Wiesz, u mnie to jest akurat w temacie ciąży/dziecka totalna sinusoida... Raz mam wiarę sięgającą po sufit, że przecież skoro raz się udało, to i znów się uda... a później przychodzi ten gorszy czas i myśli są bardziej w kierunku, że co z tego, że się udało, skoro na krótko, a mógł to być po prostu mały cud
Teraz mam ten gorszy niestety, pewnie dlatego, że tak długo już to trwa, wizja wszystkich kolejnych badań staje się realna i jakoś tak, eh, no ciężko jest po prostu. Mój mąż to musi mieć naprawdę sporo wiary, każdemu kto zapyta bez zastanowienia mówi, po co nam ten pokój pusty obok kuchni. A ja ewakuuje się daleko od tematu, odpychając myśli, czy przypadkiem był nam potrzebny ten kredyt i to duże mieszkanie, skoro będziemy się na nim panoszyć we dwójkę. W temacie dzieci innych też jest ciężko, nawet bardziej niż tuż po poronieniu, kiedy wiarę w powodzenie mimo tego tragicznego obrotu sprawy - miałam wielką. Teraz przez ten brak wiary najpewniej ciężko mi się obcuje z boga ducha winnymi dziećmi, zwłaszcza małymi. Choć jak odwiedzili nas znajomi z roczną córką, to nie mogłam się od niej oderwać, ale serce kłuło, oj bardzo... na pewno nie z zazdrości, ale jakiegoś strachu w środku, że może nie jest nam to pisane :/
Ja to się znowu strasznie boję, że się okaże, że to nie ja, tylko właśnie mój mąż. 10000 razy bardziej wolałabym, żeby coś było u mnie. Zrobiłam już sobie tyle badań, wszystko wychodzi dobrze, lekarz na razie nie ma pomysłu na mnie, może po laparoskopii coś się ruszy... w każdym razie jestem na etapie modlenia się za wyniki męża, żeby tylko były dobre, bo on z pozoru silny, ale w środku bardzo wrażliwy, wiem, jak baaardzo by go to zabolało
Też tak myślę, że to kwestia czasu
Mój mąż też nie jest zachwycony tym badaniem, ale jednak je zrobi. Na początku próbował oszukać temat
Później go unikał, później "ogłosił", że zrobi, gdy minie rok nowych starań. Jeszcze nie minął, ale w końcu się zdecydował. Nie małe znaczenie, przypuszczam, miało moje skierowanie do szpitala. Wystraszył się i chyba doszło do niego, jak bardzo mamy problem na serio.