Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Nadwrażliwość, depresja i nieporadność życiowa
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2022-09-15, 15:47   #1
Voure
Przyczajenie
 
Avatar Voure
 
Zarejestrowany: 2022-09
Wiadomości: 12

Nadwrażliwość, depresja i nieporadność życiowa


Mam 23 lata, a czuję się jak zagubione i potrzebujące pomocy dziecko. Nie umiem sobie poradzić z trudnościami życia codziennego. Chcę zrobić coś ze swoim życiem, uczynić lepszym. Marzy mi się cieszyć chwilą. Chcę docenić to co już mam, ale przede wszystkim chcę widzieć te rzeczy, bo często ich nie dostrzegam.

Zdiagnozowano u mnie depresję wiele lat temu. Jest to istotne, ponieważ moje problemy mają źródło w psychice. Udało mi się nauczyć żyć z tą chorobą. Można powiedzieć, że depresja to pewna część mnie, z którą ciągle walczę. Wydaje mi się, że winę też ponoszą moi rodzice za taką moją nieporadność życiową. Popełnili oni błąd, do którego sami się przyznają. Moi rodzice chcieli mi zapewnić beztroskie dzieciństwo. Miałam się tylko dobrze uczyć, więcej ode mnie nie wymagano. Mama wszystko robiła za mnie, ja nawet nigdy nie posprzątałam swojego pokoju. Jakby nie patrzeć, to takie w sumie nic. Nauczyłam się tego szybko, jak byłam zmuszona. Podejrzewam, że przez to mam większą trudność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, taka wyuczona bezradność.

Moje pierwsze związki były dziecinne i toksyczne. Ale czego innego spodziewać się po nastolatce. Jednak te relacje nauczyły mnie dużo i zmieniało się moje spojrzenie na pewne sprawy. Mój taki pierwszy poważny związek pojawił się dopiero jak zaczęłam studia. Szybko ze sobą zamieszkaliśmy. To był cudowny czas w moim życiu, ale no plany życiowe nam się rozjechały w pewnej kwestii, która była nie do przeskoczenia i związek się rozpadł. To ja byłam tą osobą, która zerwała. Jednak ciosem było dla mnie to, że on już kogoś miał kilka dni po naszym rozstaniu. Poznał ją na portalu randkowym następnego dnia, a za chwilę już byli ze sobą. Także szybkie tempo. Obiektywnie on nie zrobił nic złego, ale mnie to bardzo zaskoczyło i mimo wszystko zraniło, że tak szybko znalazł pocieszenie. Swojej decyzji o wyprowadzce nie żałuję, bo usamodzielniłam się i dalej studiuję na swojej wymarzonej uczelni. Po tym rozstaniu wróciłam do domu rodzinnego, bo kompletnie nie opłacało mi się czegoś wynajmować. Wolałam sobie gromadzić oszczędności niż zaprzepaścić na wynajem. Poza tym z moimi rodzicami relacje mam dobre.

