Rozumiem, że można oczekiwać od swojego partnera pewności absolutnej. Każdy z nas ma inne wyobrażenie relacji, zaangażowania, miłości.
Mój mąż wie o moich wątpliwościach, sam też miewa swoje - widocznie pod tym względem doskonale się dobraliśmy
Jestem racjonalistką i wiem doskonale, że nie mogę mieć żadnej pewności, czy mój mąż to najlepsza z opcji. Właściwie mogę mieć pewność, że nie - statystyka wyklucza taką opcję
Poznałam zaledwie garstkę ludzi na tym świecie, z tej garstki z ledwo kilkudziesięcioma nawiązałam cień relacji, a o głębokiej znajomości mogę mówić w nielicznych przypadkach. Nie jest możliwym oceniać mojego męża na tej podstawie.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to może najpopularniejszy tok myślenia, ale tak już mam i z tego względu pojęcie "pewności" w moim życiu nie istnieje. Wada fabryczna. Nie miałam w życiu nic jedynego, jedynej miłości, jedynej idealnej sukni ślubnej, przy której bym się wzruszyła (rozpisywałam modele na kartce i tak wybrałam swoją suknię), jedynego miasta do życia. Mnie nic nie łapie za serce, we mnie rzeczy... wrastają, spokojnie i stabilnie. Nigdy bym nie wyszła za mąż po kilkumiesięcznej znajomości, a przecież są tacy ludzie.
Po prostu jestem w podejmowaniu decyzji analityczna, szczegółowa i stosunkowo wolna.
Pomimo tego wszystkiego, jestem w swoim związku szczęśliwa. I o to chodzi. Każdy z nas szuka czegoś innego, gromu z nieba, pewności trwałej jak skała, szału namiętności albo codziennego wspólnego parzenia herbaty. I każdy z nas ma prawo szukać tego, co sprawia mu szczęście i nie poprzestawać na tym, co inni uważają za "wystarczająco dobre" dla nas.
Wysłane z
aplikacji Forum Wizaz