Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-08
Wiadomości: 7 542
|
Dot.: Koleżanka wykańcza mnie psychicznie
Cytat:
Napisane przez LuzMaria999
Ostatnio zdałam sobie sprawę, ze moja bardo bliska koleżanka (przyjaciółka?) wykańcza mnie psychicznie. Po każdym spotkaniu czuję się, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Zaczęłam sie zastanawiać nad przyczyną takiego stanu rzeczy i oto, co wywnioskowałam.
Ola jest życiowym leniusznkiem, który chciałby mieć wszystko, ale najlpiej podane na tacy. Jest niezadowolona ze swojej kiepskiej pracy, z braku wykształcenia, ze swojej nadwagi. Ciągle narzeka i co jakiś czas angażuje mnie w swoje plany âwielkiej życiowej zmianyâ â a to szuka nowej pracy i prosi o pomoc, a to chce sie uczyć języków, a to przechodzi na zdrową dietę, a to bierze się za ćwiczenia.
Ja naiwnie kilka razy wierzyłam, ze faktycznie pomogę jej poprawić sytuację, więc pisałam jej CV, wyszukiwalam oferty pracy w moim biurze, dawałam w prezencie karnet na siłownię (na wyraźne Oli życzenie) i zapraszałam do wspólnych ćwiczeń, łaziłam z nią po decathlonie i pomagałam wybierać ciuchy, pomagałam jej skomponować listę zdrowych posiłków. I tak dalej.
Jednak, za każdym razem, gdy przychodzi kolej Oli na działanie:
-trzeba zaaplikować o pracę, czy choćby przejrzeć zaproponowane przeze mnie oferty,
-trzeba zapisać się na kurs (prosiła mnie o research i pomoc w wyborze, bo się na tym nie zna),
-trzeba przyjść na siłownię gdy się umawiałyśmy,
-trzeba zajrzeć do listy zdrowych przepisów, które jej przesłałam (poprosiła mnie, żebym spisała jej kilka swoich, więc ja siedziałam i pisałam całe dwa wieczory),
wtedy już zapał gaśnie.
Po paru takich sytuacjach byłam już zmęczona zarówno ciągłym jej narzekaniem a jednocześnie tworzeniem planów, w które mnie angażowała, a z których nic nie wynikało. Czułam, że marnuję swój czas, wiec przestałam angażować się w pomoc, tylko potakiwałam na jej problemy i mówiłam, że mam nazieję, ze jakoś sobie z tym czy z tamtym poradzi. I zaczęłam traktować naszą znajomość mniej jak przyjażń a bardziej jako zwykła znajomość i okazję do pogadania o zakupach albo o innych głupotach.
Ola chyba zauważyła, że poświęcam jej mniej uwagi i mniej daję się wciągnać w dramatyczne zmiany i plany. Myślę, ze odczyuła brak uwagi, którą wcześniej dostawała ode mnie aż w nadmiarze i zaczęła narzekać jeszcze bardziej.
Narzekanie doszło do tego poziomu, że przy Oli nie mozna za bardzo wspomnieć o żadnych swoich dobrych wydarzeniach w życiu (o sukcesie w pracy, czy jakimś nowym osiągnięciu w sporcie, np przebiegnięciu X km, czy o własnym związku też ani słowa nie można powiedzieć) â bo od razu otrzymuje się komentarz typu âno, fajnie, dzięki, ze mi przypominasz o czymś, czego ja nie mamâ.
Próbowałam być dobrą koleżanką i delikatnie uzmysłowić jej jak to wygląda z mojej perspektywy, że naprawdę dużo w jej życiu zależy od niej samej a ona wtedy powiedziała mi: âty nie powinnaś się w ogóle wypowiadać, tobie to łatwo, bo masz wszystko zerowym kosztemâ.
W tym momencie zupełnie mnie zatkało. Zerowym kosztem  .