Obecnie jestem w kolejnym związku. Jest to świeży związek, bo jesteśmy razem trochę ponad pół roku. Planujemy ze sobą zamieszkać jak skończę studia, czyli nastąpi to za kilka miesięcy. Zauważyłam, że ciągle mam strach o ten związek. Boję się, że jemu może nagle przestać na mnie zależeć. Potrafię wymyślać niestworzone scenariusze, coś sobie wmawiać. Kiedyś musiał coś załatwić blisko mojego miejsca zamieszkania. Nie zaproponował mi wtedy nic, a ja liczyłam, że mnie weźmie choćby na jakiś spacer. Miałam już w głowie myśli, że on nie chce mnie widzieć, że ma mnie dość, że ma ciekawsze rzeczy do roboty. Powiedział, że tego dnia spieszyło mu się do domu, bo musiał wypełnić jakieś obowiązki jak go w końcu zapytałam wprost, czemu nie przyjechał do mnie. Kiedyś rzucił takim bardzo niesmacznym żartem. Powiedział, że jeszcze parę lat temu podobały mu się niskie blondynki, a teraz to jest ze mną. Jak można się domyśleć, nie jestem ani niska, ani nie jestem blondynką. Skończyło się na tym, że potem większość dnia chodziłam z fochem, on nie wiedział o co chodzi, bo nie chciałam powiedzieć. Aż na wieczór już po prostu wybuchnęłam płaczem tak, że nie dało się mnie uspokoić, ale finalnie temat wyjaśniliśmy. To była jedna taka sytuacja, żeby coś mówił o innych dziewczynach. Jak tak na chłodno spojrzę na swój związek to mój facet jest wobec mnie bardzo w porządku, dba o mnie, stara się, okazuje wsparcie. Kiedy ma możliwość to spędzamy razem czas. Nie tylko na randkach, czy wspólnym nocowaniu, ale jak nie możemy się widzieć to potrafimy długo wisieć na telefonie, gramy wspólnie w gry, oglądamy seriale za pomocą udostępniania ekranu. A na spotkaniach ten czas spędzamy różnie. Czasem na leniucha cały weekend przesiedzimy na kanapie i jest wspaniale, a czasem mamy pomysł na jakiś wspólny wypad czy różne aktywności. Ostatnio byliśmy na weselu jego znajomych, gdzie również była zaproszona jego była dziewczyna, z którą mieszkał. Też świrowałam, bałam się co mnie czeka na tym weselu, ale cóż.. Mój facet tylko się przywitał, a resztę imprezy oboje traktowali się jak powietrze, a mnie nie zostawiał na dłużej samej. Mimo wielu obaw, na weselu bawiłam się świetnie i zapomniałam, że tam była jego ex. W każdej chwili mogę do niego zadzwonić, zawsze na niego liczyć. No chyba, że jest w pracy to wtedy różnie z odbieraniem telefonu. Nigdy mnie nie olał, dawał mi rozmów tyle, ile potrzebowałam. Jak kiedyś miałam doła to specjalnie do mnie przyjechał mimo tego, że było już dosyć późno. Także to wszystko siedzi w mojej głowie i nie wiem jak temu zaradzić, bo teraz na chłodno widzę, że wszystko jest w porządku, ale jak mam słabszy dzień, taki depresion mood i coś się stanie nie po mojej myśli to zaczynam wymyślać.

Jeśli chodzi o relacje koleżeńskie to zależy jak kto na to patrzy. Mam obecnie parę znajomych, z którymi mogę się spotkać od czasu do czasu, ale nie są to jakieś wielkie przyjaźnie. Raczej takie luźniejsze znajomości, gdzie nie za bardzo znamy szczegóły ze swojego życia. Tak też zauważyłam, że im jestem starsza to tym bardziej te znajomości jakoś się rozjeżdżają. Też miałam parę toksycznych relacji, jakieś dramy, po których tych znajomych straciłam. Nie będę się za bardzo rozpisywać o każdej sytuacji, ale z pewnymi osobami odniosłam wrażenie, że są ze mną dopóki zgadzam się z nimi i robię to, co oni chcą. A jak nie, to wybuchała kłótnia i wielka drama, a ja byłam tą złą. Na siłę nie tkwiłam w tych relacjach, albo je zakończyłam, albo wygasiłam, bo uznałam, że na serio szkoda nerwów mi na niektóre osoby i właściwie zadałam sobie pytanie, do czego mi służą niektóre znajomości. Zauważyłam, że mi tak jakby brakuje takiej bliższej koleżanki. Czasem próbuję się komuś przypodobać. Ostatnimi czasy w byłej pracy, aby się bardziej wkupić w towarzystwo to zaczęłam palić papierosy z nimi na przerwach, a nigdy nie paliłam.

W innych kwestiach życiowych również zakładam najgorsze scenariusze, a wręcz takie skrajne. Jak wspomniałam, jestem studentką. Studiuję konkretnie finanse i rachunkowość, został mi ostatni rok. Mimo, że kierunek ten jest dla mnie jak najbardziej ciekawy to każda sesja to było dla mnie piekło. Każdy jeden egzamin doprowadzał mnie do szaleństwa. Nie mogłam jeść, spać, miałam odruchy wymiotne dopóki nie miałam pewności, że kol0kwium czy egzamin jakiś tam mam zdany. W mojej głowie już się pojawiała wizja, że dostanę warunek, którego nie zdam, a potem wylecę ze studiów i zawiodę wszystkich, a przede wszystkim samą siebie. No sami zdajecie sobie sprawę z tego, że taka opcja jest bardzo mało prawdopodobna i to już skrajność gdyby takie coś miało miejsce. A tymczasem owszem, poprawki jakieś miałam, ale nigdy nie zdarzył mi się nawet warunek, więc moje obawy były z tyłka.

Całkiem niedawno też rzuciłam pracę, bo nie wytrzymywałam w niej psychicznie. Poznałam tam cudownych ludzi, zawarłam całkiem fajne nowe znajomości. Ale nie można mieć wszystkiego, więc obowiązki w tej pracy były dla mnie nie do zniesienia. Wytrzymałam tam 3 miesiące i sama się dziwię, że tak długo. Nie chcę zdradzać, co to była za praca, ale powiem tyle, że mało rozwojowa i nie dająca wielkiego popisu w CV, więc zwalniając się nie straciłam kompletnie nic. Ale chociaż cieszę się, że udało mi się więcej dołożyć do moich oszczędności. Póki co nie mam nawet siły szukać kolejnej pracy. Nie wiem nawet czego szukać, bo przez studia muszę mieć elastyczny grafik i też najlepiej jakbym miała dzień czy dwa wolnego, bo nie wyobrażam sobie robić na cały etat, ogarniać naukę, pisać pracę licencjacką i znajdować jeszcze czas na życie prywatne. Najlepiej wspominam swój staż w budżetówce na wydziale związanym z rachunkowością, biurze rachunkowym czy kancelarii podatkowej. Dlatego też bym chciała tego typu pracy szukać, ale niestety w tym zakresie w moim mieście nie ma takich ofert pracy na tą chwilę.

Przez ostatnie miesiące chodziło mi po głowie, żeby wrócić na terapię. Udałam się do jednej Pani, odbyłam z nią jedynie trzy spotkania, ale potem już wiedziałam, że ona mi nie odpowiada. Poszłam do niej trochę w ciemno, bo liczył się dla mnie jak najszybszy termin. Okazało się, że terapię prowadzi w nurcie psychodynamicznym, co mi nie za bardzo odpowiadało, nie cierpię tego nurtu i sama ta kobieta mnie irytowała. Przestałam chodzić, a jakoś miesiąc temu udałam się do innej psychoterapeutki. Już po zrobieniu większego rozeznania. Póki co doszło do jednej wizyty, ale pokładam w niej duże nadzieje. Pracuje ona w nurcie poznawczo-behawioralnym. Myślę, że ta kobieta jest w stanie mi pomóc, bo już na pierwszym spotkaniu ją bardzo polubiłam i wykazała się dużą wiedzą.

Czego oczekuję po tym wątku? Cóż… Uważam, że pójście na terapię to jednak za mało. Owszem, jest to duży krok do przodu, ale przede mną samą jest dużo pracy, samodzielnej pracy wymagającej samozaparcia i cierpliwości. Poniekąd opisałam w wielkim skrócie, jak to moje życie wygląda. Jak patrzę na to z dystansu to nie wydaje mi się najgorsze, ale są pewne rzeczy, które muszę poukładać sobie w głowie. Liczę na jakieś rady, które mi pomogą wzmocnić swoją psychikę, opanować niektóre zachowania, myśli, emocje, bo sama siebie krzywdzę.

Dziękuję z góry za dobre rady!
__________________
Take my hand
Take my whole life, too
For I can't help falling in love with you
Voure jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując