Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Pogubiłam się w życiu - co robić?!
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2017-10-04, 20:36   #2
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Pogubiłam się w życiu - co robić?!

Cytat:
Napisane przez NiebieskaKoszula Pokaż wiadomość
Witam i z góry przepraszam za jakikolwiek chaos w mojej wypowiedzi, ale postaram się wszystko opisać jak najlepiej.

Nawet nie wiem, od czego mam zacząć. Mnie samej to wszystko bardzo trudno jest ogarnąć. Mówiąc ogólnie, nie rozumiem, co się stało z moim życiem.

Mam 19 lat, właśnie zaczęłam studia - kierunek biologia, studia stacjonarne, nie ważne w jakim mieście. Jednak nie tak to miało wyglądać. Od jakiegoś czasu planowałam wyjazd do jednego z większych miast w Polsce. Jest tam kierunek, którym się interesuję i chciałabym studiować, a stosunkowo jest najbliżej rodzinnego domu (ok. 300km). Miałam zamieszkać tam z przyjaciółką, która już rok uczęszcza na studia (kilka dni temu zaczęła drugi rok). Miałyśmy razem wynająć mieszkanie, ja miałam studiować w trybie zaocznym, ona ma studia w trybie wieczorowym, abyśmy obie mogły pracować i utrzymywać dom. Niestety, wszystko poszło nie tak, jak miało się wydarzyć.
Z jednej strony było w tym trochę jej winy - niedawno powiedziała, że nie jest w stanie sfinansować dalszej nauki i nie wie, czy w ogóle to wszystko wypali, a teraz pakowanie się w mieszkanie, to bezsensowne i dodatkowe koszty. Miałyśmy razem mieszkać od końca września, a zostałoby tak, że najprędzej w grudniu mogłaby do mnie dołączyć (ona również mieszka ok 60 km od miasta, w którym studiuje). No cóż, trudno. Zdarza się i tak, ale zdecydowałam, że i tak się tam przeprowadzę, bo nie ma to zbytniego znaczenia. Miasto zdążyłabym jako-tako poznać, przez około miesiąc, zanim zacznie się rok akademicki. I tutaj zaczął się spory problem, mianowicie sprzeciw moich rodziców.

Przybliżę sytuację najlepiej, jak potrafię, ale pewnie i tak nie da się tego wyjaśnić do końca, a przynajmniej to trudne zadanie, jeżeli chodzi o kilka zdań.
Już w tamtym roku w listopadzie mówiłam rodzicom o moim planie - ale jak grochem o ścianę. Szczególnie matka jest bardzo uparta i wciąż uważała, że to się nie uda, że to chory pomysł. Uprzedzając pytania - moja rodzina jest średnio zamożna, przynajmniej na podstawie zarobków. Rodzice nie potrafią sobie odmawiać pewnych rzeczy, mają również bogatych znajomych, którym starają się dotrzymać kroku. Niestety, ich możliwości finansowe nie są na tyle duże, ale nie o to mi się rozchodzi.

Oboje mieli ogromny problem z tym, że miałabym wyjechać. Tłumaczyli, szczególnie ojciec, że to niby ze względu na moje bezpieczeństwo i komfort finansowy, ale doskonale wiem, że nie tylko o to im chodzi. Mówiąc brzydko, straciliby darmową pomoc domową. Oboje pracują na zmiany, mam młodsze rodzeństwo (sztuk jeden, lat 11) i zawsze staram się jak umiem ogarnąć dom/zrobić obiad/cokolwiek zrobić, co tylko trzeba. Nie jest to dla mnie problem, oczywiście, bo skoro mieszkam w tym domu, to jasne że pomagam, ale jest kilka spraw, które bardzo mnie denerwują. Jedną z nich jest wieczne robienie za taxi - przywieź mnie, zawieź, jedziemy na zakupy, do koleżanki, podwieź mnie tutaj. Od dawien dawna jestem opeikunką dla młodszego rodzeństwa - gdy byłam młodsza nie wychodziłam przez to na dwór, teraz znacznie ogranicza mi to możliwości spotykania się ze znajomymi. Jednak naprawdę nie miałabym na co narzekać - bo trzeba sobie pomagać, oczywiście, ale nie kosztem tej drugiej osoby. Rzadko kiedy słyszę "dziękuję" za wykonaną pracę. Czasami odechciewa mi się czegokolwiek, bo wiem, że i tak wszyscy mają to gdzieś. Chociaż, kiedy czegoś nie zrobię, zwykle jest awantura - no bo jak mogłam tego nie dopilnować? Odkąd pojawiło się młodsze rodzeństwo, jest ono faworyzowane, jednak przyzwyczaiłam się. No i raczej to fanaberia rodziców, więc nie mam o co być zła na malucha.

