Napisane przez masiapytasia
Mój problem polega na tym, że nie mam przyjaciół, chłopaka, a moja rodzina powoli się rozpada. Obecnie studiuję, jestem jedynaczką, moja rodzina to rodzice, dziadkowie i ciocie koło 70.
Dziadkami trzeba się opiekować i z racji wieku wiadomo,że długo ze mną nie zostaną.Moi rodzice też kiedyś umrą,a jeśli nie uda założyć mi się własnej rodziny to będę sama jak palec.
Uważam,że to, że nie mam kontaktu z dalszą rodziną, kuzynami to wina moich rodziców.Jak kiedyś dostawalismy zaproszenia na komunie i inne uroczystości to oni odmawiali, a potem już nikt nie chciał utrzymywać z nami kontaktu.Czuje się fatalnie jak słyszę,że znajomi ze studiów jadą na wesele albo do rodziny. Ja nigdy nie byłam na weselu, komunii czy chrzcinach. Moich kuzynów ostatni raz widziałam 10, 15 lat temu i dziś nie poznałabym ich na ulicy. Ostatnio zwierzyłam się mojej znajomej,a on nie mogła uwierzyć, że tak można żyć.
Przyjaciół kiedyś miałam, ale jak zachorowałam na depresję to już nikt nie chciał się ze mną zadawać.Po tym doszłam do wniosku, że przyjaźnie są nic nie warte, ewentualny mąż może odejść, a rodzice umrą. Tylko rodzenstwo i własne dzieci zostają z nami na zawsze, pomijam tu patologiczne przypadki. Ja nie mam ani rodzeństwa, ani nadziei, że będę mieć własne dzieci.
Szarpie się z nawracającą depresją, biore leki nieprzerwanie od 6 lat, 3 lata chodziłam na terapię. Mam dość takiego życia. Każde święta to powód do płaczu, a nie radości, bo przy stole jest nas coraz mniej, a my nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać i patrzymy się w talerze.
|