Nie będę zbywać tematu bo pewnie i tak by wypłynął.
Więc po prostu napiszę Wam o mamie w wątkowym klimacie
Nie lubiła za bardzo gotować, a już tym bardziej piec (chociaż podobno kiedyś piekła ciasta za pieniądze
). Jej domeną był drób i ryby. Robiła rewelacyjnego kurczaka pieczonego - wychodził jak z rożna! No i rybki wszelkie smażone, pieczone, z octu, śledzie. Uwielbiała też je jeść, co ciekawe nigdy nie przekonała się do owoców morza. Po 2 czy 3 podejściach do krewetek potem na samo wspomnienie się krzywiła.
Do dzisiaj nie umiem zrobić takiego krupniku jak ona. Wypracowałam sobie swój przepis taki na wołowinie i pęczaku, ale jej - na drobiu i kaszy jęczmiennej nie potrafię. Albo dodam za dużo kaszy albo mało, albo za dużo włoszczyzny. Za to nauczyła mnie robić doskonały rosół.
Była też nieuleczalną fanką truskawkowych lodów, bobu i michałków.
Odeszła 1 lipca.