Rodzice uważają, że zawsze mają rację i powinno być tak, jak oni sobie to wymyślą. Zaplanowali mi karierę lekarza, więc przez całe liceum chodziłam na biol-chem i uczyłam się. W ostatniej klasie zaczęło mi to zwisać (bo wcześniej byłam dość zaangażowana) i stwierdziłam, że nie chcę tego robić, że to nie moje marzenia, tylko niespełnione ambicje matki (jest pielęgniarką, zawsze mówi, że gdyby mogła, cofnęłaby czas i poszła na studia). Ogółem, cały mój pomysł z wyjazdem i z kierunkiem studiów, który akurat nie pasuje ich upodobaniom uważali za chory. Nie przepadają też za moją przyjaciółką - nie rozumiem dlaczego, nigdy mi tego nie wyjaśnili.
Dla nich to wszystko byłoby jedynie stratą pieniędzy - wydawanie na studia i pokój czy akademik to dla nich juz zbyt duże koszty. A zaznaczam, że przecież normalnie bym pracowała - prosiłam ich tylko o, niewielką, jak na ich możliwości finansowe, kwotę (500-700 zł).

Jest mi przykro, bo kompletnie mnie nie rozumieją. Usilnie chcą mnie przy sobie zatrzymać - czy ze względu na tęsknotę, czy pomoc, którą ode mnie mają - nie da im się przetłumaczyć, że ja może chciałabym czegoś innego, a nie tego, co oni sami sobie umyślili. Głównie ze względu na nich nie byłam w stanie wyjechać - potrzebowałam części kwoty, aby wpłacić kaucję i wynajem za pokój. Większą część miałam, myślałam, że mi pomogą - niestety, nie chcieli mi dać ani grosza. W ten sam dzień, w którym poprosiłam o pożyczkę na wpłatę, ojciec rozmawiał ze mną sporo czasu i starał się "wybić to wszystko z głowy". Uległam, nie za bardzo wiedząc, co mam zrobić. Byłam wtedy bardzo zagubiona, więc zgodziłam się na pozostanie w domu rodzinnym i pójście na studia tutaj. I kiedy to się stało - nagle znalazły się pieniądze, aż 2 tysiące, które ojciec przelał mi na konto. Rodzice zadowoleni - studia są stacjonarne i nie muszą na to wykładać ani grosza. A ja czuję się głęboko nieszczęśliwa.

Nie tak sobie to zaplanowałam. Poszłam na kierunek, którego nie lubię i nie moge patrzeć na te wszystkie rzeczy. Kilkanaście pierwszych zajęć za mną, ale wiem, że nie chcę się tego uczyć - miałam to trzy lata w liceum i kompletnie tego nie lubię. Mam wrażenie, że wraca depresja, którą miałam kilka lat temu. Nie chce mi się wstawać z łóżka, wolałabym po prostu ciągle spać. Jest mi bardzo ciężko psychicznie, ciągle myślę o tym, jak mam się z tego wyplątać. Nie mam motywacji, żeby chodzić na te studia - już teraz wiem, że to mnóstwo nauki, ale nie mam do tego zupełnie żadnych chęci. Sytuacja w domu jest mocno skomplikowana; nie będę się teraz rozpisywać, ale zupełnie nie jest kolorowo. To był też jeden z głównych powodów, dla których chciałam się wyprowadzić.

Oni oczekują ode mnie, że będę miała już teraz plan na najbliższe 10 lat. Oczekują planu na życie, którego nie mam. Kiedyś miałam, a przynajmniej starałam się czegoś trzymać - byłam jeszcze wtedy w szczęśliwym związku, ale to skończyło się ponad rok temu. Matka do dziś mówi, że źle zrobiłam.

Nie podoba im się, że w przyszłym roku miałabym zmienić studia na inne - ale pewnie nawet nie dotrwam do tego momentu. Albo zrezygnuję, albo obleję. Każdy mój wybór, oprócz tego, który na mnie wymuszą, jest zły.

Psychicznie, bardzo trudno jest mi to ogarnąć. Przez sytuację rodzinną kiedyś się okaleczałam, wspominałam też o depresji. Teraz zdarzają mi się stany lękowe i ataki stresu, których nie jestem w stanie opanować. Duszę się we własnym domu i we własnym życiu. Nie podoba mi się to, jak jest, ale nie wiem, czy mam odwagę to zmienić.

Dużo o tym myślę w ostatnich dniach, no i mam kilka wyjść.
Pierwsze - mogę zostać w domu rodzinnym i zrezygnować ze studiów, ale wtedy najprawdopodobniej nie będę miała życia. Zmieniłabym w pracy umowę na cały etat, aby odłożyć pieniądze i wyjechać na wymarzony kierunek za rok.
Drugie - mogłabym zrezygnować ze studiów i wyprowadzić się do przyjaciółki. Przez pierwsze miesiące mogłabym mieszkać u niej, u rodziny, znaleźć pracę w mieście, gdzie chciałabym studiować, odkładać powolutku pieniądze i również od przyszłego października zacząć tam studia. Pewnie znalazłabym sobie też pokój w centrum i nie musiałabym szukać w późniejszym czasie (żeby nie siedzieć ciągle rodzinie przyjaciółki na głowie).
Trzecie - również zakłada rezygnację ze studiów i wyjazd, ale do pracy za granicę. Jako opiekunka u rodziny, wraz z zamieszkaniem na stałe. Na pewno finansowo dobrze bym na tym wyszła, jednak boję się tego, że nie będę chciała wrócić. A taki jest plan, aby po roku przerwy wrócić do kraju i zacząć studia, które mnie interesują (już z zapleczem finansowym).
No i czwarte wyjście - nie robić nic i zostawić ten burdel dokładnie tak, jak wygląda teraz. Oczywiście, okropnie tego nie chcę i niechętnie podchodzę do tego pomysłu. To jak masochizm w zaawansowanej formie.

Boję się, że depresja wróci ze zdwojoną siłą. Że znowu przestanę panować nad swoim życiem, że będę za słaba na to, żeby podnieść się z łóżka i uśmiechać. Mam wrażenie, że to już się dzieje. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że nie muszę robić czegoś, bo ktoś mi tak kazał. Nie jestem już przecież dzieckiem, nie potrzebuję pozwolenia. Ale wciąż jestem przerażona. Cała rodzina patrzyła na mnie, jakbym spadła z Księżyca, gdy powiedziałam im o planowanym wyjeździe. Wszyscy uważali, że to zły pomysł, że zrobię sobie krzywdę. A przecież mnóstwo studentów robi tak samo.

Zupełnie się pogubiłam w tym wszystkim. Nie wiem, czego chcę. Znaczy, w pewnym sensie wiem. Na pewno nie chcę studiować tego kierunku. Na pewno nie chcę mieszkać w domu, który truno mi nazywać domem od dawna. Najbardziej skłaniam się do wyjazdu za granicę, ale ciężko mi zadecydować. Nikt we mnie nie wierzy i przez to ja w siebie też nie - no bo skoro starsi mówią, że to zły plan, to pewnie tak jest.

Umówiłam się już do psychologa, może ta wizyta cokolwiek mi pomoże zrozumieć, podjąć jakieś kroki, ale postanowiłam napisać też tu, żeby zapytać, jak to wygląda z perspektywy osób, które nie uczestniczą w sytuacji.

Jejku, jak ktoś dotarł aż tutaj, to jestem naprawdę wdzięczna. Wszystkie odpowiedzi są dla mnie bardzo ważne i z góry za nie serdecznie dziękuję.
nie daj sobie podcinać skrzydeł. masz z lekka patologiczną rodzinę i stety-niestety, powinnaś się od nich trochę odciąć. każda opcja, która zakłada wyprowadzkę to dobra opcja. jeśli masz tendencje do depresji, wyjazd za granicę może być trudny. jeśli oczywiście sama planujesz taki wyjazd. ja bym prawdopodobnie skorzystała z opcji przeprowadzenia się do przyjaciółki. wyprowadzka z domu to dla niektórych spory szok i warto mieć kogoś zaufanego obok. a dowiadywałaś się, czy jest jeszcze szansa zapisać się na studia, o których marzysz?
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując