Troche jest we mnie buntu i zlosci na to co piszecie, i na to jak go okreslacie
Ja wiem, ze on jest dobrym facetem, ale macie rację, on się boi odpowiedzialnosci, jego zycie (troche z jego winy) tez sie potoczylo w ten sposob, że na tak zwane stare lata musi sie przebranżawiac, by móc godnie żyć i na tym jest teraz skupiony. Jego po prostu na rodzinę nie stać w tym momencie, a jak to mówi, nie chce klepać biedy jak jego rodzice i skazywac na to samo swoich dzieci. On uważa, że to facet powinien zapewnić byt rodzinie, kiedy mówię, że sobie razem jakos bysmy poradzili. Wiem, że ma w tym rację, ale rodzina to nie jest jakas tam moja zachcianka, po prostu taka jest kolej rzeczy i nie zatrzymam czasu, nie zamrożę się na kilka lat, żeby potem , gdy nadejdzie dobry moment móc zdecydować się na dziecko
On raz mi mówi z żalem, że nie chce marnowac mojego czasu i odbierac mi tej szansy a innym razem ze złością, że uparłam się na temat ślubu i dzieci i tylko to jest dla mnie ważne. Chociaż ja wspomniałam o tym tylko kilka razy, bo za kazdym razem konczylo sie kłótnią, albo tak jak ostatnio rozstaniem
On chciał mieć dzieci, rozmawialismy o tym, mówił, że chciałby mieć trójkę, ale widocznie to się zmieniło z biegiem lat, kiedy życie okazało się niezbyt finansowo kolorowe.
Na razie nie chcę myśleć, że mogłabym byc z kimś innym, nie wyobrazam sobie tego
Wiem, że nie powinnam czekać na cud, że coś się zmieni po jego stronie.
Jak mówicie, że mam go zablokować i juz nigdy do tego nie wracac, to tak, jakbym miała cos usmiercic
Czy to da się przeżyć???