Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Zbliża się deadline a ja nie wiem co robić.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2017-12-05, 00:10   #1
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2009-09
Wiadomości: 50 575

Zbliża się deadline a ja nie wiem co robić.


Wiem, że jestem dosyć kontrowersyjną osobą na forum, ale jestem również i człowiekiem, takim samym jak wiele z Was. Mimo, że pewnie będzie mi to wyciągane w innych wątkach, to potrzebuję się jednak wygadać. (Kilka spraw prywatnych może się nie zgadzać z tym co na co dzień piszę na forum, ale w imię prywatności trochę naginałam niektóre fakty tak jak sprawy finansowe itp. - teraz piszę jak jest serio żeby nie było wyciągania właśnie z innych wątków i wszystko było klarowne i nie obchodzi mnie prywatność).
Już raz pisałam ten wątek, ale go usunęłam z wyżej wymienionego powodu (obawy przed wycieczkami personalnymi). Pisałam go jakoś na początku listopada, bo wtedy TŻ powiedział mi jedno tak bolące mnie zdanie pt."boję się".
Właściwie nie wiem od czego zacząć, bo ciągle się chwalę tym moim TŻ-em, że jaki on nie jest super i tak dalej. No bo jest pod wieloma względami. Może na początku były zgrzyty i różne problemy, które może i ktoś mi tu wypomni, ale tak właściwie serio wszystko mamy obgadane, dotarte.
Te problemy wiązały się głównie z pieniędzmi i jego rodziną, z jego wizją gdzie będziemy mieszkać i że z jego matką. Wszystko mamy obgadane, wykompromisowane.
Z pieniędzmi się ogarnął a ja też trochę zluzowałam majty, że kredyty są dla ludzi. Nie pożycza po kątach, nawet udaje mu się coś odłożyć, rozsądniej wydaje pieniądze.
Co do mieszkania też się dogadaliśmy i uznaliśmy, że w żadnym wypadku nie będziemy mieszkać pod jednym dachem z jego matką. Będzie to parę kroków od niej, ale nie pod jednym dachem. I ja się na to zgodziłam pełna świadomości co może z tego wyniknąć, bo widzę, że to dla niego bardzo ważne (tak wiem, zaraz będzie, że maminsynek, że nieodcięta pępowina - ja to widzę - serio, nie musicie mi tego pisać bo ja to wiem, ale mamy serio różne scenariusze obgadane typu opieka nad nią, mieszkanie, nasze potencjalne dziecko itp. i na wszystko się godzimy, chociaż nie ukrywam, że nie jest to tak jak sobie wymarzyłam i on sobie z tego zdaje sprawę, że pod tym względem jest to z mojej strony powiedzmy, że poświęcenie w imię związku).
No i naszymi kolejnymi problemami pozostały: alkohol i no właśnie zaręczyny/ślub zwał jak zwał - dalszy krok.
Co do alkoholu, ja się staram, jestem DDA, ale serio staram się i pracuję nad sobą i nie stękam mu o każde piwo czy coś. On się stara i pije mniej niż to za kawalera - staramy się tu iść na jakieś kompromisy. Jak mi się "ulewa" to go proszę i nie pije. Oczywiście nie mówię tu o piciu-piciu a o wypiciu tego tak zwanego piwa po robocie co jakiś czas. Szczerze mówiąc to wódkę przestał pić w ogóle (umowa była, że wódka i inne większe procenty to na specjalne okazje typu urodziny, sylwester, wesele). W ogóle widzę, że się stara - nie widziałam go pijanego z rok czasu (ostatnio rok temu na sylwestra właśnie). Ale no "awanturki/foszki" bywają jak mi się "ulewa" i to z mojego powodu, bo tak właściwie to on nie wie kiedy mi się "uleje". Trzeźwo myśląc on nie pije dużo, ale myśląc jako DDA dla mnie każde piwo to jednak "coś".
No i tu pojawia się temat, który mnie osobiście najbardziej nurtuje i nie wiem co robić. Bo my serio pracowaliśmy nad tym związkiem i teraz jest serio okej. Nie chcę tego psuć, bo jest prawie idealnie. PRAWIE.
Jakoś rok temu po sylwestrze odbyliśmy poważną rozmowę, że ja oczekuję już jakiejś deklaracji bo koło czerwca-lipca stanę na życiowym rozdrożu. I albo w tą albo we wtą. Powiedział, żebym mu dała rok czasu i nie wspominała ciągle o tym temacie. No i po tym wszystkim mi się ulało właśnie w tym czerwcu-lipcu i znowu poruszyłam ten temat, że nie wiem co robić. Że jak znajdę pracę w moim mieście to przez najbliższe 2-3 lata nie zamieszkamy razem (zamieszkam z nim dopiero po zaręczynach i tak już nagięłam swoje widzimisię że po ślubie). I zaczęłam szukać. I znalazłam jedną. I mnie w niej chcieli. Ale ja nie chciałam bo mi kręgosłup pękał przy tej robocie. Ledwo się mogłam ruszać na kolejny dzień. A on dalej nic. Zero zaręczyn chociażby. Wyjechałam na wakacje, podświadomie nie chciałam chyba żadnej roboty, bo miałam nadzieję, że będę mogła zaraz szukać u niego w mieście. To znaczy w mieście bliżej jego domu. Bo mam urodziny w lipcu to może akurat. Bo lipiec to nasza rocznica to może akurat... No właśnie nie akurat. Minął lipiec, minął sierpień. Znowu znalazłam robotę jakoś specjalnie jej nie szukając, raczej tak od niechcenia wysyłając