Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Czy uczciwie dzielimy się finansami w związku?
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2024-10-07, 14:48   #1
kacper1316
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2024-10
Wiadomości: 5

Czy uczciwie dzielimy się finansami w związku?


Cześć wszystkim!

Po wielu miesiącach i latach zastanawiania się, potrzebuję chyba zasięgnąć rady w pewnej kwestii. A mianowicie - od ponad 6 lat tworzę związek z facetem (jesteśmy gejami, ale nie ma to większego znaczenia z punktu widzenia mojego problemu, no może za wyjątkiem kwestii formalno-prawnych w związku ale o tym potem).

W zasadzie od samego początku mieszkamy razem. Przez 4 lata wynajmowaliśmy różne mieszkania i oczywiście składaliśmy się pół na pół za wszystkie czynsze, opłaty itd.

2,5 roku temu kasiaści rodzice kupili mu mieszkanie, za gotówkę, bez kredytu. Następnie wykończyli mu je w podstawowym zakresie żeby dało się mieszkać i od tego czasu po trochu ciułamy i staramy się je wykończyć do końca. I tu zaczyna się moja rozkmina.
Mianowicie na początku oczekiwał ode mnie miesięcznie jakichś kwot - czasami było to 1000 zł, czasami 1200, czasami 1500 zł, mówił że na bieżące rachunki w mieszkaniu. Ja przez kilka ładnych miesięcy płaciłem, ale naszła mnie taka rozkmina - skoro powinniśmy zrzucać się po połowie na bieżące opłaty, to one serio wynoszą 2500-3000 zł? Czynsz administracyjny, prąd, woda i internet? No niemożliwe, mimo, że to 70 m2 w dobrej lokalizacji w Krakowie, w nowoczesnym budownictwie. Kiedy zasugerowałem mu, żeby pokazał mi rachunki od zarządcy to zaczęła się wielka afera, że powinienem być wdzięczny, bo to on jest poszkodowany w całej tej sytuacji bo to on wnosi jakąś wartość materialną do związku w postaci mieszkania a ja swojego nie mam. Że na rynku komercyjnym jakbym chciał coś wynająć, to bym sam płacił z 4000 zł + media. Że to jest uczciwie, że ja powinienem się dokładać do wyposażenia tego mieszkania, bo przecież w nim żyję, oglądam telewizje, chodzę po panelach... a to wszystko się przecież zużywa. No i przecież on wniósł do naszego życia mieszkanie a ja nie wniosłem nic, więc równie dobrze on może wynająć sobie to swoje mieszkanie, my wynajmiemy coś na rynku i będziemy płacić po połowie a on sobie będzie spłacał z wynajmu tego swojego mieszkania. Mam wrażenie, że on czuje się nie wiem... "poszkodowany", że on ma mieszkanie a ja nie. że nie jest po równo. Że ja nie jestem bogaty i nie mam swojego mieszkania, które moglibyśmy wynająć i on mielibyśmy z tego kasę, mieszkając u niego, albo na odwrót.

Najgorzej zaczęło się, jak wziął sobie drogi samochód w leasing. Zarabiając 7500 zł ma ratę co miesiąc 5000 zł. Czyli formalnie z jego pensji zostaje mu 2000 zł. Na życie, na jedzenie, na opłaty. Uważa to za oczywiste że ja muszę się dokładać teraz i płacić za mieszkanie bo nie może być tak że jemu zostaje 2000 zł a ja sobie kiszę na koncie pieniądze, bo nie mam kredytu i zobowiązań. Ja mu tłumaczę, że mieszkanie jest jego, auto jest jego. Ja sobie tego nie zabiorę. Jak się rozstaniemy to to będzie jego, poza tym ja mu nie kazałem brać tak drogiego auta. Nie chcę się rozpisywać bardziej, ale mam wrażenie że on podchodzi do naszego związku mocno finansowo-transakcyjnie. Dostał to mieszkanie, nie narobił się na nie całe życie, nie spłaca kredytu. Czy nie moglibyśmy po prostu dzielić się bieżącymi opłatami a ze swoimi pensjami robić to co uważamy za słuszne? On uznał że kupi auto, a ja wolę oszczędzać. Mam wrażenie, jakbym ja musiał mu płacić rynkowy "czynsz", którym spłacam mu auto. Oczekuje że kupię lampy do domu za kilka tysięcy, kupiłem stół za kilka tysięcy. Przecież nie rozkręce lamp i ich nie wyniosę gdybyśmy się rozstawali. Ja osobiście uważam, że to fajny start w życie dostać od rodziców mieszkanie i jak z kimś jesteś już parę ładnych lat, to nie traktować faceta jak współolaktora który swoją ciężką pracą będzie mu spłacał auto, które jest jego i nie mam żadnych praw do niego, nawet prawa jazdy Podobnie z domem. Jeszcze słyszę absurdalne komentarze, że używam podłogi, używam telewizora, wanny i to się musi zamortyzować, wartość spada bla bla. Czyli co, jakby mnie nie było to nie miałby telewizora w domu i podłogi? albo używałby ich na tyle mniej, że byłoby to odczuwalne? To nie jest tak, że ja kompletnie kiszę kasę i mieszkam sobie u chłopa. Bo robię zakupy, czasami kupię coś do domu droższego za kilka tysi. Za ostatnie nasze wakacje zapłaciłem 80% ceny wycieczki.
Tylko irytuje mnie fakt, że dostał chatę za free, autkiem za 300.000 zł sobie jeździ a ja w domu nie mam nic do powiedzenia, każdą☠najmniejszą pierdołę pt. gdzie kwiatka postawić albo czy mogę szafę trochę przesunąć w sypialni muszę z nim potwierdzać i dostawać zgodę, ale co miesiąc gruby hajs ma iść na jego konto. A jak się pokłócimy to już nie raz były teksty że mam wyppp jak mi coś nie pasuje.

Sorry że tak się rozpisałem.. ale mam mętlik w głowie. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy to on ma jakieś skrzywione kapitalistyczne patrzenie. Będę wdzięczny za jakąkolwiek poradę.
kacper1316 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując