On do tego podchodzi tak, że ta koleżanka ma teraz problemy w swoim związku (ona nagle stała się wierząca, jej facet jest niewierzący i nie dogadują się, ale to tylko część ich problemów) i zwróciła się do niego o pomoc, bo jej rodzina/znajomi są niewierzący, a mój (ex) tż jest wierzący.
Dodam jeszcze to, że tż miał przede mną dwie dziewczyny i obie był bardzo zazdrosne o tą dziewczynę, ja jestem trzecia i jemu naprawdę NIC nie daje to do myślenia. On twierdzi, że widocznie po prostu wybiera sobie takie zaborcze dziewczyny i dlatego się z tamtymi dwiema rozstał.
Płakał, widziałam, że przeżył rozstanie, ale to i tak było nic w porównaniu z tym, jak przeżywał zerwanie rok temu. Poleciało mu kilka łez, wziął swoje rzeczy i wyszedł
---------- Dopisano o 14:29 ---------- Poprzedni post napisano o 14:26 ----------
Twierdził, że kontakt znowu osłabnie do tego jaki był kiedyś jak ona już rozwiąże swoje problemy w związku. A jeśli nie, no to on jej przecież nie zostawi i dalej będzie ją wspierał, przecież to jego przyjaciółka (tak ją nazywa).
i co, ona się ze swoim chłopakiem rozejdzie, a mój będzie ją pocieszał, bo przecież to kolega? w dodatku ona mu proponuje spacery we dwoje dobrze wiedząc, że on jest w związku. czy to nie jest przekroczenie pewnych granic? szczerze mówiąc nie mam zamiaru pisać do tej dziewczyny, bo to mój facet powinien jasno okreslić granice :/