CV. No i ją dostałam, ale znowu zrezygnowałam po ponad miesiącu. Bo dojazd nie taki (3h dziennie), bo praca po pracy w domu do północy. Bo najniższa krajowa, bla bla bla. Obie prace były powiedzmy, że w zawodzie. Wydaje mi się, że gdyby nie on to mogłabym się jakoś przemęczyć w jednej albo drugiej, ale podświadomie ja nie chcę pracować w tym mieście nawet. Na bank nie z dziećmi, które się przyzwyczajają i nie chciałabym im fundować zmiany "pani" w połowie roku szkolnego na przykład (pomijam już jakieś umowy o pracę i okresy wypowiedzenia i inne takie moje dziwactwa lojalnościowe, że jak się na coś zdecyduję to dotrzymuję umowy i jestem ten rok czy 3 tak jak się umawiałam). Jakoś tak podświadomie nawet teraz nie szukam pracy bo do końca roku został niecały miesiąc.
Ja bym chciała pracować już w tym mieście bliżej jego domu. Już bym chciała tam mieszkać. Już bym chciała być narzeczoną. On o tym dobrze wie.
I tu jest pies pogrzebany.
Przychodzi listopad a on mi po kolejnym idealnym wieczorze ze świeczkami i winem wypala z tekstem, że on widzi, że nie naciskam, że się zmieniłam, że w jednym temacie się staram, w drugim i trzecim (ja też widzę, że on się stara pod każdym względem, jak mówię - jest idealnie, ja tak nie rozmyślam bo do końca roku jeszcze 2 miesiące i czuję, że to już niedługo, no bo w końcu jest wszystko okej) mówi, że wie, że zbliża się koniec roku i mi obiecał a tu nagle pada "ja bym chciał, ale się boję". Mówię mu, że ja też się boję, że też nigdy nie byłam zaręczona, nigdy nie mieszkałam razem z facetem, nigdy nie byłam w czymś tak poważnym i tak dalej, ale no kiedy jak nie teraz?
I teraz zostanę zjechana od góry do dołu przez Was - od roku staramy się o dziecko (z delegacjami to ciężko trafić w ten dzień, poszłam jakiś czas temu do gina, aby wszystko przebadać itd.). Dziecka się nie boi mieć a zaręczyć się boi I mi mówi, że jakby była ciąża/dziecko to by mu jakoś łatwiej było
(Tak staramy się, wiem, że jestem bez pracy, ale on pracę ma i dobrze zarabia a ja mam oszczędności i mi na pierwszy rok z dzieckiem starczy, nie szukam pracy byle jakiej bo czuję się bezpiecznie z moimi oszczędnościami i mogę sobie zwyczajnie w świecie na to pozwolić w chwili obecnej).
Koniec roku za 26 dni czyli tak zwany deadline, a ja nie wiem co robić. Męczy mnie to. Boję się końca roku bo jeżeli się nie zdeklaruje jakoś to to będzie oznaczało koniec, mimo, że jest tak dobrze ostatnio. Tak mu powiedziałam rok temu, tak uzgodniliśmy, że dajemy sobie rok i albo w tą albo we wtą. No i ja nie wiem. Jak się nie zdeklaruje to co ja mam robić jak teraz jest między nami cud miód i orzeszki?
Nie daję tego po sobie poznać, że mnie to męczy. Nie wyciągam tematu (bo sam o to prosił) a jak przychodzi ten temat w jakiejś rozmowie sytuacyjnej to proszę, aby go nie poruszał, bo on moje zdanie zna, ja jego też i nie psujmy sobie okresu świątecznego i sylwestrowego, bo ja nie chcę kolejnej "poważnej rozmowy o być albo nie być", nie chcę psuć tego co jest teraz. Sytuacyjna rozmowa dla ścisłości to coś w ten deseń:
On: Mogłabyś przyjechać i na mnie poczekać bo ja będę dopiero w nocy. Napaliłabyś nam w piecu i mielibyśmy już ciepło. A tak jak rano przyjedziesz to będzie ze 13 stopni i będzie Ci zimno. (TŻ wyłącza grzanie naszego lokum na czas delegacji, gdy ja jestem u siebie, bo wtedy bez sensu by były ogrzewane 2 domy)
Ja: Nie, nie mogłabym bo to nie mój dom (musiałabym najpierw zajść do jego mamy po klucz, no i do niej do domu, aby uruchomić całą tą aparaturę od grzania naszego lokum bla bla bla, nie mam z tym problemu jak on jest i przyjeżdżamy razem, czuję się wtedy jak u siebie, ale nie odważyłam się tam jeszcze pojechać jak go nie było, tak samo nie zostanę do rana sama jak on w nocy ma wyjazd do pracy).
I widzę, że mu to ciąży, on też chciałby żebym już tam z nim mieszkała, wiele nam by to ułatwiło tak ogólnie i logistycznie (mniej marnowania czasu, którego i tak z uwagi na jego delegacje i obowiązki mamy niewiele).
Któregoś razu jak mi wyjechał z taką propozycją to mu śmichem żartem napisałam, że chciał aktywować funkcję z pakietu żona a posiada jedynie pakiet startowy dziewczyna i aby aktywować funkcje z pakietu żona, proszę o włożenie złotej obrączki na palec serdeczny lewej dłoni. Śmiechom nie było końca, no ale mnie serio irytują już te prośby o to, żebym wcześniej przyjechała i już na niego czekała.

No i nie wiem, czy jakby jednak nie doszło do zaręczyn do końca roku to co ja mam robić jak jest wszystko okej poza tą jedną jedyną kwestią? Mam to zakończyć w imię szacunku do samej siebie?
b3e038722b79d57d91748189c48a0d4b42934a7c_612ac0051d267 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując