Napisane przez Joannaforumowa
Cześć,
Piszę ten post, bo potrzebuje obiektywnego spojrzenia na sprawę - przyznam się szczerze,że nie wiem jak złapać dystans i odnaleźć się w nowych realiach firmy.
Na początku roku dostałam duży awans. Pojawił się nowy szef i..jego szef. Firma mocno się rozwija, nie czuje się jeszcze wystarczająco kompetentna na nowym stanowisku. Z pomocą przyszedł szef mojego szefa który mówiąc krótko wszedł w te buty dość mocno odcinając mnie od przełożonego.
Na początku mocno doceniałam wsparcie, mogłam się dużo nauczyć. Czerpałam z tego ile mogłam. Facet jest osobą która mało kiedy wchodzi w jakieś interakcje poza pracą z pracownikami, wszyscy na niego uważają, pilnują się co mówią. Po jakimś czasie zaczęłam słyszeć pierwsze komentarze,ze spędza ze mną dużo czasu, że gdzie ja to i on. Na imprezach integracyjnych zawsze obok, przysiada się, żartuje. W pewnym momencie zaczął mnie traktować trochę inaczej - przychodził się zwierzac z problemów firmowych, opowiadać o życiu prywatnym. Sama staram się nie wchodzić w szczegóły swojego życia - mam mały problem z zaufaniem i staram się nie przenosić prywaty to pracy.
Zaczęły się przytulanki jak łapałam doła, żarty w stylu " chodź Cię przytulę" i koleżeńskie obejmowanie, położenie ręki na ramieniu - przysiadanie się na tyle blisko,że stykaliśmy się ramionami. Zaczęłam się z tego wycofywać, bo czułam się już wystarczająco wyobcowana w życiu firmy przez takie oficjalne spoufalanie z jego strony. Doszły komplementy, wciąganie zapachu moich perfum jakkolwiek to brzmi, żarty w stylu "przecież mnie kochasz", "jesteś najlepsza", "nie ma takiej drugiej jak Ty". Wraz z komplementami rosły wymagania - więcej godzin w pracy, więcej krytyki mojej obecnej pracy. Głośno mówiłam,że czegos nie umiem, że czasami coś jest dla mnie nowe. Z czasem pojawiały się większe emocje, wpadał do biura z krzykiem, głównie krzycząc o innych ludziach, a nie o mnie - myślałam,że to kwestia presji i problemów. W pewnym momencie sama oberwałam, nigdy nie krytykował mnie publicznie - zawsze zwracał uwagę na boku. Tym razem też tak było ale krzycząc, mówiąc mi o wszystkim co źle robię doprowadził mnie do płaczu. Nie mogłam się uspokoić, on z kolei nie dawał wyjść ze spotkania.
Na drugi dzień przyszedł z czekoladkami ale mówiąc,że to ja zaczęłam podnosić głos (mogło też tak być, niestety źle reaguje na podniesiony ton). Nie mogę się podnieść po tej rozmowie, ciągle mam z tyłu głowy,że w jakiś sposób płacząc pozwoliłam się upokorzyć. Pod koniec następnego dnia znowu wszedł w buty obrońcy martwiąc się,że za dużo na mnie ludzie zrzucają, że nie może na to patrzeć - oczywiście nie obyło się bez krzyków. Widziała to jedna z pracownic która była w szoku, bo przyznała,że nigdy nie widziała go w takim stanie.
Myślę nad zmianą pracy, poszłam na tygodniowy urlop żeby się odciąć ale zależy mi na tym stanowisku. Jak mam te zachowania rozumieć i jak się zachowywać po powrocie? Może któraś z pań była w podobnej sytuacji i coś doradzi.
|