Cześć

na wstępie chciałabym się przywitać

Do tej pory tylko podczytywałam forum, a teraz sama potrzebuję porady, bo już nie wytrzymuję.
Ogólnie mówiąc mam 26 lat, skończyłam dobre studia, mam fajną i dobrze płatną pracę. Od zawsze byłam trochę szalona i uwielbiałam podróże, kilka lat temu zjechałam autostopem całą Europę, mieszkałam trochę w Turcji i Indiach, no i ogólnie jak mam czas i możliwości to sobie gdzieś wyjeżdżam i daje mi to dużo radości.
Trochę ponad rok temu zakończył się mój 3 letni związek, w którym partner podzielał moją pasję do wyjazdów.
Od prawie pół roku jestem w nowym związku, niestety, pierwsze 3 miesiące były idealne, a później spadły różowe okulary i zaczęło mi bardzo dużo rzeczy przeszkadzać. Zaczynając spotykać się z nim powiedział, że jego największą wadą jest bałaganiarstwo, myślałam, że nie będzie mi to przeszkadzać, bo sama nie jestem pedantką, ale jak do niego przychodziłam, to całe mieszkanie było po prostu brudne, centymetr kurzu na półkach, śmieci pod nogami. Poprosiłam, żeby to mniej wiecej ogarniał jak mnie zaprasza, co stara się robić, no ale idealnie nie jest. Kolejna sprawa, jestem wege a w jego lodówce samo mięcho

wiem, że nie powinno mi to przeszkadzać, ale zaczęło, bo jak chcemy coś jeść to tylko wynosy albo ja gotuję, ewentualnie on ze mną jak dokładnie powiem mu co mam robić. Mam trochę naturę feministki i mój partner zawsze mówił mi, że podoba mu się to, bo nie potrzebuje dziecka do opieki, tylko partnerki, ale miło byłoby jakby się czasem postarał, nie wiem, kupił kwiaty czy przygotował kolację, ale niestety jeszcze się mu nie zdarzyło. Zapewnia mnie natomiast codziennie nieustannie o swoich uczuciach, mówi, że jestem najważniejsza, przytula, stara się bardzo w łóżku, powiedział mi kilkukrotnie, że miał kilkanaście partnerek przede mną w tym kilka poważnych związków, ale będąc ze mną czuje, że to jest to, że najwidoczniej nikogo nie kochał wcześniej... ja nie do końca czuję to samo, ale nie potrafię się rozstać, na samą myśl mnie paraliżuje, być może jest to spowodowane tym, że mój poprzedni związek był bardzo toksyczny i ja generalnie mam duży problem z decyzyjnością.. Kolejny nasz problem to to, że właśnie mój chłopak nigdy nie lubił podróżować, niby mówi, że ze mną wszędzie pojedzie, ale wiem, że inicjatywa będzie musiała wyjść z mojej strony.. zaczęło mnie denerwować ostatnio nawet to, że pomimo tego, że ma prawko to boi się prowadzić samochód, byliśmy ostatnio w górach i prowadziłam 6h bez przerwy, po bardzo śliskiej ulicy, a on nie chciał mi pomóc, bo się bał.. Ja jestem bardzo spontaniczna, robię dużo rzeczy naraz, on wszystko planuje, działa bardzo schematycznie. On w ogóle nie ma potrzeb innych niż praca, rower, siłownia i ryż z kurczakiem, czasem jak się postaram i coś ugotuję to kwituje to tylko że "dobre gówno". A ja się jaram jedzeniem, lubię probować nowych kuchni, a mam wrażenie, że wszystko co robimy jest pode mnie, bo on nic od życia nie potrzebuje i też mało rzeczy go cieszy.
On uważa, że pasujemy do siebie idealnie, że bardzo mnie kocha, że się uzupełniamy, robi wszystko o co go poproszę, ale właśnie trochę jak z dzieckiem, muszę prosić, żeby pozbierał skarpetki, odkurzył, żeby podjechał ze mną gdzieś tam.. przy czym zawsze ja prowadzę i wszystko załatwiam, a on tylko stoi obok..ale z jego strony nie ma tej inicjatywy, dla niego okej jest przyjść do mnie i siedzieć, albo żebym ja do niego przyszła i siedziała.. Nigdy nie dostałam od niego miłej wiadomości, nawet glupiego dzień dobry, czy dobranoc, bo uważa, że dorośli ludzie powinni rozmawiać na żywo, a nie przez szkiełko telefonu i skoro się prawie codziennie widzimy to on nie widzi potrzeby takiego kontaktu. Wie, że dla mnie ważne są prawa zwierząt, on się z tego śmieje, mam 2 koty, które on średnio lubi.. Wydaje mi się, że go kocham, ale stresuje mnie przyszłość z nim.. On widać, że jest bardzo zaangażowany, podkreśla ciągle swoje uczucia, a ja sama nie wiem... Kilka razy po kłótni powiedział, że nie jest w stanie się pode mnie zmienić i że możemy się rozstać, na co ja wpadałam w popłoch i go przepraszałam, kilka dni spokoju i później znowu to samo..
Powiedział mi, że jestem dysfunkcyjna i że mam osobowość borderline, ale i tak mnie akceptuje i namawia do terapii.. Powiedział, że z tego co widzi, to z moim podejściem nie będę w stanie sobie życia z nikim ułożyć, bo zachowuję się okropnie i ciągle mam pretensje.. a ja już nie wytrzymuję, stresuję się codziennie, nie mogę spać.. mam juz 26 lat, więc jeśli chciałabym założyć rodzinę, to powinnam coś robić w tym kierunku, a mój partner jest idealnym kandydatem na ojca, bardzo chciałby dzieci, mówi, że nie może się doczekać, aż będzie tatą, ale ja sama nie wiem nawet czy chcę z nim być, czy chcę dzieci.. jakoś źle mi w życiu okropnie i chciałabym coś zmienić.. Sama nie wiem, zaczęłam myśleć, że mam taki charakter, że nikt mi nie pasuje i nie będzie pasować.. Chłopak uważa, że boję się odpowiedzailności i że jestem strasznie niedojrzała, chciałabym się zmienić, ale nie wiem jak..