Nazewnictwo intymne nienacechowane - eufemizmy związane z seksem
I na nowym forum widać problem, jaki polszczyzna ma z określaniem intymnych części ciała czyliż genitaliów. To, jak sobie z tym radzicie ciekawi mnie głównie jako językoznawcę i tłumacza - brr, gdyby mi przyszło przekładać coś w stylu "małych ptaszków" Anais Nin! Mam nadzieję że taki wątek nie przyczyni się do negatywnego odbioru forum wśród niekórych wizażanek - wydaje mi się, że z partnerem, dziećmi, lekarzem jakoś owe "miejsca na ciele" musimy nazywać - i podkreślam, że nie chodzi mi w tym wątku o erotycznie nacechowane określenia używane w chwilach bardzo intymnych, tylko o terminy emocjonalnie obojętne - bo do wyboru mamy słownictwo medyczne, wulgaryzmy lub twórczość własną. Nie ukrywam, że interesuje mnie głównie wielka nieobecna, czyli wagina - które to słowo stosunkowo niedawno chyba pojawiło się w naszym języku publicznym - PWN na stronie internetowej podaje je w słowniku ortograficznym, lecz nie w słowniku jęz. polskiego ani wyrazów obcych.
W domu - jakkolwiek z rodzicami mogłam rozmawiać o wszystkim, byle kulturalnie i dowcipnie - to między nogami miałam bodaj pupę jeżeli już. Jak byłam na tyle mała, że nie myłam się sama to mama myła mi pupę w misce z wodą (bo ja wychlapywałam całą wodę na podłogę) - takoż właśnie to nazywała. Myślę, że po prostu nie znała ani nie potrzebowała żadnego określenia. Szkoda, że nie było waginy, która - ale znowu może to byc odbiór osobniczy - dla mnie jest ładnym obojętnym słowem, ale nie jestem do niego przyzwyczajona.
Ginekolog - ogląda kilkanaście wagin dziennie. Musi jakoś o nich mówić. Używa w absolutnie niewulgarny sposób słowa, które nie wiem, czy nie zostanie tu wygwiazdkowane "cipka" lub "cipuchna" - którego brzmienia nie znoszę. "Teraz obejrzymy cipkę, dobrze, teraz USG, świetnie, jeszcze zbadam piersi, super - no dlaczego pani jeszcze nie ma dzieci, taka idealna macica" - tak w skrócie wygląda wizyta.
Partner - poza chwilami łożkowymi jakoś musimy określać swoje genitalia (a to słowo to już w moich uszach brzmi ohydnie) - kochanie, boli mnie ..., już idę, tylko umyję ... - wymyśliliśmy sobie własne, do bólu tandetne określenia - kotek i piesek. Ale kiedy nie mogłam chodzić na basen z powodu infekcji i poskarżyłam się mojej mamie, że piecze mnie kotek, to dziwnie się spojrzała, bo po pierwsze nie zrozumiała, po drugie najwyraźniej uznała, że korzystam z rejestru intymnego.
jakie słowa są dla Was naturalne, a jakie Was drażnią?
|