Przyczajenie
Zarejestrowany: 2021-03
Wiadomości: 10
|
Wystawne wesele, którego nie chcę.
Czesc,
Podczytuje wizaz od pewnego czasu. Zalozylam w koncu konto, zeby zapytac o rady. Trudno mi znaleźć kompromis, może czyjś punkt widzenia pomoże.
Od ponad 2 lat jestem zareczona z facetem, ktorego bardzo kocham. Pasujemy do siebie, swietnie dogadujemy sie w lozku i poza nim. Nie moge powiedziec, ze jestesmy idealnym zwiazkiem, wlasciwie nasza historia jest niestandardowa. Kolokwialnie mowiac bujamy sie ze soba od kilku lat, czasami pomieszkujemy razem, chociaz oficjalnie moj narzeczony mieszka ze swoja rodzina. Razem wynajmujemy mieszkanie, w ktorym on czesto, ale jednak tylko bywa. Istota problemu jest, jakkolwiek staroswiecko to zabrzmi, roznica w pochodzeniu. Mieszkam za granica, moj facet jest obcokrajowcem, on ma na miejscu ogromna, wielopokoleniowa rodzine, ja - nikogo. Fakt, ze nie mieszkamy oficjalnie razem ma zwiazek z brakiem slubu. Przekroczylam juz magiczna 30-stke, widze przyszlosc u boku tego faceta, dlatego ta sytuacja mnie tak frustruje i rani.
Nosze na palcu piekny pierscionek, powinnam teraz wybierac sukienke i planowac slub, tymczasem od 2 lat tkwimy w martwym punkcie, bo nie jestesmy w stanie dojsc do kompromisu odnosnie ceremonii. On w tych negocjacjach brzmi jakby byl niewolnikiem wlasnej rodziny, ktora domaga sie wystawnego weseliska. Ja zamiast slubu koscielnego wolalabym skromna cywilna ceremonie. Nie chodze do kosciola, nie jestem religijna, chociaz wszystkie sakramenty mam odfajkowane. Nie widze sensu, zeby osoba tak oddalona od kosciola brala nagle slub koscielny. Narzeczony tez koscioly raczej omija, a mimo to naciska mnie na najbardziej tradycyjny slub jaki mozna sobie wyobrazic. Drugim, wlasciwie wazniejszym argumentem jest moja niesmialosc. Nie znosze byc w centrum zainteresowania. Wizja skladania przysiegi z setkami wlepionych we mnie oczu powoduje u mnie atak paniki. Nie chce zadnych kamerzystow, podziekowan, nie chce traumy zamiast miłych wspomnień. Od dziecka nienawidzilam przemowien i recytowania, zawsze sie balam, ze palne cos glupiego. W konteksie slubu, ktory odbylby sie w obcym jezyku tym latwiej o pomylke. Oczami wyobrazni widze swoja kompromitacje i dezaprobate u bliskich narzeczonego. Sceny, ktore bede przewijac w pamieci latami.
Za postawa narzeczonego w duzym stopniu stoja pieniadze i rodzinne uklady. Wg niego slub cywilny zostalby bardzo zle odebrany, a on krotko mowiac odciety od korytka. Jego rodzina bardzo by chciala, aby sie w koncu ustatkowal, wzial slub, dorobil sie potomstwa itd. Przyszli tesciowie bardzo sie garna do zasponsorowania imprezy, co za tym idzie pozapraszania swoich znajomych i zapewne znajomych znajomych. Sa to ludzie, dla ktorych pozory i wrazenia graja ogromna role. Nie pamietam juz ile rozmow na ten temat odbylismy. On obstaje za tym, zeby zacisnac zeby i wyprawic slub dla jego rodziny. Nie wiem na ile to prawda, nie bylo mnie przy tej rozmowie, ale podobno rodzice byliby sklonni podarowac nam pieniadze na wklad wlasny, abysmy krotko po slubie byli w stanie kupic swoje pierwsze mieszkanie. Bez pomocy bedziemy skazani na dlugoletnie odkladanie, sama zarabiam niewiele, narzeczony dobrze, ale nie rewelacyjnie.
Chcialabym, zeby ta kwestia nie generowala negatywnych emocji miedzy nami. Ten post narodzil sie po kolejnej klotni, w trakcie ktorej moj facet stwierdzil, ze moze ten caly zwiazek nie ma sensu skoro nie jestesmy w stanie dojsc do kompromisu wobec jednej kwestii. Na poczatku myslalam, ze rzeczywiscie rodzina tak go naciska, az zaczelam podejrzewac, ze on sam skrycie marzy o hucznym weselu. Nie chce tracic kontroli nad wlasnym slubem. Moze nie jestem tradycyjna, ale nadal chcialabym, zeby ten dzien byl wyjatkowy i zaprojektowany przeze mnie. Smuci, ze narzeczony nie bierze pod uwage mojego komfortu psychicznego. Jemu jako facetowi naturalnie sie nie spieszy. Czasami mam wrazenie, ze probuje mnie przeczekac z nadzieja, ze desperacja wezmie gore i zgodze sie na slub, ktorego nie chce. Organizacja nawet niewielkiej ceremonii zajmie przynajmniej rok, oczywiscie zakladajac, ze pandemia w koncu sie wyciszy. Bardzo mi zalezy na rozpoczeciu kolejnego etapu w zyciu, ale jednoczesnie obawiam sie, ze zmarnuje ten jeden wyjatkowy dzien czujac sie jak kukielka w nieswoim przedstawieniu. Prosze podpowiedzcie co zrobilybyscie na moim miejscu?
|