Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Mam 30 lat i nie mam koleżanek. Nie mam kogo zaprosić na ślub. Tak mi smutno :(
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2020-08-10, 12:20   #1
PannaJoannaaaaa
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2014-02
Wiadomości: 2
Unhappy

Mam 30 lat i nie mam koleżanek. Nie mam kogo zaprosić na ślub. Tak mi smutno :(


Nigdy nie udzielałam się na tego rodzaju forach. Ale chyba potrzebuję się komuś wygadać. Jestem tu anonimowa, więc będzie znacznie łatwiej wyrzucić mi to z siebie.
Otóż w ostatnim czasie uświadomiłam sobie, że nie mam praktycznie żadnych koleżanek. Mam 30 lat, czyli wydaje się, że powinnam by w szczycie życia towarzyskiego. W zasadzie nikt do mnie nie dzwoni, nie napisze "co słychać", nie mam z kim wyjść na kawę, czy spotkać na wieczorne plotki. Nie chodzi to to, że jestem nietowarzyska, czy nieśmiała (wręcz przeciwnie). Ale mam chyba w życiu pecha.

Zacznę od początku - pochodzę z Kielc
1. moja "przyjaciółka" ze szkolnej ławki najpierw w gimnazjum, potem w liceum, z którą zawsze byłyśmy jak papużki nierozłączki, przeżywałyśmy razem swoje pierwsze imprezy i miłości, najwyraźniej doszła do przekonania, że nie ma sensu zaprosić mnie na swój ślub. Na studia wyjechałam do Warszawy, ale starałam się ją w miarę możliwości odwiedzać ją w Białymstoku (gdzie ona podjęła studia). Jeździłam do niej kilka razy (ona nie była u mnie w Warszawie ani razu). Było mi bardzo przykro, kiedy od znajomych dowiedziałam się, że bierze ślub, a mi nic o tym nie powiedziała, poza zdawkowymi informacjami (pomimo, że bardzo starałam się utrzymać z nią kontakt). Zapytałam ją o to wprost, to powiedziała mi, że to jej rodzice organizują wesele i będzie tylko najbliższa rodzina. Po czasie okazało się to nieprawdą, gdyż w Internecie znalazłam zdjęcia na których są znajomi z jej miasta, których ja także znam, a z którymi nigdy nie miała aż takiego kontaktu jak ze mną. No ale cóż, najwyraźniej doszła do przekonania, że z nimi będzie na co dzień się spotykać, mieć kontakt - a ja w Warszawie, to nie jestem jej już do niczego potrzebna. Po jej ślubie praktycznie straciłyśmy kontakt.
2. koleżanka numer 2. Poznałyśmy się na studiach. Okazało się, że ona jest także z Kielc. Przez cztery lata wynajmowałyśmy razem mieszkanie w Warszawie, jeździłyśmy pociągiem, a później samochodem do rodzinnych Kielc, uczyłyśmy się razem, chodziłyśmy na zajęcia. Była nawet moją świadkową na ślubie ( małżeństwo nie przetrwało). Niestety, błaha kłótnia o faceta przekreśliła wszystko. Fakt, nie byłam bez winy bo stanęłam murem za byłym mężem, w sytuacji gdy w zasadzie nie powinnam, ale potem starałam się jej to jakoś wytłumaczyć, przeprosić, mówiłam, że byłam tak zauroczona, że nie wiedziałam co robię. Ale ona postanowiła się zemścić. Oczerniła mnie na naszym roku, potrafiła w sali przed zajęciami publicznie wyciągać nasze prywatne sprawy, ewidentnie robiła wszystko, żeby uprzykrzyć mi życie. Wytrwałam do końca studiów, choć myślałam o zmianie grupy, bo narozpowiadała o mnie głupot. Potem nie odezwała się już do mnie, poza przypadkowym spotkaniem na mieście po latach. Na ślub też mnie nie zaprosiła. Tyle ją widziałam.
3. Moja koleżanka z pierwszej pracy, z którą też przyjaźniłyśmy się kilka lat, siedziałyśmy przy jednym biurku, obie w tamty czasie jako singielki chodziłyśmy razem na Zumbę, basen, do pubów, czy nawzajem do siebie. Po mojej przeprowadzce do Gdańska zupełnie mnie olała. Dzwoniłam do niej, pisałam, zapraszałam do siebie do Gdańska. Jednak jej odpowiedzi i telefony z tygodnia na tydzień były coraz rzadsze i coraz bardziej ogólne. Doszło do tego, że odczytywała moje wiadomości i nie odpisywała w ogóle. Kilka tygodni temu pisałam do niej, że jestem służbowo w Warszawie i możemy się spotkać, to odpowiedziała mi, że ona jest na Mazurach (a była to nieprawda, bo wstawiła na FB relację z Warszawy).
4. Boli mnie to, że mój obecny facet jest tzw. duszą towarzystwa. Ma paczkę przyjaciół jeszcze ze studiów (a jest parę lat starszy ode mnie). Obecnie są to cztery (już) małżeństwa z dziećmi. Jednak pomimo to, że obecnie mieszkamy w Gdańsku, a oni w Warszawie regularnie przyjeżdżają - widzimy się z nimi przynajmniej raz w miesiącu (oni przyjeżdżają do nas, my do nich, albo wyjeżdżamy gdzieś razem). Na początku chciałam się z nimi zaprzyjaźnić (zwłaszcza z dziewczynami), ale zauważyłam, że jestem traktowana jak piąte koło u wozu. Wszystkie propozycje, pomysły są kierowane do mojego faceta. Do mnie nigdy żadne z nich nie napisało bezpośrednio, jeżeli już coś organizujemy to za każdym razem dowiaduję się o tym właśnie od mojego faceta Wiem, że te dziewczyny spotykają się na tzw. babskie wieczory, organizują sobie nawzajem "baby shower", wszystkie mają już po kilkoro dzieci i ich główny temat to porody, zupki, kupki. Za każdym razem jest mi przykro, bo czuję się "wykluczona" z towarzystwa. Gdyby nie mój facet to na pewno nie miałabym z nimi żadnego kontaktu. Myślę, że może być to spowodowane tym, że na studiach one przyjaźniły się z ex mojego faceta, która też była w ich paczce. Prawdę mówiąc przestało mi już zależeć, jestem dla nich miła, ale po trzech latach wiem, że przyjaźni z tego nie będzie.
5. eskalacja następiła 2 tygodnie temu, podczas wieczoru panieńskiego jednej z moich koleżanek z dzieciństwa (niestety, ona też mieszka obecnie w Warszawie 300 km ode mnie). Bardzo ją lubię, ale widzimy się zazwyczaj raz - 2 razy do roku, kiedy przyjeżdżamy na Święta do Kielc i tyle. Zdecydowanie ma ona w Warszawie bliższe koleżanki. Podczas wieczoru nasłuchałam się o ich wspólnych imprezach, weekendach, urlopach, o tym jak razem oglądały suknie ślubne zrobiło mi się zwyczajnie przykro. Dziewczyny zorganizowały koleżance podczas tego wieczoru mnóstwo niespodzianek i prezentów. Było widać, że bardzo się postarały.

Ja też zaręczyłam się miesiąc temu i bardzo chciałam podzielić się z kimś moim szczęściem, opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Wysłałam nawet kilku koleżankom zdjęcie pierścionka, ale w odpowiedzi było tylko "gratulacje", "to kiedy ślub" i tyle. Jedna w ogóle nie odpisała. Żadna nie pofatygowała się, żeby do mnie zadzwonić. Było mi bardzo przykro. Nawet nie chcę myśleć o moim wieczorze panieńskim. Nie mam kogo wziąć na świadkową, czy zaprosić na wesele. Myślę, że większość nie przyjdzie. Powyższe powoduje, że nie mam ochoty na organizację czegokolwiek. Obecnie w Gdańsku pracuję tylko z jedną dziewczyną w moim wieku, ale ona ma swój świat i zainteresowania całkowicie odmienne od moich. Poza tym to typowa introwertyczka i dość ciężko mi się z nią rozmawia. Spotykamy się od czasu do czasu poza pracą, ale zdecydowanie nie nadajemy na tych samych falach i nie będzie to moja przyjaciółka "od serca". Próbowałam nawiązać kontakt jeszcze z paroma dziewczynami z byłej pracy, oraz ze studiów, które obecnie też mieszkają w Gdańsku, ale wyglądało to tak, że wychodziłyśmy na kawę/piwo, potem wymieniłyśmy parę wiadomości, było krótkie "musimy to powtórzyć" i na tym się kończyło. Miałam wrażenie, że osoby te mają swoje towarzystwo i nie są zainteresowane nowymi relacjami. Ja mam już dość ciągłego wyciągania ręki, proponowania spotkań, czy telefonów. Nie chcę być natrętna, ale jest mi z tą sytuacją bardzo bardzo źle
PannaJoannaaaaa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując