Cześć. Mam poważny problem, otóż dosyć długo spóźnia mi się okres- 17 dni. Nie powiem żeby nie było ryzyka ciąży, chociaż z narzeczonym zawsze się zabezpieczamy czasami robimy "kilka wejść bez gumki", wiem to durne, ale jakoś nie umiemy się powstrzymać, zawsze potem nakładamy prezerwatywę, TŻ nigdy we mnie nie skończył. Gdzieś pod koniec stycznia miałam wysoką temperaturę- ogólnie tygodniowa grypa, przyjmowałam leki- dosyć dużo, blisko 10 tabletek dziennie.
Brałam pod uwagę, że okres może się spóźnić, ale nie aż tyle... Zrobiłam trzy testy ciążowe, wszystkie negatywne, ale popadam już w lekką panikę bo naczytałam się, że niektóre testy mogą przekłamywać (chociaż nigdy mi sie to nie zdarzyło). Zrobiłam dwa PRE-testy i jeden BLUE-test, wszędzie jedna kreska- okresu nie ma. Nie mam nawet żadnych objawów okresu. Najchętniej poszłabym do ginekologa, ale problem jest taki, że mam złamaną nogę- nie mogę w ogóle chodzić. Przyjmuję tabletki Cyclo 3 forte, jakieś wapno na receptę i zastrzyki z heparyną, ale jakoś nie wierze żeby to wpływało na okres. Moje pytanie brzmi- czy wierzyć w 3 negatywne testy i cierpliwie czekać na okres, czy wziąć się w garść i teleportować się do przychodni na badanie krwi?
Dodam jeszcze, że mam 21 lat do tej pory miałam regularne okresy, ale raz na jakiś czas zdarzały mi się takie właśnie wahania- przyjmowałam wówczas luteinę, ale ta mi się niestety skończyła
