...
Wiedziałam, że zaręczyny będa dzisiaj, ale nie wiedziałam dokładnie kiedy, ani w jakim miejscu (bo miały być we Wrocławiu, ale z powodu pogody to nie wypaliło).
Mój TŻ do mnie przyjechał z samego rana, wypiliśmy kawe i wyciągnął mnie na sesję fotograficzną. Powiedział, że wziął aparat by uwiecznic nasza rocznicę i miał zamiar porobić trochę fotek w domu, ale skoro tak ładnie wyglądam (odstawiłam sie na max) to jest okazja by cos popstrykać w plenerze w zimowej aurze

Więc chodziliśmy we wszystkie fajne miejsca i robiliśmy zdj: byliśmy na murach obronnych, w parku, nad jeziorkiem, w lasku... ja podejrzewałam, że szuka jakiegoś miejsca na oświadczyny, ale w pewnym momencie to już zwątpiłam... na końcu poszliśmy na skały, które są obok mojego domu, są duże, piękne i widać z nich panoramę całego miasta. Mój TŻ wszedł na skałę "zakochanych" (dodam, że ma
lęk wysokości i nigdy nie podchodził tak blizko urwiska i do tego nie wiedział, że akurat ta skała która wybrał jest skała zakochanych, bo nie mieszka w okolicy). Jak zobaczyłam, że tam wszedł wiedziałam juz co się święci. Zawołał mnie do siebie, spytał, czy to miejsce jest romantyczne (PYTANIE

) a potem nagle klęknął na tej skale (mimo, że ma chore kolano) i spytał czy chciałabym zostać jego żoną

Ja ostatnio tyle się naczytałam i oglądałam zaręczyn, ale w tym momencie nie wiedziałam jak sie zachować

Najpierw bez słowa złapałam za pierścionek ,ale szybko go odłożyłam, bo to on miał mi go włożyć, więc tylko wystawiłąm mu rękę, on nie wiedział co się dzieje, a ja nagle sobie przypomniałam, że przecież jeszcze się muszę zgodzić

ale coś mi utknęło w gardle

ale w końcu odpowiedziałam, że oczywiście, że chcę, a on mi nałożył pierścionek

Potem się przytuliliśmy a ja sie rozpłakałam ze wzruszenia... Nawet nie sądziłam, że to wywoła we mnie aż takie emocje... Do tej pory co jakiś czas jeszcze lecą mi łzy jak o tym pomyślę...