Gadaliśmy dość długo, o różnych rzeczach. O tym, że nie wiedział jak mi to wszystko powiedzieć. O tym, że z pewnością znajdę lepszego faceta od niego. No i gdzieś tam wyszło, żebym dbała o swoje zdrowie. I, że jemu też nie jest łatwo, bo ta dziewczyna jest chora. I nie wie co ma robić. Powiedziałam, że mu szczerze, żeby dobrze się zastanowił, żeby jej nie zranił, bo wobec mnie zachował się jak tchórz, że jest słaby i nie zdolny do tego, żeby zrezygnować ze swoich planów dla kogoś.
Może nie powinnam z nim rozmawiać, może powinnam go nie nawidzić, ale jestem taką osobą, że nie potrafię. Zawsze gdzieś tam mam w głowię taką myśl, że ludzie są tylko ludźmi i popełniają błędy. Ja też jestem trochę winna, że to się rozleciało. Kilka razy powiedziałam, mu że skoro chce to niech szuka dziewczyny, które będzie bardziej mu odpowiadała. I też mam sobie trochę innych rzeczy do zarzucenia.
Zanim zdecydowaliśmy się na związek, byliśmy przyjaciółmi. I wiem, że przyjaźń jest możliwa, bo mam jednego przyjaciela. Jako facetowi nie jestem mu w stanie wybaczyć. Natomiast jako przyjacielowi....nie wiem może kiedyś. Wiem, że niektórym to się wydaje głupie, ale nigdy nie byłam normalna
. A on kiedyś też mi pomógł w trudnym momencie. Nie wiem może się mylę, bo już sama mam mętlik w głowie