Cześć, chciałam się Was zapytać, czy ten związek ma jeszcze prawo bytu - Przedstawię Wam całą historię, byście mogły mi trochę doradzić. Byłam z swoim chłopakiem 4 lata, niedługo miało dojść do zaręczyn. On pracował, ja studia jednakże miał skłonności do używek i problemy ze sobą, które były wywołane raczej złym leczeniem od psychiatry, bo to właśnie wtedy się zaczęło. Ogólnie było nam dobrze, moja mama bardzo chciała już zaręczyn z jego strony, ja także ale niestety jego problemy ze sobą trochę to zniszczyły. Rok temu wylądował w psychiatryku po złym leczeniu od psychiatry, które ewidentnie mu zaszkodziło ale wyszedł po krótkim czasie i było naprawdę dobrze. Ogólnie jeśli chodzi o zioło, to sama z nim paliłam ale więcej nie tolerowałam a on sam stwierdził, że chce być czysty i chce by wszystko było jak najlepiej. Ogólnie to nigdy mnie nie zdradził, choć to ja byłam histeryczką w naszym związku i ciągle mu mówiłam, że mnie zdradzi lub miałam mu za złe gdy oglądał coś na instagramie, więc poblokowałam mu wszystkie ładne dziewczyny jakie miał na tej platformie ale i tak często mu robiłam jazdy. No i nadszedł nieszczęśliwy dzień, impreza firmowa. Przyjął na niej biały proszek i zaczął mieć psychozę (bardzo irracjonalne zachowanie). Więc ja zaczęłam pisać z chłopakiem, który mi się kiedyś podobał zanim zaczęłam być z obecnym. Gdy mój obecny chłopak widział, że coś złego się dzieje, zaczął być momentami agresywny, panikował, chciał sprawdzać mój telefon a ja nie czułam potrzeby mówienia mu o tym, że na horyzoncie jest jeszcze jakiś znajomy. Ale on już wiedział. Zachowywał się okropnie, był bardzo agresywny i mi nie ufał. Ja oczywiście temu nowemu znajomemu powiedziałam, że z chłopakiem już zakończyłam związek (mimo, że normalnie odwiedzałam chłopaka, jego rodzinę i normalnie spędzaliśmy czas).
Chłopak coś przeczuwał, kłócił się ze mną i chciał szczerości której oczywiście nie dostał aż w końcu moje nerwy nie wytrzymały przez jego zachowanie i go zdradziłam gdy był w pracy. Czas od jego psychozy z czasów imprezy do zdrady to czas około miesiąca. Dodam, że moje znajome myślały, że nie spotykam się z chłopakiem już od dłuższego czasu, bo im tak powiedziałam. W tym czasie ja szłam już w nową relację, głównie dla seksu a z chłopakiem nie widziałam sensu tego naprawiać, skoro i tak już go zdradziłam i wszystkim wmówiłam jaki to on nie jest zły oraz gdy każdy myślał, że to już dawno zakończone. Chłopak się bardzo o mnie starał, ponieważ wzbudziłam w nim bardzo dużo poczucie winy, że to wszystko jego wina, że wziął narkotyk na imprezie, plus tak naprawdę jego stan zamiast się poprawić to od nadmiaru emocji naprawdę zachorował na ogromną nerwicę i depresję i jeszcze jakieś dziwne stany ale wykorzystałam to na swoją korzyść i zrobiłam z niego wielkiego wariata. Jakie było zdziwienie moich koleżanek, gdy nagle urwałam z nim kontakt z dnia na dzień mimo, że 2 dni wcześniej oglądaliśmy u niego film. On sam nie wiedział co się dzieje, nadmiar emocji go wykańczał, panikował a moje znajome i znajomi uważali go za wariata. Nie dałam mu nawet rozmowy sam na sam tylko uznałam, że dam mu tą ostatnią rozmowę ze mną przy znajomych. Bardzo go skompromitowałam, bo on sam nie wiedział dlaczego każdy jest do niego tak negatywnie nastawiony (bo nikt nie wiedział, że tak naprawdę się spotykaliśmy a myśleli, że to on ma jakieś urojenia i mnie prześladuje) a ja sama dałam popis gry aktorskiej, że mnie zniszczył i to wszystko to jego wina, i, że nikomu przez bardzo długi czas nie zaufam i chcę być sama (co było kłamstwem). Chłopak z tego co wiem bardzo ciężko sobie radził, bardzo weszło mu poczucie winy oraz naprawdę w głowie coś mu się z tej miłości poprzestawiało. W zasadzie to w ogóle nie dawał mi spokoju, wypisywał do mnie wiadomości, nagrywał się a na tych nagraniach ewidentnie było widać, że faktycznie jest u niego bardzo źle czym się nie przejmowałam. Czasem odbierałam od niego telefony ale tylko utwierdzałam go w tym, że zniszczył to tak bardzo, że zniszczył mnie tak bardzo, że już nigdy mu nie zaufam i tylko coraz bardziej wywoływałam w nim uczucie, że jest źle. Raz się z nim spotkałam. Był bardzo szczęśliwy i miał nadzieję, że będzie dobrze. Ja go skłamałam, że nic z nikim nie robię i nikogo nie szukam i z tej wiadomości też był bardzo szczęśliwy. Oczywiście zdradziłam go już na samym początku jak związek się psuł, więc głupi był, że mi uwierzył. Po tym spotkaniu znowu zaczęłam urywać kontakt a on szalał. Dosłownie. Ja w tym czasie obrobiłam mu plecy tak, że całe miasto, jego znajomi, moi znajomi mieli go za wariata, każdy na niego krzywo patrzył a jego stan się pogarszał z dnia na dzień. Ewidentnie brakowało mu miłości, wsparcia którego nigdzie nie mógł dostać więc próbował chodzić po psychiatrach ale miał na początku dobrane złe leczenie, co tylko sprawiło, że jego zachowanie i stan emocjonalny lądowały bardzo nisko. Nie wiem czemu go tak szykanowałam i robiłam z niego wariata. Chyba dlatego, by było mi łatwiej o nim zapomnieć. Nachodził mnie, chciał rozmowy, chciał dowiedzieć się dlaczego wszyscy są do niego tak źle nastawieni, dlaczego ja nagle zmieniłam się w stosunku do niego o 180%. Gdy mnie nachodził, ja uciekałam nie dając mu nawet chwili rozmowy i od razu wzywałam policję. Łącznie było prawie 11 wezwań na niego, w czym dostał kilka bardzo surowych mandatów. Jego stan psychiczny był bardzo zły co obserwowałam po nagraniach które mi wysyłał, chciał rozmowy, zrozumienia bo go to wszystko za bardzo przytłoczyło. A nie powiem, stał się pośmiewiskiem bo mówiłam każdemu, nawet nowo poznanym osobom i dziewczynom które mogłyby być nim zainteresowane, o jego największych problemach życiowych i ogólnie, wszyscy wiedzą o nim już wszystko. Nagrania które mi wysyłał pokazywałam znajomym i razem z nimi śmiałam się z jego "obłąkania". Czasem jak mnie nachodził, to go nagrywałam przez szybę i mówiłam mu, że jest je***** psem i by wypie****ał a potem nagrywałam go dalej i puszczałam muzykę by był podkład pod nagrania. On nie rozumiał dlaczego tak się zachowywałam. W końcu nie wytrzymał i w tym, roku, w maju wylądował w psychiatryku. Później wykonałam do niego telefon, w którym opowiadałam mu ze szczegółami o seksie z poznanym przez tindera chłopakiem. Mówiłam mu, że było bosko, dołowałam go w ten sposób, że mówiłam mu, że się okazało, że przez te wszystkie lata już wiem, że tak naprawdę był do niczego i tym podobne a gdy się popłakał i powiedział, że to jest za mocne to powiedziałam mu wprost, że mocne to były jego klapsy w moją dupę. Co mną kierowało? Nie wiem. Dodam, że sama się leczę z powodu depresji ponieważ mam depresję bo psychiatra mi tak powiedział i DDA. Potem spotkałam go w pracy bo pracowałam sezonowo na wakacje tam, gdzie on. On bardzo przeżył ten telefon ale w pracy mu powiedziałam, że to nie była prawda tylko tak powiedziałam, by dał mi spokój. Zaczęliśmy na nowo rozmawiać, przychodził do mnie na dział, pomagał mi w pracy, rozmawialiśmy normalnie. I potem znowu zaczęłam go zlewać, robić z niego wariata, powiedziałam mu, że ten telefon to prawda z tym chłopakiem z tindera (bo to prawda). On znowu się zaczął gubić, nie rozumiał mojego zachowania, gdy chciał rozmowy szczerej to udawałam, że mogę rozmawiać i gdy zaczynał mi się zwierzać to nagrywałam to, co mówił i rozsyłałam do znajomych by go pogrążyć. Gdy to zauważył i się pytał czemu to robię to siedziałam cicho, odwracałam głowę albo mówiłam mu, by mnie zostawił i odchodziłam bez słowa. Chłopak znowu zaczął dostawać dziwnych ataków, może przez to, że nie dowierzał, że osoba z którą spędził tyle lat, nagle się zmieniła tak o 180%. Chyba zaburzyłam jego światopogląd. Później gdy cała szopka działa się dalej, on powiedział w jednym z wielu nagrań które mi wysyłał, że kogoś poznał i ma tego wszystkiego dosyć. Ja zaczęłam płakać, dzwoniłam do niego całą noc, pytałam się go kim jest ta dziewczyna, było mi przykro. On był oschły. Wykonałam ostatni telefon o godzinie 6, odebrał. Dodam, że znowu był bez pracy bo stracił ją przez nadmierne emocje. Łącznie 3 razy w tym roku i psychiatryk. Rozmawiałam z nim. Przeprosiłam za swoje zachowanie, powiedziałam mu, że tak naprawdę z tym chłopakiem od telefonu mi się nie podobało oraz, że go ciągle kocham i nie potrafię o nim zapomnieć. Po dłuższej rozmowie pojechałam do niego na wieś, gdzie siedział u babci z powodu złego stanu zdrowia. Na spotkaniu uprawialiśmy namiętny seks, kilka godzin. Szczerze to chyba w nim wzbudziłam wszystko na nowo, a do dziewczyny z którą pisał wysłałam ostrą głosówkę, że może zniknąć. Oczywiście chłopak ciągle wierzył, że tak naprawdę to on wszystko zniszczył i chłopak z tindera to była moja jedyna chwilowa znajomość, o zdradzie nie wiedział. No i odprowadzał mnie do pracy, były rozmowy przez telefon w których zapewniałam go, że wszystko będzie dobrze, że zrozumiałam swoje zachowanie. No i po pewnym czasie znowu zaczęłam go zlewać bez słowa, traktować jak śmi*cia. Pewnego razu odwiózł mnie chłopak przyjaciółki, do którego też czułam pociąg i no mój były nas zobaczył na przystanku, podleciał i zaczął swoje wywody, że co ja robię, że się nie odzywam a ja zaczęłam znowu robić z niego chorego, że o co mu chodzi, że się nie spotykamy, że ma jakieś urojenia i chłopak przyjaciółki stanął w mojej obronie i się pobili. W tym czasie przyjechał autobus i pojechałam spokojnie do pracy. Niestety tej nocy stało się coś bardzo złego.
Jak pojechałam do pracy, mój były spotkał moich znajomych, którzy na samym początku byli po mojej stronie i tak samo jak ja, starali mu się przetłumaczyć, że powinien się leczyć bo jest chory i wymyśla niestworzone rzeczy. Ale później po zastanowieniu się nad całą sytuacją, znajomi zaprosili go do domu by spojrzeć na chłodno na stronę z drugiej strony, bo to wszystko jest zbyt dziwne, by chłopak faktycznie był tak chory. I niestety przedstawił im całą gamę dowodów na to, że to ja kłamałam. Doszło do spotkania między mną, znajomymi a chłopakiem. Chłopaka na spotkaniu traktowałam źle. Byłam pewna, że ujdzie mi to wszystko na sucho. Po spotkaniu jednak znajomi mnie zostawili, powiedzieli, że nie chcą ze mną mieć kontaktu ponieważ to chore, co ja robiłam z człowiekiem który mi dosłownie serce by oddał. Po wszystkim, gdy znajomi zostawili mnie samą, płakałam. Poczułam się samotna, poczułam, że nie będę miała już nikogo więc zaczęłam podbijać do byłego chłopaka, by porozmawiał z moimi znajomymi o to, czy nadal mogą być moimi znajomymi. Ale w końcu sama poszłam do nich a gdy powiedzieli mi, że póki co nie chcą mieć kontaktu, wzięłam żyletkę i rozcięłam sobie bardzo mocno żyły. Chciałam, by ktoś się mną zainteresował. Zainteresowali się znajomi, były chłopak wezwał pogotowie oraz skłamał, że nigdy się nie cięłam by pogotowie nie zabrało mnie do psychiatryka bo bał się, że to pogorszy mój stan bo sam wie jak psychiatryk niszczył mu głowę i myślałam, że już wszystko uszło mi na sucho ale