Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Moje małżeństwo się sypie
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2025-04-19, 17:03   #1
zaslepiona
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2025-04
Wiadomości: 5

Moje małżeństwo się sypie


Coraz większymi krokami dobiegam 40., jestem 13 lat po ślubie i 18 lat w związku z moim mężem. Przetrwaliśmy wiele kryzysów, ale ten wydaje się trudniejszy do przejścia.

Przez 12 lat mieszkaliśmy w mieszkaniu, w domu moich rodziców. Na taki pomysł wpadł mój mąż, po jakimś żarcie rzuconym przez mojego tatę. Mąż zainwestował ok 10 tys w remont na tamte czasy. Mieszkanie było ok dopóki mięliśmy jedno dziecko, wraz z narodzeniem kolejnego zrobiło się ciasno.

W momencie, gdy zaszłam w ciążę mąż był na kontrakcie w innym mieście. Były wtedy plany, że zamieszkamy tam wspólnie, ale w pewnym momencie mąż przestał rozmawiać na ten temat. Wybuchła pandemia i zaczął pracować zdlanie z domu.

W międzyczasie zaszłam w kolejną ciążę. Mąż kupił na licytacji komorniczej dom ok. 50 km dalej i z uśmiechem na twarzy pokazał mi pismo, że dom należy tylko do niego, bo zakupił je za pieniądze zgromadzone przed ślubem. Ogromnie mnie to zabolało. Nie mogłam tego przeżyć, ale byłam w ciąży z 3. dzieckiem i stwierdziłam ostatecznie, że to przeboleję. Chciałam dodać, że zawsze nieźle zarabiałam. Mój wkład w utrzymanie rodziny jest duży. Niejednokrotnie większy od wkładu męża. Zaczęłam się cieszyć, że będziemy mieć więcej miejsca, każde z dzieci własny pokój, dom w pięknym miejscu. Przez ok. pół roku mąż jeżdził wykańczać dom, po czym ten został okradziony z narzędzi i temat wykończenia i przeprowadzki zaczął umierać. W międzyczasie moja mama ciężko zachorowała, była bardzo zmęczona, a moje dzieci ciągle przesiadywały u dziadków. Nie dlatego, że je im podrzucaliśmy, ale dlatego, że chciały i były tak nauczone od małego, kiedy to młodzi dziadkowie w pełni sił ciągle chcieli spędzać z nimi czas. Kiedyś w nerwach powiedziała mi, że nie ma już siły i czemu się nie przeprowadzamy?

Mąż sądził się w międzyczasie ze swoim bratem o podział domu po ojcu. Jego brat bardzo skrzywdził jego mamę. Ta nie chciała, żeby w związku z tym należał się po jej śmierci temu bratu choćby zachowek. Dogadali się z moim mężem, że ta sprzeda mu swoją część. Mąż zaczął nalegać, żebym podpisała z nim rozdzielność majątkową, żeby nie mieszać mnie w sprawy sądowe rzekomo.Nie chciałam się zgodzić, ale byłam zmęczona trudną ciążą, jego aferami rodzinnymi i w końcu dla świętego spokoju się zgodziłam.

Mąż mniej więcej w tamtym czasie powiedział mi, że nie chce wykończyć tamtego domu i zawiózł na drugi koniec Polski (jako młodzi ludzie marzyliśmy o tym, żeby tam zamieszkać) pokazać dom, który chce kupić. Nie zaaprobowałam tego pomysłu. Nie chciałam się wyprowadzać tak daleko od naszego aktualnego miejsca zamieszkania. Mąż kupił inny dom w tamtym regionie..

Nie miałam odwagi powiedzieć o tym moim rodzicom od razu. Wygadał się mój syn. Bardzo ich to dotknęło, bo bardzo zaangażowali się w wychowanie wnuków, pomagali nam organizować wszystkie urodziny, chrzciny, komunie, a teraz na stare lata mieli zostać sami. Moja mama była bardzo o to zła i mu to wygarnęła. Po tej akcji wyjechał remontować ten dom i nie przyjechał na święta wielkanocne.

Z czasem wszyscy przywykli do sytuacji. Mąż jeździł remontować i doglądać remontu tamtego domu. Relacje z moim rodzicami się ustabilizowały w miarę. Mąż ogólnie jest dosyć zdystansowany.

W końcu nadszedł czas przeprowadzki. Mąż zabrał rzeczy, ktore chciał najpilniej wziąć do nowego domu. Reszta została u rodziców.Od tego momentu on nie ma kontaktu z moim rodzicami. Gdy dzwonią na FaceTime chowa się, a nawet wścieka się , że z nimi rozmawiam. Odkąd wyprowadziliśmy się był tu tylko raz. Przyjechał o 22:00, po czym o 7:00 rano jechał w delegację i nawet nie przywitał się z moimi rodzicami...

W Boże NArodzenie nie chciał przyjechać z moimi rodzicami, nie zaoferował nic innego, dzieci bardzo chciały przyjechać do dziadków, błagały mnie o to wręcz, jego również. Był nieugięty, więc przyjechałam sama. Strasznie się o to pokłociliśmy. Bardzo w nerwach go zwyzywałam, bo wiele jestem w stanie wytrzymać, ale jak przeleje się czara goryczy i wybuchnę, to nie ma czego zbierać Sytuacja była napięta. Rodzice się martwili, dzieci bardzo przeżywały sytuację, więc wrociłam tam z dziećmi. Onnie chciał ze mną gadać, często nawiązywał do sytuacji mówiąc , że jest zdystansowany przez to jak ja potraktowałam go w grudniu.

Gdy nadchodziła Wielkanoc zapytałam, czy pojedziemy do rodziców. Powiedział, że nie, bo po pierwsze we wtorek z samego rana leci w delegację, a po drugie w ogóle nie będzie tam jeżdził ze względu na moją mamę. Ze strasznymi nerwami. Przestałam się do niego odzywać. Jego mama postanowiła interweniować i go do tego namówić (ona bardzo lubi moją rodzinę, przyjeżdzała do nas co roku na święta dopóki się nie rozchorowała), to na nią nakrzyczał, żeby się nie wtrącała.

Próbowałam z nim jeszcze porozmawiać z płaczem, był wściekły i powiedział, że nie będzie rozmawiać, że mu się fizycznie robi niedobrze jak ze mną rozmawia...

Przestałam się do niego odzywać. Widziałam, że go to męczy, coś tam czasem zagadał, ale byłam nieugięta. W końcu musiałam jechać w rodzinne strony (odkąd się przeprowadziliśmy, również pracuje zdlanie, ale na 1 tydzień w miesiącu muszę pojawić się w pracy), on nie chciał gadać, więc zabrałam dzieci i przyjechałam do rodziców.

Jego mama, która na marginiesie spędza święta zupełni sama, a mój zamysł był taki, żeby do niej też w te świeta zajechać, powiedziała mi, że moja rodzina jest dla mnie ważniejsza, nawet zadzwoniła do mnie z pretensjami i że mnie nic obchodzi poza telefonem.

Nie jest to prawda. Nie siedzę w telefonie, bo mam teraz ogromną chatę do sprzątania. Rozmawiam tylko z szefem i współpracownikami, czasem z koleżankami ze studiów MBA, które kończę właśnie w sprawie zaliczeń.

Mąż jest bardzo zaangażowany w urządzanie domu, ogrodu, codziennie dużo pracuje. Jest też dobrym ojcem. Dzieci za nim szaleją. Tylko najstarszy syn zauważa egoistyczne zachowania ig o to denerwuje.

Odkąd przyjechałam do rodziców mąż nie odbiera telefonów ode mnie, od syna. NAwet moi rodzice próbowali się z nim skontaktować, żeby zaprosić go na święta. Potem mój tata zadzwonił do jego mamy, żeby mu powiedziała, że zachowuje się jak gówniarz.

Jak to czytam, to wiem, że na to nie zasługuję, ale czuję, że jestem w życiowej czarnej dupie. Jak go zostawię, to będę musiała się wyprowadzić z jego domu, wyprowadzić z dziećmi (inaczej sobie nie wyobrażam) w rodzinne strony. Nie chcę ich rozdzielać z ojcem, bo dla nich dobry i one go uwielbiają. Nie chcę mieszkać z rodzicami. Stać mnie na wynajem, z czasem na kredyt, ale mam 40 lat, mam na właśnośc tylko samochód.

Dobija mnie to wszystko. Doradźcie coś proszę, bo zwariuję.
zaslepiona jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując