Dot.: Ludzie i zachowania, które nas dziwią + ot, część 74.
Ja się wychowałam w bardzo...hmm mieszczańskich klimatach [emoji1787][emoji1787][emoji1787]
Chyba tak bym to określiła.
Jakiegoś wielkiego bullyingu nie było, a nielubiane osoby zdarzają się wszędzie, w zasadzie w każdej klasie.
W gorszych szkołach bullying był zawsze bardziej brutalny i bardziej bezpośredni/wprost.
Chodziłam do świetnego liceum, za ktorym nie przepadałam. Oczywiście, że czuć w nim było atmosferę rywalizacji i tym samym braku tolerancji dla tych słabszych, którzy odpadali z powodu słabszych wyników. Ale to jest chyba typowe w takich szkołach.
Co mnie drażnilo najbardziej - właśnie nauczyciele - hipokryci, którzy wiedzieli, kto w danej klasie jest nielubiany i oni jeszcze...Potrafili to podkręcić - wyróżniali takiego ucznia/uczennice, ale nie w pozytywny sposób.
Przodowaly w tym dwie zakompleksione nauczycielki. I one jednocześnie były nad wyraz miłe dla kogoś, kto był córka lekarza (w mniejszym mieście się to szybko wie) albo potrafiły "układać się" z dziewczyną, której rodzice mogli coś załatwić im samym albo szkole. Dla mnie to obciach na maksa- jakie to wychowawcze, że nauczycielka ignoruje nieobecności uczennicy, bo ta jej może za to wyswiadczyć jakąś przysługę. Albo jej rodzice.
W tym liceum miałam też koleżankę, która nigdy by się do niego nie dostala, gdyby nie wsparcie finansowe dla szkoły ze strony bogatych rodziców. A ona sobie nie radziła - skończyła na eksperymentalnym programie z matematyki i biologii i bez tego nie zdalaby do następnej klasy. A tego w elitarnym liceum nie akceptowano.
Jak mniemam tutaj również rodzice pewnie osobiście rozmawiali z nauczycielami tych przedmiotów, żeby jakoś "przepchneli" córkę.
No ale czasem nawet w lepszych szkołach toalety lub sala gimnastyczna nie wyremontuja się same :ifyouknowwhatimean: [emoji41]
Wysłane z mojego SM-A202F przy użyciu Tapatalka
|