okazało się, że znajomi mają mnie gdzieś. Ostatnie wiadomości jakie ze mną wymienili, to były te, gdy jeszcze wysłałam im wiadomość na temat okropnego personelu w szpitalu i wstrętnych pielęgniarek i lekarza. Kilka dni później spotkałam się z chłopakiem na szczerą rozmowę i powiedziałam mu, że najwidoczniej tak musiało się stać, bym zrozumiała jak bardzo źle postępowałam względem niego. Powiedziałam mu, że taka miłość nigdy się więcej nie zdarzy i, że go ciągle kocham ale potrzebuję teraz skupić się na sobie. Zaczęliśmy się spowrotem spotykać, wybaczył mi wszystko. Powiedział, że wszystko jest po coś i może wreszcie się ocknęłam i wierzy w to, że będzie dobrze bo nie po to tyle znosił. Podczas spotkań mówiłam mu o tym co mnie boli, mówiłam mu o swoich problemach i ogólnie przeżywałam to, co się stało. Spotkania, seks, rozmowy. Później zaczęłam pisać z jego przyjacielem a bratem mojej "byłej przyjaciółki" która mnie zostawiła. Później zaczęliśmy kręcić a mój były znowu zaczął wariować, zaczął mówić, żebym była szczera i się uspokoiła a ja znowu zaczęłam z niego robić wariata no i co, pewnego dnia urwałam kontakt i zaczęłam w najlepsze z jego najlepszym przyjacielem. Pewnego dnia gdy wyszłam z moim byłym, jego przyjacielem i kolegami by obczaić grunt, mój były wyzwał mnie od szmat i suk więc odwiozłam go perfidnie do domu mimo, że byliśmy obok domu jego przyjaciela i to jego mogłam odwieźć do domu pierwszego. No i co, zabawiłam się z nim w moim aucie. Kilka dni później, gdy znajomi powiedzieli byłemu, że coś odwaliłam ale nie powiedzieli konkretnie co, umówiłam się z nim na spotkanie, podczas którego miał mnie przeprosić za to, że zwyzywał mnie od szmat. Przeprosił ale dopytywał o to, dlaczego znajomi mówili mu, że coś odwaliłam. Nie wiedział, że zabawiałam się z jego przyjacielem w moim aucie. Później wyszedł z przyjacielem i kolegami na miasto a ja ciągle do niego wydzwaniałam, nie dawałam mu spokoju i miałam pretensje do tego, że jego znajomi nie chcą ze mną wyjść. Ale później powiedziałam, że chcę z wszystkimi na poważnie porozmawiać i się zgodzili. No i wyszłam, wymalowałam się, naszykowałam i powiedziałam wprost do mojego byłego przy jego przyjacielu, z którym się zabawiałam, że doszło między mną a innym chłopakiem, że mi się spodobało i poczułam chemię i chcę czegoś więcej od tego chłopaka. Wszyscy dookoła włącznie z jego przyjacielem wiedzieli, że chodzi o niego tylko mój były nie wiedział i się dopytywał, więc ponownie go pogrążyłam. Powiedziałam mu tylko, że się całowałam w aucie i ten ktoś łapał mnie za dupę, tyle. Później, gdy zaczęliśmy się rozchodzić bo zniszczyłam im wyjście, mój były chciał ze mną porozmawiać ale nie dałam mu tej rozmowy. Powiedziałam mu, by dał mi spokój. Gdy się dowiedział o tym, że to jego "przyjaciel", chciał ze mną porozmawiać ostatni raz i zakończyć sprawę ale znowu zaczęłam go traktować jak wodę, więc jak tylko go zobaczyłam gdzieś bliżej mojego domu, uciekałam i zamykałam furtkę albo mówiłam mu, by dał mi święty spokój. Po prostu zaczęłam na nim uprawiać ghosting, czyli zero wyjaśnień do mojego postępowania. Aktualnie jest trochę gorzej z tym jego przyjacielem więc zaczęłam na nowo spotykać się też z chłopakiem, z którym go zdradziłam a który ma już od dłuższego czasu dziewczynę, więc liczę tylko na seks ale tutaj mam pytanie. Myślicie, że ten chłopak da radę kolejny raz się wciągnąć w to wszystko i jest szansa, by wrócił do mnie? Dodam, że nie odzywa się już do mnie ponad miesiąc, co jest jego rekordem bo zanim się dowiedział o tych wszystkich świństwach które mu wyrządzałam, odzywał się cały czas. Czy tym razem przesadziłam?
