaje się Kiehls Oil Eliminator. Zużyłem już kilka opakowań tego pierwszego i całą tubę drugiego (oczywiście sekwencyjnie, nie równocześnie

), ale żaden z nich nie daje sobie rady z moją cerą. Próbowałem też tańszych opcji, które wiele ludzi zachwala, jak Ziaja matująca 25+, ale tam było już całkowicie tragicznie i nie tylko nie byłem zmatowiony, ale się kleiłem i swędziała mnie twarz.
Nakładam na świeżo oczyszczoną i dokładnie osuszoną skórę twarzy, a i tak po kilku godzinach błyszczę się jakbym wysmarował się woskiem. Wyjścia na miast najczęściej kończą się tym, że i tak muszę w toalecie przecierać twarz zwilżonym papierem, bo w dwie godziny po zasmarowaniu kremem mam już na twarzy jeden wielki błysk, którego zwykłe odsączanie "na sucho" w żaden sposób nie likwiduje.
Czy jest wobec tego jakiś nawilżający krem matujący, który byście polecili, czy mam się pogodzić z tym, że skoro La Roche nie daje rady to "ten typ tak ma"?

Nie siedzę w temacie, a googlując trafiłem na masę różnych propozycji (z czego pewnie 80% sponsorowanych), a z racji tego, że te kremy nie są tanie, nie chciałbym na ślepo próbować wszystkich po kolei, bo pójdę z torbami

Jakieś rekomendacje, co u was zadziałało? Chciałbym po prostu coś, co mnie dobrze zmatuje, nawilży skórę i nie będzie klejące w konsystencji tylko ładnie się wchłonie. Pod tym względem i Kiehls i La Roche są super - tylko co z tego, skoro ich matowienie wystarcza u mnie na 2h
