Napisane przez klarajulia
Nie ma nikogo od dawna, gdyby był z kimś związany na pewno nie pchałabym się w takie coś.
Okej, może rozmowa wyjść ode mnie, ale nie chcę tego robić bo praktycznie jestem pewna, że nic tym nie osiągnę. Odkąd jestem w ciąży analizuję wszystko i dostrzegam, że on nie chce chyba nic w swoim życiu zmieniać. Znam go, jest pewny siebie i zdecydowany w życiu i był też taki w swoich związkach, zawsze wiedział czego chce, dlatego myślę, że mnie nie chce. I to nie kwestia tego, że każę mu się domyślać o co mi chodzi, tylko on po prostu wie czego ja chcę. Nie o wszystkim trzeba rozmawiać wprost, ponieważ zna mnie tyle lat i jestem pewna, że wie co czuję. Bardzo wiele razy mówiłam mu, że jest najprzystojniejszym facetem jakiego znam, najlepszym itp. Kilka lat temu, pół żartem, powiedziałam mu, że nigdy bym się z nim nie przespała, bo umarłabym ze stresu... To raczej oczywiste, że byłam nim zawsze mocno zauroczona, a teraz to już w ogóle.
Pozwoliłam córce mówić tato, bo to nie jest zwykły kumpel tylko w praktyce mężczyzna, który ją od urodzenia wychowuje w dużym stopniu. I to właśnie z córką widzę największy problem co teraz będzie, bardziej niż z dzieckiem, które go nie zna. Wiem, że "ucieczka" wydaje się mało rozsądna, ale z drugiej strony nie widzę żadnego dobrego wyjścia w tym momencie. Jestem w nim beznadziejnie zakochana i nie wiem jak ma to wyglądać. Będziemy osobno wychowywać dzieci a ja się w nim nadal podkochiwać i cierpieć. Albo honorowo zamieszkamy razem mimo, że on mnie nie kocha. Wiem, że powinnam to wcześniej przemyśleć, ale jakoś myślałam, że sytuacja się miedzy nami wyklaruje. Co do czułości, to nie wygląda tak, że jesteśmy jak tacy kumple zwyczajni. Często się przytulamy, dajemy sobie jakieś prezenty i ta relacja wnosi w moje życie dużo dobrego. Tylko nie ma zupełnie takiego "związkowego" podejścia. Nigdy nie było jakiegoś wyznania uczuć, nie ma żadnych planów na przyszłość dłużej niż kilka miesięcy, ani no nic co wskazywałoby, że możemy zostać normalną rodziną.
|