Mam za sobą pieć lat studiów na wymagającym kierunku, na który ciężko było się dostać i gdzie trzeba było sie naprawdę dużo uczyć. Potem dwa lata podyplomówki, podczas których uczyłam się weekendami i w tygodniu po godzinach (i to nie za darmo, bo sporo mnie to kosztowało). Potem jedna, druga, trzecia praca. Staranie się o awanse â to też jest obciażające psychicznie, trzeba mieć trochę samozaparcia i takiej zwykłej ludzkiej odwagi, żeby sięgać po więcej. No i w końcu wstawanie rano przed pracą na bieganie lub na siłkę, zeby być w formie. To wszystko jest wg Oli âzerowym kosztemâ.
Jestem już bardzo zmęczona tą znajomością, bo nie mogę sobie w niej znaleźć miejsca. Czego bym nie zrobiła, to jest niezadowolona. Mam poczucie, ze tu chyba nie o zmianę chodzi, tylko o wieczne narzekanie, robienie z siebie ofiary i zaznaczanie, jak to inni mają lepiej.
Jak myślicie, czy jedynym rozwiązaniem jest ustalenie granic i ochłodzenie kontaktów? Trochę mi żal, bo znamy się całe lata i nie zawsze tak było. Kiedys bardziej się lubiłyśmy i lepiej dogadywałyśmy i zwyczajnie mi tego szkoda. A jednocześnie po każdym spotkaniu jestem tak wymęczona, że padam na łóżko i niemal natychmiast zasypiam. Co robić?
|
Jezu, jakbym czytala o swojej kolezance!
Ja ogolnie uwazam, ze ludziom nie ma co za bardzo nadskakiwac czy za bardzo angazowac sie w ich sprawy, bo i tak tego nie docenia. Przeciez nie moze byc tak, ze komus badziej zalezy na ich zyciu. Oczywisce warto pomagac, ale tez trzeba umiec stawiac granice.
Jezeli chodzi o Twoja kolezanke, to ja rowniez mialam taka kolezanke. Scenariusz badzo podobny do Twojego.Kupe lat sie kumplowalysmy. Ona tez miala slomiany zapal do wszystkiego. Podobne bylo jak u Twojej kumpeli - miala nadwage, narzekala na nia, ale nie mogla zebrac sie na silownie czy zeby rozpoczac diete. W pracy jej nie szlo (na wlasne zyczenie) . Dziewczyna wyksztalcona, ogarnieta intelektualnie, ale leniwa. Tez duzo staralam sie jej pomagac czy wspierac w dzialaniu, podsylalam jej linki do aplikacji czy platform z cwiczeniami, skanowalam jej swoje sprawdzone diety. Podsuwalam jej pomysly, co moglaby zmienic w pracy.
Jak sie poznalysmy to obie mialysmy nadwage. Mnie sie udalo sporo schudnac i utrzymac wage, zaczelam regularnie uprawiac sport, ona dalej narzekala i stala w miejscu.
Nasz kontakt jeszcze w miare wygladal do momentu az zaczelo mi dobrze isc. No i wtedy sie zaczelo cos co bylo dla mnie na maksa przykre - widzialam w niej zazdrosc . Jak ona odnosila sukces i dobrze jej szlo, to ja sie cieszylam. Zlosliwosci , a bo tobie wszystko latwo przychodzi, a bo tobie latwo mowic to tamto. Spotkania z nia , to byla sinusoida - raz fajnie, raz z jakas akcja i obrazaniem sie nie wiadomo o co, wychodzenie ze spotkania w polowie zdania, bo cos jej nie podpasowalo.
Ogolnie kontakt z nia wyglaal coraz gorzej, po spotkaniu czulam sie fatalnie. Az w koncu przyszedl taki moment, ze dalam sobie spokoj . Najpierw zaaczelam sie pomalu wycofywac, a po jednej z kolejnych akcji podjelam decyzje o calkowitym zerwaniu kontaktu. Nie bylo mi latwo , bo tez przez kilkanascie lat sie kumplowalysmy, ale trzeba pogodzic sie z tym, ze z niektorymi ludzmi w ktoryms momencie zwyczajnie nie bedzie nam po drodze. Oczywiscie do tej decyzji zbieralam sie, dawalam kilka szans, no ale jednak nie dalam rady. Cos przestalo sie sklejac i trzeba bylo sie z tym pogodzic.
Sa osoby, ktore zamiast dzialac, lubia narzekac, bo tak jest po prostu latwej, nie trzeba niczego zmieniac, ma sie wytlumaczenie dla swojego "nieszczesliwego losu". Ja dalam sobie spokoj z nianczeniem doroslych ludzi. Kazdy z nas gdzies tam wplywa na to jak wyglada jego zycie i tyle.
---------- Dopisano o 12:53 ---------- Poprzedni post napisano o 12:14 ----------
Cytat:
Napisane przez LuzMaria999
Mam inne koleżanki na szczęście, tylko szkoda mi tej relacji przekreślać, bo trwa juz ona długo i jakby.. przyzwyczaiłam się?
Poza tym mam takie poczucie, że jak ją od siebie odsunę, to w jakiś sposób ją skrzywdzę. Że zachowam się jak ktoś, kto czuje się lepszy, bardziej ogarnięty i przekreśla te biedną, niezaradną koleżankę
Podobnie nak Ty mam poczucie, ze koleżanka "niby nic złego mi nie robi", ale sama jej obecność wywołuje we mnie jakieś takie napięcie. Muszę się strasznie pilnować, żeby nie wpsomnieć czegoś zbyt dobrego o mojej pracy czy o moim chłopaku, bo od razu jest foszek i pretensja, że ja to nie wiem, jak inni mają w życiu ciężko.
I jeszcze mi przeszło przez myśl, że może to być depresja, której ja nie potrafię rozpoznać. I w takim wypadku przekreślanie tej osoby byłoby naprawdę nie w porządku.
---------- Dopisano o 12:00 ---------- Poprzedni post napisano o 11:57 ----------
No właśnie tak naprawdę to nic mi ona nie daje, oprócz towarzystwa. Wsparcia czy zrozumienia żadnego 
|
Ta znajomosc, to jest Twoj wybor. Jak chcesz ja dalej nianczyc (bo tak to wyglada), to to rob dalej. Nie wiem po ile macie lat, ale nie mozna w nieskonczonosc ciagnac za soba doroslej osoby.
Tez mysle, ze takie zachowanie, to moze byc depresja, ale to nie zmienia faktu, ze ona tez musi chciec cos z tym zrobic, pojsc na terapie, brac leki. Ja po tej mojej kumpeli wiem, ze ludzie na wiele lat potrafia ugrzeznac w narzekaniu i przez kilkanascie lat NIE ZROBIC doslownie NIC w kierunku jakichkolwiek zmian w zyciu.
---------- Dopisano o 13:01 ---------- Poprzedni post napisano o 12:53 ----------
Cytat:
Napisane przez LuzMaria999
A poproszę jeszcze o jedna radę: w przypadku, gdy juz zdecyduję sie zachować kontakty, tylko je ograniczyć, w jaki sposób bronić sie przed tym negatywizmem i emocjonalnym ściąganiem w dół? W jaki sposób nie łapać jej nastroju?
Chciałabym od czasu do czasu się spotkać i pogadać o dupie maryni, ale nie być taka wypompowana po każdej rozmowie 
|
Jezeli bedziesz miala z nia kontakt, a ona caly czas narzeka, jest sfrustrowana i jestnon stop na nie, do tego trzeba uwazac na to co sie mowi etc. etc. , to nie dasz rady nie lapac jej nastroju.
Edytowane przez pseudofeministka
Czas edycji: 2024-06-19 o 11:19
|