Napisane przez goszka88
Ech, dziewczyny... każdy widzi świat inaczej. Ja, Wy, mój mąż. Jak śpiewała Janda: `pan widzi krzesło, ławkę, stół, a ja â rozdarte drzewo`. W związku daleko się nie zajedzie, jeśli będę pewna, że ja i jedynie ja mam rację, Marcin nie, i będę mu wyrzucała jego rzeczy. Ja jemu druciki, deski i śrubki, a on mnie książki (`bo już czytałaś i nie wracasz do nich`), bilety do teatru (`po co trzymać`) i lakiery do paznokci (`i tak nie malujesz teraz`)? W związku ważny jest kompromis, zrozumienie i miłość. Mam się z nim rozwieść, bo rzadko się myje? Jest lojalny, zawsze mogę na niego liczyć, wstaje w nocy do dziecka bez proszenia, pracuje ile może, żeby nam niczego nie brakowało. Świat nie jest zero-jedynkowy, czarno-biały. A prawdy o człowieku nie zawrę w kilku zdaniach, bo choć prawdą jest wszystko, co o nim napisałam, to lista jego zalet przewyższa wady.
A nazywanie mnie trollem... wybaczcie, ale poziom dyskusji spada i zamiast merytorycznych argumentów padają inwektywy.
Gdzie napisałam, że Marcin myje się raz na tydzień? Że skarpety zmienia raz na tydzień? Czy to się aby nie nazywa nadinterpretacja?
I czemu dziecko ma przejąć nawyki po mężu, a nie po mnie?
|