Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Nie chodzę do szkoły... bo mam jej dość
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2018-09-19, 09:43   #1
BigLadyBaby
Fangirl :D
 
Avatar BigLadyBaby
 
Zarejestrowany: 2018-09
Lokalizacja: whateva
Wiadomości: 2
Unhappy

Nie chodzę do szkoły... bo mam jej dość


Mój problem zaczął się od przedszkola... chodź nie do końca, bo każde wyjście kończyło się płaczem, więc mama odpuściła mi chodzenie do przedszkola. Zerówka zawsze kończyła się płaczem, biegunką i strasznymi nerwami. Bałam się innych ludzi i dzieci.


Zdiagnozowano u mnie Aspergera, więc zapewne to było przyczyną problemu. Teraz już tak nie mam.


Potem 1 i 2 klasę przechodziłam normalnie. W miarę normalnie, chodź często się spóźniałam, bo nie chciałam tam być. Nigdy nie byłam dzieckiem, które specjalnie, chciało chodzić do szkoły. W zasadzie to byłam jednym z ciężkich przypadków. Trzecią klasę przechodziłam sama, miałam klasę dla siebie, gdyż miałam zajęcia indywidualne. Czwartą, piątą oraz szóstą klasę przechodziłam w miarę dobrze[wciąż rzadko bywałam na pierwszych lekcjach, w zasadzie to chodziłam tak aby mieć 50% frekwencji]. Pierwsza klasa gimnazjum - OKRES BUNTU. Więc mnie znowu nie było, druga i trzecia gimbazy była w domu, zawsze z wiecznym wku***, że w ogóle muszę się znowu uczyć, słuchać, rzeczy, które mam absolutnie gdzieś i odrabiać lekcję, jak mogę porobić lepsze rzeczy. Test gimnazjalny jakimś cudem napisałam na dość wysoki wynik. Nie wiem jakim cudem wyrobiłam z frekwencją i z miarę dobrymi ocenami i nie miałam zagrożeń. Nie pytajcie bo sama tego nie wiem


Nadeszła pierwsza technikum. Cieszyłam się bo ,,Zajęcia praktyczne, coś co lubię, nowa szkoła, nowi uczniowie i nowi nauczyciele nie będzie tak źle''. DUPA. Ledwo się zaczął rok szkolny, a ja byłam zaledwie z siedem razy w tym dwa z nich były DOSŁOWNIE PRZESIEDZIANE W TOALECIE. Tak siedziałam, przez ponad 9 godzin w szkolnym kiblu. Porażka jakaś


Im stawałam się starsza, tym zaczęłam sobie wyrabiać już pogląd na świat, coś czym się chce kierować w życiu i do czego chce dążyć. Chcę iść na studia by mieć swój zawód[jednak potrzebny papier] i planuje studiować w USA, ale... z takim podejściem to nie wiem czy w ogóle mi się opłaca wydawać pieniądze. Im byłam starsza, tym bardziej mi się odechciewało tej szkoły. Zaczynałam przychodzić rzadziej lub później... zależy co było pierwsze


Matka wyrywała sobie włosy z głowy, namawiała, że muszę skończyć, że nie zdam[groźby były, bałam się ich ALE NIE POTRAFIŁAM SIĘ PRZEMÓC], że nic nie dostanę, że będę zamiatać ulice. Nic. Sama też próbowałam się motywować ,,Kupi ci ten telefon co chciałaś'', ,,Nauczyciel cię pochwali za dobrze zrobioną pracę domową'', ,,Spotkasz się z kolegami, masz przecież taką fajną klasę!'', ale dosłownie nic już na mnie nie działa. 100% swojego wolnego czasu poświęcam na hobby. Rysuję, uczę się programowania i gier, piszę, śpiewam, gram, albo się lenię... wolę siedzieć w domu, niż znowu słuchać na angielskim o Present Perfect, którego już umiem od dawna czy uczyć się matematyki u nauczycielki, która nie umie nic wytłumaczyć, nikt nic nie umie, a ma wymagania ściętej głowy, zamiast nam pomóc. Matura się zbliża, a ja tam w ogóle nie chcę być. Nie chcę się już uczyć, chcę skończyć tą szkołę, pokazać jej faka i być wolną. Brzmię jak gówniara? Tak. I czuję się naprawdę źle z tym, że wszyscy chodzą, a ja nie potrafię, bo nienawidzę tego budynku. Odrabiania prac domowych i tych testów


Mama wielokrotnie mi wypomina, że obiecałam. I wiem, że obiecałam, miałam jej nie opuszczać, ale NIE UMIEM. Nie potrafię się przemóc, nie chcę tam być, nie lubię tam być po prostu NIE


Moja rodzina też mi nie pomaga. Jeśli tylko kończą się wakacje, to ja wiem, że znowu zacznie się wałkowanie tematu szkoły. Znowu będę wypytywana po tysiąc razy dziennie ,,Kiedy odrobisz lekcję?'' albo ,,Czy odrobiłaś już lekcję'' bądź ciągłe wspominanie mi o czym kolwiek na jej temat. Jeśli tylko moja mama bądź babcia są w domu praktycznie zawsze rozmawiają ze mną o szkole. 85% tematów w moim domu to szkoła. Tłumaczę mamie i babci, że ja się wolę zabierać się za lekcje wieczorami[lepiej mi jest, jest większy spokój, lepiej mi się myśli w nocy i lubię siedzieć w nocy], to one wciąż nie rozumieją. Czuję się w tedy jak głupie dziecko, bo wystarczy mi powiedzieć raz. Ja rozumiem, ale nie chcę odrabiać lekcji, gdy komukolwiek się chcę. Ja wolę to robić w nocy. A potem wychodzi tak, że nie mam ochoty wcale, bo się już tak nasłuchałam, że jak patrzę na zeszyty to mam dość



Jest to ogromnym problemem. Bo muszę chodzić do szkoły. Ją skończyć i zdać, by mieć godną pracę. A tu klops i porażka bo z wiekiem było coraz gorzej. Najchętniej to już bym poszła do pracy, zarabiała pieniądze, miała swoje własne małe mieszkanie i wyprowadziła z mojego miasta. Powtarzam sobie, że ,,Kiedyś ci się zachce wrócić do szkoły!'', ale tak naprawdę to w głębi duszy w to nie wierzę. Nie mam praktycznie żadnych dobrych wspomnień ze szkoły. Nie bywałam na wypadach i wyjazdach klasowych, na eventach... nie miałam ochoty. Ja się zastanawiam co będzie w pracy. Czy jak będę pracować w naprawdę idealnym dla mnie zawodzie, czy nie będzie to samo... Chyba, że zacznę pracować w domu


Czy ktoś wie jak się zmotywować? Co poradzić? Gdzie iść by mi ktoś pomógł? Czy w ogóle można ten problem rozwiązać? Z jednej strony chcę ją skończyć i być dumną z siebie, ale z drugiej strony... najchętniej bym została w domu i zajęła się sobą. W czym tkwi mój problem? Co jest ze mną nie tak? HELP
__________________
Czasami mam ochotę tak komuś przypier****, że nawet Google by go nie wyszukało!
BigLadyBaby jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując