Wróciłam z wakacji po dwóch tygodniach. Zostawiając w domu faceta, współlokatora i kota miałam nadzieję, że nie zrobią się bardziej leniwi/brudniejsi tylko dlatego, że nie ma baby w domu (na co dzień są generalnie czyści, każdy wykonuje czynności porządkujące, bez przesady w żadną stronę).
Niestety
- zrobili sobie wakacje również od 'grubszego' sprzątania, czyli odkurzania i mycia podług/blatów (mamy aneks kuchenny w salonie, liniejącego kota i tak naprawdę dwa dywaniki na których niestety wszystko widać - znacie ten stan, gdy samo tylko odkurzenie daje złudzenie czystości, a nieodkurzenie - chlewu).
Łazienka po 15 dniach została sprzątnięta tylko dlatego, że pojawiły się w niej mrówki
Ale i tak najlepsza historia była z kotem - pierwszy raz zostawiałam ją na tak długo i nie wiedziałam, czym będzie przejawiał się jej stres.
Już trzeciego dnia chłopak skarżył się że w naszej sypialni śmierdzi kupką, której nie mógł zlokalizować. Co kilka dni otrzymywałam tylko raporty z frontu o odsuwaniu mebli, 10 z kolei czyszczeniu kuwety, a potem kupowaniu nowych odświeżaczy powietrza. Nie wiem jak wy, ale ja nie zasnęłabym bez zidentyfikowania źródła (zwłaszcza, że dom ma historię z podmakaniem ścian - tym bardziej się stresowałam).
Dzień przed moim powrotem odkryto źródło zapaszku: kotek (karmiony whiskasem w imię 'wakacji od zdrowego jedzenia') musiał mieć jakąś płynniejszą wizytę w kuwetce, która stała pomiędzy zasłonami a drzwiami balkonowymi. Nie wiadomo czy z rozmachu, czy z ustawienia kuperka, ale upaprała zasłonę, od tej zewnętrznej strony (tak, że można było to zobaczyć tylko z ogrodu, do którego nikt nie wychodził)
Przy okazji prania tych zasłon (w pralce, wolałam nie pytać, czy ktoś przeprowadził choćby namaczanie w misce. W ogóle nie wiem, czemu nie wywalili tych zasłon od razu) zepsuła się pralka i już drugi tydzień czekamy na wymianę (a że pralka jest w nietypowej zabudowie, to sobie pewnie jeszcze poczekamy...), także niebawem brudne ciuchy same zaczną wychodzić z szafy