Zauważyłam, że mimo prawie idealnej cery mam skłonność do zmarszczek w bardzo młodym wieku. Głównie chodzi o czoło i strukturę skóry na czole. Jest taka jakby poharatana. Zawsze używałam kremów z filtrem i nie wystawiałam się aż tak na słońce, nie chodziłam też na solarium. Jest mi przykro kiedy patrzę na dziewczyny starsze ode mnie, które mają taką ładną skórę. Czy czeka mnie ostrzykiwanie?
Poza tym oczywiście popsuła mi się strasznie przemiana materii, skóra na ciele zrobiła się szorstka, włosy lecą. Robiłam badania krwi, badania tarczycy i jest wszystko w normie.
Jak sobie poradzić z tym psychicznie? Mam 28 lat i jak widzę 20-latki, to czuję się jak stara babcia.

Mają takie świeże spojrzenie, ładną skórę. Dotąd nie nosiłam makijażu codziennie, ale odkąd zmarszczki się pogłębiły czuję taki "obowiązek"... Pryszczy nigdy nie miałam. Czuję, że śmiesznie wyglądam w topach i obcisłych ciuchach, mocniejszym makijażu ust, bo zmarszczki mogą sprawiać, że wyglądam jak taka dzidzia piernik. Czy któraś z Was też tak ma i jesteście poszkodowane w genetycznej loterii? Nie chodzi mi o cały wygląd, bo może szału nie było, ale względnie ładna byłam. Teraz sypię się jak domek z kart.
Zastanawia mnie skąd kobiety biorą tyle pieniędzy żeby dobrze wyglądać? Oglądałam wstępnie ceny botoksów itp., ale podobno trzeba powtarzać po kilku miesiącach.
Czuję, że przegapiłam moment na poprawianie skóry i teraz już niewiele pomoże. Z moimi genami powinnam chyba zająć się tym kilka lat wcześniej. Nie mogę zrobić grzywki, bo mam liche włosy. Stosowałam witaminy i wcierki, ale natury nie przeskoczę. Zastanawiałam się nad doczepianiem żeby zagęścić i tu znowu ceny jak z kosmosu. Czy wy, odkąd zbliżałyście się do tej magicznej 30-tki, musiałyście zacząć wydawać dużo więcej pieniędzy?