Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Tylko jedna wielka miłość w życiu, czy to możliwe?
Podgląd pojedynczej wiadomości

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2019-09-26, 20:33   #24
megamag
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 7 488
Dot.: Tylko jedna wielka miłość w życiu, czy to możliwe?

Cytat:
Napisane przez hirundo_rustica Pokaż wiadomość
Cześć, czytam Wizaż od kilku miesięcy i jeden z wątków zainspirował mnie do założenia mojego własnego. Może być długo, ale sprawa 'siedzi we mnie' już od jakiegoś czasu, chodzi oczywiście o relacje, dlatego prosiłabym o wyrozumiałość. Czy to możliwe, że istnieje jedna największa miłość w życiu, która została nam 'dana' jednorazowo i już więcej takiej nie będzie? Pytam o wasze zdanie, bo od pewnego czasu obawiam się, że ja właśnie taką miłość straciłam.
Ale dobrze, konkrety. Dwa lata temu zerwał ze mną chłopak, z którym byłam przez 3,5 roku, od początku studiów. Nie podał żadnych powodów w zasadzie, poza tym, że jego zdaniem różniliśmy się za bardzo charakterami, wszyscy nasi wspólni znajomi byli zaskoczeni zwłaszcza, że jeszcze miesiąc wcześniej mówił wszystkim i mnie też, że mnie kocha na zabój. Traktowałam go 'poważnie', widziałam naszą wspólną przyszłość, on niby też. Kilka dni później dowiedziałam się, że spotykał się z dziewczyną, która jest koleżanką naszej wspólnej, dalszej znajomej.
Dużo myślałam o tamtym związku, próbowałam dojść do różnych wniosków, wyciągnąć lekcje na przyszłość z mojego i z jego zachowania, zastanowić się nad jego i swoimi błędami. Na początku uznawałam go za idealnego, później, wraz z upływem czasu, powstała taka lista rzeczy, które w moim odczuciu idealne nie były:

1) Po naszym rozstaniu opowiedział prawie wszystkim bliższym znajomym o naszym związku, żeby się 'wyżalić', bo się z nim kłóciłam i nie mógł wytrzymać. Ja nie opowiadałam prawie nikomu szczegółów rozstania, a dochodziły mnie słuchy od ludzi, jaki to był ze mną nieszczęśliwy (pewnie całe 3 lata).

2) Jeśli chodzi o kłótnie, to w trakcie naszej relacji było kilka, na pewno nie było ich dużo (z mojej perspektywy). Z poważniejszych pamiętam:
- kłótnię o to, że na jednej ze studenckich imprez wszedł na dach jakiejś komórki po alkoholu, zupełnie nieodpowiedzialnie, dach się trochę załamał, a on rozciął sobie rękę do mięsa tak, że musiał jechać na izbę przyjęć, ja się tym bardzo przejęłam, aż się popłakałam (pojechałam z nim na izbę przyjęć), a on na mnie nakrzyczał, że zrobiłam scenę przy ludziach
- kłótnię o to, że poszliśmy razem na jakąś imprezę, po godzinie on wyszedł sobie gdzieś z kimś, mówiąc zdawkowe 'zaraz wracam' i nie było go ponad godzinę, więc napisałam mu wiadomość, że przyszłam na tę imprezę z nim i oczywiście, nie musimy być ze sobą ciągle, ale wyszedł, olał mnie i go nie ma, a mi przykro, więc chyba pójdę do domu. Pokłóciliśmy się o to bardzo, bo powiedział, że znowu zrobiłam scenę i powinnam go już dobrze znać, żeby wiedzieć, że scen nie lubi i że zaraz by wrócił
- kilka kłótni o jego czas, których nie mogłam zrozumieć. On miał dużo czasu, bo studiował na kierunku, na którym miał 15h tygodniowo, ja miałam wtedy ponad 40h. W większości siedział przed komputerem, grał w gry, oglądał filmy. Ja się uczyłam po nocach, żeby móc się z nim w weekend spotkać, bo jeszcze dorabiałam sobie pracując w sieciówce. Kiedy on poszedł do pracy, o elastycznym grafiku, uznał, że możemy się widywać jeszcze rzadziej (widywaliśmy się i tak raz na tydzień), bo on ma teraz dużo na głowie. Kłóciliśmy się o to, jak on dysponuje swoim czasem, ja się stresowałam, że mu nie zależy, skoro nie ma dla mnie czasu
- jedna z naszych pierwszych kłótni, która mnie mocno zabolała. Dostałam pracę dorywczą, ale zostałam bardzo nieprzyjemnie i po chamsku potraktowana przez szefa, więc odeszłam i znalazłam inną pracę. On nie mógł zrozumieć, że się zdenerwowałam, uznał, że zrobiłam aferę niepotrzebnie i powinnam była tam wytrzymać i się przemęczyć

Poza tym, co wymieniłam, nie kłóciliśmy się wcale. On był opiekuńczy, pomagał kiedy go potrzebowałam, robił mi śniadania, ja też o niego dbałam, mieliśmy udany seks, dużo wspólnych znajomych, ciekawe rozmowy na różne tematy i sporo wspólnych zainteresowań. Twierdził, że bardzo mu na mnie zależy i że wyobraża sobie ze mną przyszłość.
Po rozstaniu byłam sporo czasu sama, później ponad pół roku z kimś, kto jak mi się wydaje, o wiele lepiej mnie rozumiał, dużo lepiej się z nim czułam i bawiłam, na pewno swobodniej i był zdecydowanie większym wsparciem niż mój były. Jednak nie było to chyba 'to cos' z mojej strony, bo mimo wad byłego, nadal nie mogłam o nim zapomnieć. I nadal nie mogę sobie poradzić z tym, że nigdy w nikim nie byłam tak zakochana, nigdy nikt mi się tak nie podobał i nigdy z nikim nie wyobrażałam sobie tak przyszłości, jak z nim. Był to mój drugi z trzech chłopaków, pierwszy związek miałam w wieku 16 lat, byłam bardzo zakochana, ale z perspektywy czasu uważam to za taką szczenięcą miłość. Były natomiast, z jakiegoś dziwnego powodu wydaje mi się wyjątkowy i boję się, że już nigdy w nikim się tak nie zakocham. Prosiłabym, żebyście spojrzały obiektywnie na sytuację i postarały mi się coś poradzić, co mogłabym zrobić. Z góry dziękuję.
Tak, wierzę w jedną wielką miłość na całe życie, ale Twoja taka nie była, bo po pierwsze nawet nie była dwustronna. Taka miłość musi dojrzeć, opierać się na zrozumieniu i zaufaniu. A ten koleś zerwał z Tobą w sumie bez powodu i jeszcze najpewniej robił Cię na boku. Do tego tanga trzeba dwojga. To było co najwyżej randkowanie, Ty się bardziej zaangażowałaś, a on mniej.
megamag jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując