[Agoosia]

Po pierwsze - jeśli mogę dorzucić swoje 3 grosze - w miarę czytania tamtego wątku sukcesywnie moja szczęka opadała i opadała...
Ile razy wizaż opanowała jakaś wojna lub wojenka - tyle razy morał był mniej więcej taki - zwracać uwagę na słowa, myśleć, zanim się coś napisze, trzymać nerwy na wodzy, aby nie zrobić komuś niepotrzebnie krzywdy.
Bo sama Beliczku piszesz, że jest Ci przykro, po tym, co ktoś napisał. Ty sama też użyłaś takich słów, że mnie na pewno zrobiło by się przykro (jestem bardzo drażliwa) i pewnie innym osobom też. Inne osoby też wypowiadały się w taki a nie inny sposób.
Wiecie co jest najgorsze?
To, że w ostatnich postach właściwie nic nie ma na temat problemu mężatki (problem - sytuacja z mężem), a to co na jej temat było, spokojnie można było wyciąć. Główny temat tamtych postów, to "ja Ciebie zacytuję, zbluzgam, poczekam aż odpowiesz a w między czasie już wymyślę, jak wbić Ci następną szpilę".
Wcześniej chciałam napisać w tamtym wątku, że może zamkniemy temat, mężatka nie odpowiada, my jej nie pomagamy tylko się kłócimy, rozmowa nie ma sensu.
Ciekawe, czy też zostałabym uznana za trola, który trzyma czyjąś stronę... a zapewniam, że tak nie było. nie zdążyłam nic dopisać i może dobrze.
Ale średnio sięzcuję z tym, że "może dobrze, że nic nie napisałam".

Jeśli odbiegło to nieco od tematu, to przepraszam, ale to właśnie czuję w tej chwili a ma to bezpośredni związek z tym problemem.

Nie jestem tu stroną w konflikcie, obie na pewno byłyście wzburzone, żadna nie miała racji (a może mały obie), nie o to chodzi, żeby teraz kogoś usprawiedliwiać a kogoś osądzać. Moim zdaniem trzeba było zakończyć tę rozmowę dużo wcześniej i nie za pomocą kłódeczki Złosia. Wystarczy odrobina chęci. Tak myślę.