Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Związek skazany na stratę? Pomocy Dziewczyny...
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2020-10-06, 13:26   #1
GrudniowaDekadentka
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2020-10
Wiadomości: 5

Związek skazany na stratę? Pomocy Dziewczyny...


Cześć Dziewczyny.
Jestem tu nowa i założyłam właśnie konto tylko po to, żeby móc się zwierzyć, bo w życiu nie mam z kim o tym poważnie porozmawiać pod każdym względem.


Poznaliśmy się na próbie zespołu. Uważałam go po prostu za miłego chłopaka (jest 7 lat starszy), a w ciągu ostatniego miesiąca stało się to że "jesteśmy razem'' - i właśnie, drapię się pogłowie pisząc ten cudzysłów.


Zaczęło się od bardzo przyjemnych randek. Miałam w życiu mnóstwo randek z wieloma facetami, ale one niemal zawsze kończyły się niczym - ponieważ ja to wyciszałam, odsuwałam się. Jeżeli dobrze poszło to doszło nawet do 5 spotkań, które nie kończyły się nawet pocałunkiem. (Ja nigdy nie potrafiłam pocałować/dotknąć pierwsza).


Z nim było inaczej, do tego stopnia że mnie to i bawiło w jakiś sposób i zdumiewało. Miałam poczucie że zjada mnie oczami, proponował kolejne spotkania a ja wyjątkowo bardzo ich chciałam (normalnie zawsze straszyło mnie takie zachowanie ze strony facetów).

Więc były te spotkanie, przyjechał do mnie z zakupami i winem gdy byłam chora (to było 3 dni od pierwszej randki - szaleństwo, ale jakoś że było nam miło).



Po tygodniu chodziliśmy już za ręce po mieście, albo szliśmy a on mnie obejmował (wszystko z jego inicjatywy). Do tej pory dziwimy się oboje że to wszystko jakoś tak samo z siebie szybko się potoczyło...

Zaraz przyszły pierwsze nocowania, rozmowy, wielka czułość, spanie na łyżeczkę i seks (co w moim przypadku też jest nietypowe, ale czułam się na tyle pewnie, komfortowo i miałam na to ludzką ochotę że nie miałam żadnych oporów). Było zmysłowo, czułam ogromne ciepło i bezpieczeństwo.



Przedstawiał mnie swoim znajomym, zawsze płacił, gotował, robił śniadanka (chodził po bułki, kupował specjalnie dla mnie szynkę z indyka). Takie cudne pierdoły i miłe gesty, które wymagają trochę czasu i chęci.


DOBRA - DO METY.


Na samiuteńkim początku prosił mnie żebyśmy nie rozmawiali o byłych związkach jeszcze teraz, bo dopiero się poznajemy, jest miło, a na trudniejsze rozmowy jeszcze przyjdzie czas. Zgodziłam i zgadzałam się z tym w stu procentach.



On ciągnie trzy zawody w pewien sposób. Jest muzykiem, gra wieczorami, na imprezach, w filharmonii, uczy dzieci w szkole gry dwa dni w tygodniu i teraz zaczął studia stacjonarne. Jest zawalony wszystkim i nie ma czasu na spotkanie.

Tylko że.

Nie widzieliśmy się od dwóch tygodni (zaczęło się od tego że byliśmy oboje w rozjazdach).

Jesteśmy w jednym dużym mieście. I wiecie, zastanawiam się czy wyegzekwowanie jednego wieczoru od 1,5 tyg to naprawdę nierealna sprawa w okolicznościach jego zapracowania? To jedno.



Nie panikowałam aż tak, bo to pierwszy chłopak który do mnie dzwoni z własnej woli. Dopyta raz dziennie czy u mnie wszystko w porządku, a to a tamto. Ok.


Tylko że w zeszłym tygodniu były trzy opcje/propozycje spotkań (z jego strony), a nic nie wypaliło. Co więcej, nie poinformował mnie że nie wyjdzie tylko ja siedziałam jak na szpilkach, a kiedy dopytałam o godzinę odpisał np - Ojjjj, dziś to raczej nie wypali. Mam mnóstwo roboty tutaj." Nie mam podstaw żeby mu nie wierzyć, ale nie mam też 100% pewności czy to miganie czy obowiązki faktycznie.


MERITUM.
Wczoraj zadzwoniłam wieczorem do niego ja, jechał autem więc oddzwonił później. Rozmowa późnym wieczorem trwała ponad godzinę. I pojawił się ołowiany temat - że on ma mnóstwo przemyśleń, że on ma wątpliwości, bo boi się zaangażowania. Że on nie wie do końca jak będzie. Że związek to odpowiedzialność za mnie, a on jest niedostępny przez pracę. Że cały czas żyje w traumie po poprzednim trzyletnim związku (który zakończył się rok temu - dziewczyna go biła i wydzwaniała do jego rodziców, kolegów i klęła na niego jak szewc). Że ma depresję, a ten natłok obowiązków i trauma jeszcze bardziej to potęgują. Że musi iść do psychologa a nie chce póki co mnie tym obarczać, bo wie że jestem bardzo wrażliwa.



No i wiecie. Zachowałam spokój w tej wideo-rozmowie (chociaż prawie zwymiotowałam z nerwów na telefon gdy to mówił, bo czułam że my zaraz zerwiemy naprawdę, a jeszcze dwa dni wcześniej miałam błogie ciepło w sobie że pojawił się u mnie w życiu taki człowiek).

Wyjaśniałam mu na spokojnie, że po pierwsze rozmawianie na taki temat, po 23:00, kiedy on jest po 12h pracy i przez telefon - nie jest zbyt poważną sprawą (ogólnie jak człowiek jest wyprany ze zmęczenia i głodu to to się potęguje).

Powiedziałam, że wiedziałam od początku że będzie miał mnóstwo obowiązków i wystarczy mi jedno długie spędzenie czasu raz w tygodniu (np nocowanie w weekend).
Że nie zastąpię terapeuty bo nie mam takich kompetencji, ale że zawsze może zemną porozmawiać o byłej (nie o wszystkim bo to jego intymna historia ale sama byłam w toksycznej relacji, wiem czym to pachnie więc po prostu wysłucham go bez oceniania).
Że jestem dorosła i od początku uprzedzał mnie o swojej niesłowności (której nie znoszę), ale widocznie inne jego cechy są dla mnie na tyle ważne, że teraz rozmawiamy (a nie wystrzeliłam go w kosmos).


Po tym, uśmiechnął się mówiąc cicho że teraz czuje się trochę spokojniejszy i mu to pomogło.



Finał:
Mamy "teoretycznie" spotkać się w ten weekend. Z tym że on dał mi do zrozumienia, że jeszcze "zobaczymy'' czy dojdzie do tego spotkania w niedzielę. (Tak jakby od jego nastroju miało to należeć).


Wczoraj spytałam go też czy się zemną żegna po prostu. Powiedział że nieee, że po prostu mieliśmy mówić sobie o wszystkim otwarcie i szczerze. Ale ja się boję że to ew. spotkanie za kilka dni będzie pożegnaniem. Pewności nie mam. Nie spałam całą noc, nie mogę jeść i nie mogą wyschnąć mi oczy.
Spytałam go wczoraj czy mu na mnie zależy, odp: Proszę o inny zestaw pytań.
Spytałam czy o mnie myśli. Powiedział że pewnie że tak, że bardzo dużo... Że te pierwsze dwa tygodnie gdy spędzaliśmy dużo czasu był bardzo szczęśliwy i aż go trochę nosiło z tego zadowolenia.



Kobiety doradźcie, co o tym wszystkim sądzicie? Jest aż tak źle jak myślę i powinnam uciekać, czy po prostu facet dostał ostro w kość i należy dać temu czas?


Ściskam,


GD
GrudniowaDekadentka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując