Przychodzę z radosną dla mnie nowiną - zdałam dzisiaj egzamin praktyczny
To było moje trzecie podejście. Z każdych dwóch poprzednich wyciągnęłam wnioski. Mimo to szłam dzisiaj na egzamin wiadomo, w stresie. Egzaminator był bardzo w porządku, nie wprowadził sztywnej atmosfery, wręcz widziałam, że zagadywał do mnie z humorem typu "mogę skierować całą klimatyzację na panią, bo pani chyba bardziej potrzebuje ochłody, niż ja"
Drugi mój egzamin oblałam, jak tu już pisałam, wymuszając na wyjeździe z wordu
więc dziś, po zaliczonym placyku, zbliżając się do tego miejsca mówiłam sobie w myślach "kobieto, spokojnie". Miałam jechać w lewo, więc musiałam "przebić się" przez dwa pasy ruchu jednej z głównych dróg w mieście. Poczekałam spokojnie na dogodną sytuację i płynnie ruszyłam. I powiem Wam, że odetchnęłam pełną piersią, jakbym jakąś klątwę z siebie zdjęła
Dalej było dobrze, jechałam skupiona, błędy miałam - raz mi zgasł kierunek a ja w ferworze manewru nie poprawiłam; raz egzaminator nic nie mówił, więc jechałam prosto, zjechałam na skrajnie prawy pras na drodze kilkupasmowej, ale umknęło mi, że to będzie pas do skrętu tylko w prawo
cóż poradzić, skręciłam. Egzaminator stwierdził, że popsułam mu szyki
ale przy okazji zrobiłam tam zawracanie
auto zgasło mi raz, ale spokojnie, bez nerwów odpaliłam i płynnie ruszyłam.
Ogólnie, jak, zorientowałam się, że już wracamy do Wordu, miałam w głowie sprzeczne myśli, bo jeździło mi się dobrze, ale kto tam wie... na samym wjezdzie na wordowski parking wyłonił sie samochód, któremu musiałam ustąpić, przez co stanęłam dosyć pod górę. Pomyślałam "zrób to już dobrze, na sam finisz" i płynnie ruszyłam, zaparkowałam, odpięłam pasy żeby pooddychać głęboko
egzaminator powiedział mi kilka uwag, a na koniec powiedział, że życzy szerokości i wypisał pozytyw
Czekał na mnie mój chłopak, pewnie denerwował się nie mniej, niż ja
skakaliśmy oboje z radości, jak dzieci
ma dzisiaj urodziny, więc cieszył się, że zrobiłam mu fantastyczny prezent
Jestem naładowana pozytywną energią