ja bym się w życiu takich rzeczy nie pozbyła

ale u mnie sytuacja wygląda tak, że lubię czasem pobrudzić się przy rękodziele. Kiedy człowiek poplami farbą akrylową ubranie, no to katastrofa. Jeśli nie zauważy się tego odpowiednio wcześniej, to można tylko bawić się w jakieś wykruszanie zaschniętych resztek, i nie ma gwarancji, że uda się wszystko usunąć. Akryle są milion razy gorsze pod tym względem od farb olejnych, bo choć oleje to tłuściochy, schną dłuuugo, i łatwiej się po nich wszystko czyści. Akwarele natomiast są zdradliwe, bo wydają się być tak niewinne (no bo to tylko farbki wodne), ale widzę po rękach, że akwarelki potrafią siedzieć na skórze, lub pod paznokciem nawet kilka dni

czystych ubrań na wyjścia, choćby do sklepu, zwyczajnie mi szkoda na zabawy kreatywne.
Jeśli w lumpeksie zdarza mi się kupić coś, co nie pasuje (np. trzaska w biuście

), zawożę to teraz do sąsiedniej miejscowości, gdzie otwarli sklep charytatywny. To samo robię z książkami i kosmetykami, oddałam tam również parę durnostojek. Niekoniecznie mam chęć dzielić się rzeczami, za które sporo zapłaciłam, wolę je zanieść do antykwariatu lub spieniężyć na Allegro, czy w podobnym miejscu.