Napisane przez VI4
Dziwi mnie, że koty mają tylu miłośników. Stworzenie, które jest kapryśne, ma jeden i ten sam "mam cię w doopie" wyraz paszczy, wszędzie wlezie, jest roszczeniowe, kapryśne i nieprzewidywalne, strach przestawić kubek, bo będzie wymagać dwóch tygodni kocioterapii, trzeba kombinować, żeby łaskawie się napiło, rzyga gdzie popadnie i to często - bo się odkłacza, najlepiej żeby miało kociego towarzysza, ale to ruletka - moja mama miała kota, zachciało się jej dokocić, i teraz ma dwa, które nie chcę mieć ze sobą nic wspólnego, a każde z osobna zawraca jej tyłek, nie umieją się nauczyć, że w nocy się śpi, nie robi rozpiździel w mieszkaniu, i że żarcie będzie jak mama wstanie - a nie 2 godziny wcześniej, kiedy ją regularnie budzą darciem japy - etc etc. Kurde, nigdy w życiu kota. Pies wie, że jak zaczepia i się niego nie zwraca uwagi - to nic nie ugra i idzie spać. Wie, że śpi dotąd, dopóki my nie śpimy. Nie ma żadnym obrzydliwych rytuałów typu "narzygam do łóżka, bo wylizałem se kuper i muszę się pozbyć kłaków" dwa razy w tygodniu. Nie wskakuje na stół w kuchni, nie włazi do szaf, nie trzeba robić w oknach zasieków, bo mu się wydaje, że z 3-go piętra to wyfrunie - a potem cyk, jednak łamie kości. Nie ma akcji typu "głaszcz głaszcz" - i nagle pazurami po oczach, bo usłyszał jak trzy piony dalej chomik przegryzł kabel. Nie ma cyrków z podaniem syropu, bo wie, że jak raz dostał na siłę, to nie ma bata, trzeba wypić i już. Każdą tabletkę zeżre - byle podana w pasztecie.
A do tego - cudnie pachnie pieseczkiem...
|