obiecana wczesniej relacja z wizyty w
Infinity we Wrocławiu
siadlam na fotelu i wytlumaczylam jaki efekt chcialabym uzyskac: odswiezenie fryzury, zwiekszenie objętości i (o ile sie da) zmuszenie wlosow, aby krecily sie u nasady, a nie od skroni, wspomnialam tez, ze zapuszczam i nie chce skracac na dlugosci)
wlosy myje co drugi dzien, mylam w poniedzialek rano, we wtorek wygladaly bardzo przyzwoicie i ladnie sie skrecily.
pani Kasia najpierw zachwycila sie moimi lokami, co bylo bardzo mile, zapytala o pielegnacje, suszenie itp (wyjasnilam ze ukladam najczesciej na odzywke b/s, nie lubie pianek, ani innych usztywniaczy, ze unikam silikonow i myje odzywką, susze z uzyciem dyfuzora). ogolnie zgodzila sie, ze metody ktore stosuje sa poprawne, zwlaszcza dyfuzor i brak silikonow.
wykorzystujac fakt, ze nie mam na wlosach zadnych wstretnych usztywniaczy - wyprostowala mi wlosy i sciela je na sucho. sa mocno wycieniowane na calej dlugosci (
piórkowanie - tak sie chyba nazywa technika, ktorej uzyla) - na wyprostowanych wlosach - fryzurka wygladala rewelacyjnie! miala objetosc, nie byly to przyklapniete straki.
potem mycie - swietny fotel masujący, w nogach kominek (niestety akurat skonczylo sie drewno i nie byl rozpalony), relaksująca muzyka - cud, miód i orzeszki. fryzjerka po myciu nalozyla odzywke i dala mi i moim wlosom chwile na relaks. prawie zasnęłam
no i teraz zaczelo sie najgorsze. po umyciu rozczesala mi wlosy szczotką, nalozyla
spray do loków (pracują tam na kosmetykach goldwell, sklad sprayu - alkohol, woda, gliceryna, potem duzo innych, ale alkoholu bylo tyle, ze czulam go mocno przy pryskaniu), jakis srodek stylizujacy w kremie (niestety nie wiem co to bylo), wysuszyla dyfuzorem (odrobine za mocny nadmuch i za cieple powietrze - nie parzące, ale wiem ze moje wlosy wolą minimalny nadmuch i srednią temperaturę) i spryskala na koniec woskiem w sprayu i przytargala taka suszarke w kształcie hełmu, aby dosuszyc glowe przed wyjsciem na dwor - byl mroz.
niestety - po tych wszystkich zabiegach moje wlosy (dopiero przeciez umyte) wygladaly jak na 2gi dzien po myciu - za duzo kosmetykow, za ciezkich, i przy glowie byly nieświeże. poza tym w dotyku byly sztywne (nie az tak jak po piance i lakierze, ale jednak) i niemiłe w dotyku.
ułozenie fryzury tez pozostawialo do zyczenia.
wiem, ze moje wlosy tuz po scieciu potrzebuja okolo tygodnia (albo i 2) aby wrócic do siebie. fryzjerka tez o tym wspomniala - wiedziala sporo o lokach, niestety - stylizacja ewidentnie jej nie wyszla.
wrocilam do domu i pierwszy raz w zyciu d razu po wizycie u fryzjera umylam glowe i ulozylam po swojemu.
do tego mam zal o zabranie objetosci. poszalala z tym cieniowaniem i mimo, ze wydaje sie poprawne (fryzura odrastajac bedzie dluzej sie trzymac) - mam troche wlosow, ale sa one cienkie i uwazam ze wycieniowala za duzo. czuje sie "wygryziona". do tego 'grzywka' - wlosy skrajnie przy twarzy przy naciagnieciu siegaja czubka nosa. skręcone - wiadomo - krócej i nie da sie nad nimi zapanowac.
co jest zdecydowanym plusem i rzadko sie zdarza
- pamietala ze nie chce skracac dlugosci i w dolnej partii tylko delikatnie podciela koncowki (ktore swoja droga nie byly rozdwojone, ani zniszczone)
zalaczam zdjecia - przed, po1 ulozone przez fryzjerke i po2 ulozone przeze mnie.
mam mieszane uczucia, pewnie wiecej tam nie pojde, ale zobacze jak bedzie fryzura odrastala.