Witajcie,
piszę żeby się trochę wyżalić. Strasznie doskwiera mi samotność. Nie mam nikogo i nie miałam na przestrzeni ostatnich 5 lat.
Czuję się okropnie kiedy wracam do pustego mieszkania. Chciałabym być dla kogoś najważniejsza i taką samą miłością obdarzyć kogoś. O kogoś się martwić, o kogoś dbać, z kimś planować wspólną przyszłość. Dużo pracuję, stale podnoszę swoje kwalifikacje itd, no ale ta pustka mnie dobija. Staram się odciągnąć swoją uwagę od tych natrętnych myśli poprzez naukę języków, dużo sportu,podróże, spotkania z przyjaciółką, a w zasadzie dwoma itd.
Wiem, że zabrzmi to nieskromnie ale jestem atrakcyjna, dobrze wykształcona, zawsze ale to zawsze uśmiechnięta (a w sercu pusto) i zastawiam się co jest ze mną nie tak...
Najbardziej jednak dołuje mnie fakt, że np. w moim towarzystwie nie ma już wolnych mężczyzn w wieku powiedzmy 30+. Wszyscy już zajęci lub żonaci/z dzieckiem. Czy u Was też tak jest?
Cholernie mi źle kiedy wracam do pustego mieszkania, no ileż można...
Jeśli dobrnęłyście do końca to dzięki wielkie