Nie czuje ze to "ten jedyny'
Czesc. Mam 25 lat, jestem kobieta i mam chlopaka starszego o 2 lata. Jestesmy ze soba 4 lata a mieszkamy wspolnie od 2. Ja naleze do osob z duza wrazliwoscia i mocno sie przywiazuje. Chce dawac jak najwiecej milosci i czulosci ukochanej osobie. Im zwiazek trwal dluzej tym bardziej mi brakowalo spedzania wspolnie czasu, dotyku, rozmowy. Po prostu on jakby zaczal sie oddalac, potrzebowac wiecej swobody. Jakby myslal, ze skoro juz z nim jestem to nie trzeba się starac. Ciezko nam sie porozumiec, bo jak mowie o jakims problemie to on nie jest w stanie zrozumiec, reaguje tekstami w stylu o co mi chodzi po co znow zaczynam klotnie. A ja po prostu chce zeby znal tez moje potrzeby i bral je pod uwage. Czesto mowi ze mnie kocha ale ja tego nie czuje. Do tego nie czuje się pozadana bo on ma nizsze libido ode mnie. Przez co czesto jestem zmuszona zaspokajac sie sama. To on decyduje kiedy bedziemy uprawiac seks. Bo gdy on ma ochote to nie potrafie mu ulec nawet jakbym chciala bo go kocham i pragne. A gdy ja mam ochote i cos inicjuje to wiele razy spotkalam sie z odmowa co bylo duzym ciosem i czuje sie dla niego nieatrakcyjna. Kolejna rzecz w ktorej nie jestesmy dopasowani to to co lubimy robic. On ma jedno hobby ktore robi w kazdej wolnej chwili przez co nie spedzamy zbytnio wspolnie czasu. Gdy ja cos proponuje to on mowi, ze nie lubi tego robic ze on ma jedno zainteresowanie i nic wiecej mu nie trzeba. Jak mowie ze mam ochote np. na spacer to on nigdy nie ma. Czasem pojdzie, ale to jest tylko po to zebym sie nie obrazila i nie marudzila. Dlatego coraz rzadziej cos proponuje i oczywiscie z jego strony nic. Ja sie staram zachwycac przyroda i wszystkimi najmniejszymi rzeczami a jego jakby nic nie ruszalo. Jakby nie mial wrazliwosci na male piekne rzeczy. Te wszystkie niedopasowania coraz bardziej mnie draznia. Nie wyobrazsam sobie miec z nim dzieci ani slubu bo czuje ze nie mialabym z jego strony pomocy i wsparcia. Skoro teraz tego nie ma. No i jeszcze dochodzi sprawa finansow. Boje sie ze majac dziecko tylko ja bym je utrzymywala bo on wydaje wszystko co ma czesto na niepotrzebne rzeczy i jeszcze robi sobie dlugi chwilowkami itp. A oboje zarabiamy sporo. Jesteśmy w stanie zyc dobrze i dodatkowo odkladac na przyszlosc. Jak zaczelismy byc razem to bylam taka szczesliwa myslalam ze to ten jedyny. Ma oczywiscie wiele pozytywnych cech charakteru: dobre serce brzydzi sie zdradami jest zyczliwy dla innych i pomocny gdy trzeba niesmialy inteowertyk(dla mnie to plus), obowiazki w domu sa pol na pol. Jednak brakuje mi w tym wszystkim bliskosci rozmow porobienia czegos czasem razem bez koniecznosci wymuszania tego na nim. Myslalam o rozstaniu wiele razy ale boje sie tego i zwyczajnie darze go uczuciem. Czuje sie przy nim bezpiecznie. Chcialabym zeby chociazby mnie czesciej przutulal bo glownie ja to robie. Boje sie ze po rozstaniu sie zalame i bede zalowac. Po czasie widze ze jestesmy na innym poziomie dojrzalosci wrazliwosci. Kazdy czlowiek jest inny i to normlane. Ja nie mam zamiaru go zmieniac na sile. Moze zwyczajne do siebie nie pasujemy i po co mamy sie ze soba meczyc. Ja bylabym w stanie wspolnie pracowac nad tym zwiazkiem ale nie widze z jego strony zaangażowania, zrozumienia i swiadomosci ze nad zwiazkiem sie pracuje caly czas a nie tylko na poczatki. Tylko takie podejscie ze dobrze jest jak jest i po co marudzic. Ale mi dobrze nie jest...Ten post chyba pisze glownie zeby sie wyzalic. Moze znajdzie się ktos kto mial podobnie lub powie obiektywnie co o tym wszystkim mysli
|