Napisane przez Malinaaa003
Witam,
Rozstałam się z partnerem. Byliśmy ze sobą od blisko 4 lat, od 3 mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu. W styczniu kupił swoje mieszkanie i w lutym przeprowadziliśmy się do niego. Doszło do rozstania w kwietniu, ogólnie on stwierdził, że się wypalił i nie wie co czuje. Ja w głębi duszy też nie byłam szczęśliwa, ale chciałam walczyć o ten związek. Prosiłam, tłumaczyła, wiem, wiem, podstawowy błąd. Wyniosłam się do mamy. Czułam, że za tym wszystkim ktoś stoi, ale przysięgał, że nie, że chce być sam. Po blisko 3 tygodniach od rozstania pojechałam do niego po swoje rzeczy i uwaga, w łazience damski szlafrok, damskie kosmetyki. I jeszcze mówi, że zostawiłam skarpetki, które oczywiście wcale nie były moje. Gdy się pakowałam z przyjaciółkami chodził za nami i tak stał, czułam się upokorzona tym jak na mnie patrzył i tym, że łóżko po mnie jeszcze nie ostygło, a tam już spał ktoś inny. Traktował mnie z pogardą, powiedział, że mnie nie zdradzał, a teraz nie jesteśmy razem i nie musi mi się tłumaczyć. Do tego zaproponował mi jakieś rupiecie z tego mieszkania. Poczułam się tak jakby świat się zawalił po raz kolejny.
Jestem przekonana, że ich relacja trwała jeszcze w czasie naszego związku. Może się nie spotykali, ale pisali. Czy według Was faktycznie gdyby relacja nie trwała dłużej, to już u niego by pomieszkiwała? Podobno zaczęli spotykać się ok. tydzień po naszym rozstaniu. Jak można tak kopać leżącego i jeszcze nie pofatygować się o schowanie rzeczy innej. Przecież to normalne, że sprawdzałam szafki skoro się pakowałam. Nie umiem sobie poradzić z tą całą sytuacją, czuję się okropnie, nie jem, nie śpię. Mam prawie 33 lata i teraz muszę zaczynać wszystko od nowa, przeraża mnie ta wizja.
|