Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-04
Wiadomości: 3
|
Związek z mniej inteligentnym facetem?
Cześć 
Potrzebuję aby ktoś spojrzał na moją aktualną sytuację życiową świeżym, obiektywnym okiem i ocenił, czy ta relacja jest jeszcze do uratowania. Uprzedzam, post będzie długi.
Mam 27 lat, mój partner 31 (na potrzeby posta nazwę go P.). Poznaliśmy się na studiach - dla nas obojga był to już drugi kierunek. Początkowo byłam sceptyczna jeśli chodzi o wchodzenie w jakąkolwiek relację (musiałam odchorować poprzedni związek, gdzie facet mnie zdradził), jednakże po półtora roku spotykania się, jednodniowych wypadów za miasto i długich rozmów telefonicznych ta bariera w końcu pękła i zostaliśmy parą. I tak jesteśmy już od prawie dwóch lat razem.
Na początku było super. Imponowało mi to, że P. już skończył jeden kierunek studiów, a aktualnie studiuje dwa kolejne kierunki równocześnie - jeden zaocznie, drugi stacjonarnie, w dwóch różnych miastach. Wszystkie trzy techniczne i ciężkie. Dodatkowo pracuje w branży i godzi to z nauką. Porównując do mojego poprzedniego faceta, którego ciężko było zagonić do jakiejkolwiek pracy to było niebo a ziemia.
Kiedy pierwsza "faza" związku minęła i zaczęliśmy poruszać co raz to głębsze tematy, zaczęłam zauważać między nami dość duże różnice - głównie w umiejętnościach wysławiania się, ogólnej wiedzy o świecie, językach obcych, kulturze itp. Na początku nie traktowałam tego jak duży problem. Z czasem jednak nagminne stało się mówienie o oczywistych dla większości (przynajmniej wśród moich znajomych) rzeczach, a o których P. nie ma pojęcia. Zdarzały się sytuacje, gdy byliśmy u kogoś w odwiedzinach a P. się nie odzywał bo nie wiedział kompletnie o czym mowa, a jeśli już się odezwał, to miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mam wrażenie, że on dowiaduje się wszystkiego ode mnie, ja od niego nie dowiaduję się praktycznie nic, coraz częściej odnoszę wrażenie, że jak ja nie mam już nic do powiedzenia, to nasza rozmowa jest jałowa i po prostu o niczym. Wtedy zaczynają się pretensje, że ja nie mam o czym z nim rozmawiać - no, bo nie mam skoro rozmowę ciągnie jeden rozmówca - ja 
Jestem osobą, która w swoim życiu miała wiele pasji (teraz jest tego mniej ze względu na pracę zawodową), ale zawsze starałam się jakoś rozwijać. W wolnym czasie uczę się języków, trenuję jogę, lubię obejrzeć dobry film/poczytać książkę, posłuchać podcastu, uczestniczyć w jakiś wydarzeniach kulturalnych i spędzać czas na długich spacerach, gdzieś poza miastem. Oglądam bardzo dużo różnych, ciekawych kanałów na YT, z których wynoszę ogrom wiedzy, często próbując się podzielić tym z P. Widzę jednak, że najczęściej nie jest zainteresowany tym co mówię i rozprasza go każda rzecz. Jest to bardzo przykre dla mnie bo czuję się po prostu lekceważona :/
P. nie ma żadnych hobby ze względu na brak czasu - studia i praca. Niestety, nie udało nam się skończyć studiów w tym samym czasie, gdyż nie pozaliczał wszystkich przedmiotów. Dodatkowo, im dalej z jego studiami (przypominam - stacjonarne i zaoczne na raz), tym bardziej krucho z czasem, zarówno dla nas jak i na jego pracę zawodową. Pojawiły się więc problemy finansowe. Oczywiście ja, mając w głowie że im szybciej skończy studia tym szybciej problemy się skończą, jak tylko mogę to pomagam mu z tym, na czym się znam. W ten oto sposób zaliczył sesje w poprzednim roku - ja klepałam projekty na jeden kierunek, on na drugi. Było to dla mnie bardzo męczące bo po 4 latach ciężkich studiów nadal nie czuję jakbym je skończyła... Powiedziałam mu oczywiście, ze to nie może tak wyglądać, że trzeba się za to wziąć wcześniej skoro ma świadomość ile pracy go czeka, a nie oczekiwać ode mnie że na ostatnią chwilę rzucę wszystko i będę odwalała za niego całą sesję. Ja już studia skończyłam i były one dla mnie bardzo wykańczające fizycznie i psychicznie (praca na pełny etat + studia zaoczne). Jestem też osobą bardzo sumienną i skrupulatną, nie umiem czegoś zrobić 'na odwal', więc jak już się za coś wezmę, to potrafię siedzieć dzień i noc póki nie skończę i nie stwierdzę, że jestem zadowolona.
Kolejną problematyczną rzeczą jest to, że od marca wynajmujemy wspólnie mieszkanie, a on co chwilę ciągnie na wieś do rodziców pod pretekstem pomocy. Jest to dla mnie przykre, gdyż trochę inaczej wyobrażałam sobie czas po przeprowadzce. Liczyłam na trochę większy wkład z jego strony, już nawet nie mówię o finansach bo to ja większość rzeczy dokupiłam (z opisanych wyżej względów), ale żeby chociaż wyszedł z inicjatywą np. głupie założenie internetu cokolwiek... To, że P. jeździ co chwilę pomagać rodzicom w gospodarstwie powoduje, że zaniedbuje studia. Tym samym wiem, że jak przyjdzie sesja to będzie masakra - zarówno dla mnie jak i dla niego. A jak nie zda, to wszystko znów się przedłuży...Podczas każdej próby rozmowy na temat, czy warto się tak zajeżdżać i nic nie mieć z życia odpowiada, że już za daleko to zabrnęło żeby zrezygnować i on koniecznie chce oba kierunki skończyć.
Przez ostatnie kilka miesięcy te wszystkie rzeczy, które opisałam, powodują masę kłótni między nami. Aktualnie P. praktycznie nie pracuje, nie ma oszczędności, pożycza często kasę ode mnie i od rodziców. Ja, mimo że skończyłam studia, mam teraz wreszcie wolne weekendy i w miarę stabilną sytuację finansową, to nawet nie mam z kim pójść do kina bo on nie ma pieniędzy. Moi znajomi kupują mieszkania, budują domy, jeżdżą na wakacje, wypady weekendowe poza miasto, cokolwiek, a my nie robimy nic bo on nigdy nie ma pieniędzy. Jak już się zgodzi na wyjście to najczęściej płacę ja, jeździmy moim autem i to ja wychodzę z inicjatywą.
Dobija mnie to bo mam 27 lat i chłopaka, a czuję się, jakbym to ja była facetem w tym związku. Nie czuję kompletnie żadnego bezpieczeństwa. Ciągłe obrażanie się i sugerowanie, że wypominam mu jego decyzje jest nagminne. Dodatkowo P. cierpi na chorobliwą zazdrość o moich byłych (totalnie bezpodstawną, nie mamy kontaktu). Potrafi usiąść w sypialni, zobaczyć stare zdjęcie z koleżanką, na którym widać kawałek miśka od mojego byłego i zadzwonić do mnie żeby wypytywać mnie po raz setny o niego i nasz związek.
Bardzo przykre jest też dla mnie to, że mimo ze mieszkamy ze sobą już ponad miesiąc, to on nadal nie powiedział o tym nikomu ze swojej rodziny zasłaniając się tym, że jest między nami beznadziejnie Moi rodzice wiedzą o wszystkim, są na bieżąco, byli u nas, interesują się czy czegoś nam trzeba, pytali o rodziców P. i czy już widzieli mieszkanie...A ja z racji, ze głupio mi jest powiedzieć, że mój facet ukrywa nasze mieszkanie razem, skłamałam i potwierdziłam.. 
Przyznam się, że ja już psychicznie wysiadam. Kocham go, jest dobrym chłopakiem ale bardzo się od siebie różnimy. Na palcach jednej ręki mogę policzyć dni, kiedy się nie pokłóciliśmy, kiedy nie płakałam i nie miałam zepsutego całego dnia przez jego fochy, studia, brak pracy i (tak podejrzewam) jego frustrację w związku z jego sytuacją życiową i naszą relacją Czasem, kiedy uda nam się porozmawiać bez kłótni, dostrzegam że może on mieć objawy depresji. Oczywiście sugerowałam mu, że może potrzebuje pomocy psychologicznej, ale dla niego to nie jest żadne rozwiązanie. Ze mnie też już wychodzi frustracja - poprawiam to jak się wysławia na każdym kroku, irytuję się jak można nie umieć płynnie czytać w wieku 31 lat, pisać z błędami, nie znać klasyków kina, żadnych aktorów, nie mieć nic do powiedzenia w kwestii muzyki, nie umieć stwierdzić po obejrzeniu filmu o danym kraju czy chce się go odwiedzić...
Wybaczcie ten esej ale po prostu musiałam się wygadać. Proszę o radę czy warto pchać się dalej w ten związek? Czy może to ze mną jest coś nie tak?
|