Skąpi ludzie i ich zachowania

[_medianoche]

Napisane przez new_me

może nie tyle o skąpstwo co o brakt taktu chodzi. Moim zdaniem to nieladnie jak jedno dziecko je a drugie patrzy i sline przelyka, bo na cos nabralo ochoty. Można przecież dziecko wyprosic i poweidziec ze teraz mamy obiad przyjdz pozniej

Jakbym nie miała drugiej porcji to był tak zrobiła. Teraz jest rodzinny obiad i przyjdź za pół godziny.

[Michalina83]

Napisane przez Nette

Ojciec ma słabe nawyki.
Mój mąż też potrafił przytargać kogoś do domu niemal bez uprzedzenia (w jego kręgu kulturowym to normalne), ale na szczęście w takich sytuacjach przechodził przez sklep. No i jeszcze dochodzi to, że ja jestem chomikiem, więc *zawsze* mam jakieś zamrożone pierogi, gołąbki, porcje sosu bolognese czy gulaszu, jakaś zawekowaną zupę. No i zawsze mam jakieś puszki tuńczyka, pesto, pomidorów i makaron w szufladzie, więc jest szansa złożyć szybki makaron. I jakieś tortille czy bułki mrożone, więc kanapki/przekąski też ogarnę.
No ale kupa ludzi nie chomikuje jedzenia, tylko kupuje i zużywa na bieżąco, więc w takich sytuacjach to słabe zachowanie, żeby przez żadnego uprzedzenia i przygotowania przyprowadzać gości na noc.

Zawsze można zamówić pizze. Mój czasami przyprowadzał szwagra albo kolegów ale też szli przez sklep albo zamawiali coś. Nawet jak on chciał organizowac imprezę to go zaganiałam do gotowania albo chociaż obieranie ziemniaków czy coś.

Napisane przez _medianoche

Ja jestem z tych, co nie chomikują i spotykają się na mieście. Parę razy się zdarzyło, że ktoś do mnie wpadł bez zapowiedzi, bo "był w okolicy" i potem miał mnie za skąpca, bo nie miałam mleka do herbaty (na Wyspach piją herbatę z mlekiem), ciastek nie było itd. Urywałam szybko takie znajomości, bo dla mnie to było świńskie zachowanie. Wpadam do ciebie bez zapowiedzi i zabawiaj mnie, a jak nie masz ciastek do herbatki to jesteś skąpa.

Jak kogoś zapraszam to będzie wszystko, ale jak bez zapowiedzi, to niech spadają na drzewo z wymaganiami.

Moja mama do niektórych ze swojego rodzeństwa ma zwyczaj wpadać bez zapowiedzi albo zapowiadając się, godzinę albo pół godziny wcześniej. Ale często jest to zamierzone działanie i przywozi coś własnego na poczęstunek żeby nikogo nie stawiać w kłopotliwej sytuacji. Jedna z jej bratowych jakby miała zapowiedzianą wizytę to szykuje obiad w kilku wersjach, kilka ciast i wszystko wyciąga na stół, dokłada ci na siłę na talerz i jeszcze daje pudełko (duże pudełko) jedzenia na wynos. Ciocię lepiej zaskoczyć żeby nie szalała z gotowaniem. Z niektórymi z jej rodziny jest podobnie, też dzwoni w ostatniej chwili ale z innych powodów.

---------- Dopisano o 21:23 ---------- Poprzedni post napisano o 21:19 ----------

Napisane przez new_me

może nie tyle o skąpstwo co o brakt taktu chodzi. Moim zdaniem to nieladnie jak jedno dziecko je a drugie patrzy i sline przelyka, bo na cos nabralo ochoty. Można przecież dziecko wyprosic i poweidziec ze teraz mamy obiad przyjdz pozniej

Myślę, że tak najlepiej. Albo uzgodnić z rodzicami dziecka, że można mu coś podać albo wyprosić niż żeby jedno jadło a drugie nie.

[43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065]

Treść usunięta

[Nette]

Napisane przez Michalina83

Zawsze można zamówić pizze. Mój czasami przyprowadzał szwagra albo kolegów ale też szli przez sklep albo zamawiali coś. Nawet jak on chciał organizowac imprezę to go zaganiałam do gotowania albo chociaż obieranie ziemniaków czy coś.

Można zamówić, tylko wiesz, jak przyprowadzał kogoś prosto z siłki, bo tam wpadł na znajomego, to ciężko oferować pizzę, w takie dni sam nie dotyka fastfoodów. A w piątek to i 1-1,5h można sobie na pizzę czekać.
Szczęśliwie jesteśmy dość "flexi", zawsze mam jakieś nadmiarowe porcje zamrożone lub zawekowane (mam awersję do jedzenia dwa dni pod rząd tego samego, więc jak mi za dużo jedzenia wyjdzie, to idzie w zapasy), albo składniki, z którychś coś szybkiego wymyślę. Taki lajfstajl. ;-)

[Michalina83]

Napisane przez Nette

Można zamówić, tylko wiesz, jak przyprowadzał kogoś prosto z siłki, bo tam wpadł na znajomego, to ciężko oferować pizzę, w takie dni sam nie dotyka fastfoodów. A w piątek to i 1-1,5h można sobie na pizzę czekać.
Szczęśliwie jesteśmy dość "flexi", zawsze mam jakieś nadmiarowe porcje zamrożone lub zawekowane (mam awersję do jedzenia dwa dni pod rząd tego samego, więc jak mi za dużo jedzenia wyjdzie, to idzie w zapasy), albo składniki, z którychś coś szybkiego wymyślę. Taki lajfstajl. ;-)

Off top: Ja czasami mięso czy ryby robię na 2 dni ale np zmieniam ziemniaki na ryż czy rodzaj sałatki i jest inny obiad.

[cava]

Napisane przez Nette

Można zamówić, tylko wiesz, jak przyprowadzał kogoś prosto z siłki, bo tam wpadł na znajomego, to ciężko oferować pizzę, w takie dni sam nie dotyka fastfoodów.

Siłkowe narowy dietetyczne nigdy mnie nie przestaną fascynować.



Przypomniała mi się nasza Sasiadka z domu rodzinnego.
Skąpiradło czystej wody.
Kiedyś przyszła do nas w porze śniadania, popatrzyła na stół i powiedziała mojej mamie, ze nigdy się nie dorobią bo wszystko przejedzą. Bo jak się już je bułeczkę, to albo z masłem, albo z dżemem, albo z serkiem.
A nie ze wszystko na raz, masło i dżem i jeszcze ser na stole. To za dużo kosztuje.

A jak prosiło się ja żeby kupiła coś w sklepie skoro idzie ( było spory kawałek i sąsiedzi często prosili się o kupienie czegoś niedużego jak kos szedł) to sobie doliczala koszt usługi, np. po pare gr.do bułek czy mleka.
Ale to w ogóle ciekawa kobieta była pod wieloma względami. Dzisiejsze Grażyny to przy niej małe pieseczki są. To była mega Grazyna, niedościgły wzór gatunku.

[4b27789c826749bd4d16893be0ab05cdfb4777a2_659f2fa2a88b4]

Napisane przez cava

Siłkowe narowy dietetyczne nigdy mnie nie przestaną fascynować.



Przypomniała mi się nasza Sasiadka z domu rodzinnego.
Skąpiradło czystej wody.
Kiedyś przyszła do nas w porze śniadania, popatrzyła na stół i powiedziała mojej mamie, ze nigdy się nie dorobią bo wszystko przejedzą. Bo jak się już je bułeczkę, to albo z masłem, albo z dżemem, albo z serkiem.
A nie ze wszystko na raz, masło i dżem i jeszcze ser na stole. To za dużo kosztuje.

A jak prosiło się ja żeby kupiła coś w sklepie skoro idzie ( było spory kawałek i sąsiedzi często prosili się o kupienie czegoś niedużego jak kos szedł) to sobie doliczala koszt usługi, np. po pare gr.do bułek czy mleka.
Ale to w ogóle ciekawa kobieta była pod wieloma względami. Dzisiejsze Grażyny to przy niej małe pieseczki są. To była mega Grazyna, niedościgły wzór gatunku.

myślę, że nikt się nie obrazi, jak jeszcze coś nam zdradzisz

[naparzherbaty]

Napisane przez cava

Siłkowe narowy dietetyczne nigdy mnie nie przestaną fascynować.



Przypomniała mi się nasza Sasiadka z domu rodzinnego.
Skąpiradło czystej wody.
Kiedyś przyszła do nas w porze śniadania, popatrzyła na stół i powiedziała mojej mamie, ze nigdy się nie dorobią bo wszystko przejedzą. Bo jak się już je bułeczkę, to albo z masłem, albo z dżemem, albo z serkiem.
A nie ze wszystko na raz, masło i dżem i jeszcze ser na stole. To za dużo kosztuje.

A jak prosiło się ja żeby kupiła coś w sklepie skoro idzie ( było spory kawałek i sąsiedzi często prosili się o kupienie czegoś niedużego jak kos szedł) to sobie doliczala koszt usługi, np. po pare gr.do bułek czy mleka.
Ale to w ogóle ciekawa kobieta była pod wieloma względami. Dzisiejsze Grażyny to przy niej małe pieseczki są. To była mega Grazyna, niedościgły wzór gatunku.

koszmar


a co do znajomych będących na diecie - tutaj to moim zdaniem jest to ich "problem" jeśli nie chcą jeść pizzy to nie czuję się zobowiązana do tego, żeby spełniać ich oczekiwania. (mam na myśli dietę z wyboru, a nie ze względu na jakieś choroby/alergie, o których wiem).

Sama mam dość rygorystyczną dietę i nie wymagam od nikogo przygotowania idealnego posiłku akurat dla mnie.

Mam jednak dwie osoby w rodzinie, które nagminnie krytykują jedzenie podane przez domowników, np. tort (bo za dużo cukru), sałatkę (bo za dużo majonezu) itd. nie znoszę tego i mam na takie zachowanie alergię. Same nigdy nie podały komuś nawet szklanki wody

[cava]

[1=4b27789c826749bd4d16893 be0ab05cdfb4777a2_659f2fa 2a88b4;88779744]myślę, że nikt się nie obrazi, jak jeszcze coś nam zdradzisz [/QUOTE]




A to w większości już nie temat wątku.
Skąpiradłowe zachowania pewnie miała jeszcze w niezwykle bujnym pakiecie, ale to bym musiała moją mamę podpytać.
Kojarzę tylko, że były afery, że moi rodzice np zaczynają za późno grzać w swoim domu (to był rodzaj bliźniaka, ona i my mieliśmy wspólną, długą ścianę) bo "u niej przez to więcej węgla schodzi".





Z takich ciekawszych akcji poza wątkowych: całe życie kopała głębokie doły na swoim podwórku, pod pozorem prac ogrodniczych i przesadzania roślin, szukając, serio, skarbu/pieniędzy zakopanych tam ponoć przez żydów.

[Hultaj]

Napisane przez _medianoche

Ja się kiedyś czułam jak skąpiec jak z matką zrobiłyśmy mały obiad, a ojciec przyprowadził swoich dwóch kolegów do nas i mieli zostać na noc. Nic nie powiedział, że będą i nie miałyśmy dla nich porcji jedzenia.

Czułam się wtedy bardzo źle, mimo, że nie nasza wina.

Napisane przez _medianoche

Mógł. Jednak było mi głupio jak zawołałyśmy go na obiad, a dla jego gości nie było. Dobrze, że przynajmniej na zakupy potem pojechał.

U mnie często w rodzinie był taki problem, że faceci sobie przychodzili z gośćmi albo mówili, że będą goście i wymagali od kobiet przygotowania wszystkiego. Rzadko bywam w domu rodzinnym, ale matka się ostatnio postawiła i powiedziała, żeby sam swoich gości bawił i im gotował. Dla mnie taki szowinistyczny podział obowiązków to jest koszmar.

Może dlatego mam złe wspomnienia, nigdy nie mam gości i zawsze zapraszam do kina / restauracji, a nie do mieszkania.

pomijając np. rozgrywki pomiędzy rodzicami to ja się dziwię wołaniu męża na obiad i szamaniu sobie w trójeczkę a koledzy siedzą i czekają zamiast chociażby nasmażyć jajecznicy czy uszykować kanapek (jakby nic nie było to na zakupy wysłać najpierw) a sam obiad albo podzielić albo zjeść na ciepło samej z dzieckiem.

[Michalina83]

Napisane przez cava

Siłkowe narowy dietetyczne nigdy mnie nie przestaną fascynować.



Przypomniała mi się nasza Sasiadka z domu rodzinnego.
Skąpiradło czystej wody.
Kiedyś przyszła do nas w porze śniadania, popatrzyła na stół i powiedziała mojej mamie, ze nigdy się nie dorobią bo wszystko przejedzą. Bo jak się już je bułeczkę, to albo z masłem, albo z dżemem, albo z serkiem.
A nie ze wszystko na raz, masło i dżem i jeszcze ser na stole. To za dużo kosztuje.

A jak prosiło się ja żeby kupiła coś w sklepie skoro idzie ( było spory kawałek i sąsiedzi często prosili się o kupienie czegoś niedużego jak kos szedł) to sobie doliczala koszt usługi, np. po pare gr.do bułek czy mleka.
Ale to w ogóle ciekawa kobieta była pod wieloma względami. Dzisiejsze Grażyny to przy niej małe pieseczki są. To była mega Grazyna, niedościgły wzór gatunku.

Jak to się mówi. Kto oszczędza na jedzeniu, wyda na lekach i to w wielu przypadkach prawda. Chleb z masłem, lub z dżemem, lub z serkiem wydaje się mało zbilansowanym posiłkiem. Znam to trochę z własnego domu, ale mojej mamusi trochę już przeszło.

Napisane przez naparzherbaty

koszmar


a co do znajomych będących na diecie - tutaj to moim zdaniem jest to ich "problem" jeśli nie chcą jeść pizzy to nie czuję się zobowiązana do tego, żeby spełniać ich oczekiwania. (mam na myśli dietę z wyboru, a nie ze względu na jakieś choroby/alergie, o których wiem).

Sama mam dość rygorystyczną dietę i nie wymagam od nikogo przygotowania idealnego posiłku akurat dla mnie.

Mam jednak dwie osoby w rodzinie, które nagminnie krytykują jedzenie podane przez domowników, np. tort (bo za dużo cukru), sałatkę (bo za dużo majonezu) itd. nie znoszę tego i mam na takie zachowanie alergię. Same nigdy nie podały komuś nawet szklanki wody

Ja osobiście jestem na diecie z wyboru, ale nie przyszłoby mi do głowy żeby u kogoś wybrzydzać. Po prostu jak coś mi nie pasuje to tego nie jem. Zresztą raz na jakiś czas odstępstwo od diety mi nie przeszkadza.

Prawdą jest też, że mam kubki smakowe odzwyczajone od gotowych przypraw czy sosów, majonezów itp. które często królują w wielu kuchniach. Jak ja sama coś robię gdy zapraszam gości to robię pod swój smak i daję gościom przyprawy. W sumie łatwiej coś doprawić niż wyjąć cukier z tortu albo majonez z sałatki. Nie wiem jak ta sytuacja a która opisujesz się ma do tego ale ja się spotykam czasami w gościach z takim wciskaniem mi na siłę czegoś. Wkurza mnie podejście kogoś kto mi wciska coś co nie lubię albo nie chcę jeść i z takimi tekstami "jedz, bo po co ja to robiłam" "jedz, bo bo będę musiała wyrzucić". Niestety to schemat zarówno mojej mamusi jak i teściowej. Bardziej mamusi. Nie wybrzydzam otwarcie, ale jak mi ktoś coś wciska to mówię, że nie jem tego i tego albo że coś jest dla mnie za słodkie. Z tortami mojej matki to walczę od lat, ale to temat rzeka.

---------- Dopisano o 12:07 ---------- Poprzedni post napisano o 12:02 ----------

Napisane przez cava

A to w większości już nie temat wątku.
Skąpiradłowe zachowania pewnie miała jeszcze w niezwykle bujnym pakiecie, ale to bym musiała moją mamę podpytać.
Kojarzę tylko, że były afery, że moi rodzice np zaczynają za późno grzać w swoim domu (to był rodzaj bliźniaka, ona i my mieliśmy wspólną, długą ścianę) bo "u niej przez to więcej węgla schodzi".





Z takich ciekawszych akcji poza wątkowych: całe życie kopała głębokie doły na swoim podwórku, pod pozorem prac ogrodniczych i przesadzania roślin, szukając, serio, skarbu/pieniędzy zakopanych tam ponoć przez żydów.

Jak taka skąpa to niech w kocu siedzi .

[Nette]

A propos diet siłkowych czy zamawiania pizzy (skoro sama temat wywołałam), to nie jest tak, że my patrzymy tylko na to, czy gość ma dietę. Często wolę wyjąć zapasy czy sama ugotować coś ze składników chomikowanych w domu, bo po prostu sami staramy się jeść zdrowo (albo przynajmniej domowo, bo dzięki temu mam utrzymane cechy jedzenia, na których mi zależy), więc 3x w tygodniu pizza po siłce, bo akurat tyle razy wpadło się na kogoś, po prostu kasowałaby efekty siłki, stąd nie warto (nie w kontekście kwestii finansowej).
No i jesteśmy z tych ludzi, że jak jedzenie jest super kaloryczne (jak ta pizza czy burgery), to ma być petarda, a nie byle jakie - pizza na dowóz tego kryterium raczej nie spełnia, więc zamawiamy z częstotliwością raz na rok.
Ja mam taką obserwację po niektórych "znajomych", że na takie zewnętrzne oznaki statusu nie żałują (czyli markowe - w widoczny sposób - ciuchy, buty, torebki etc., też dość intensywne podążanie za trendami), ale równocześnie obsesyjnie oszczędzają na jedzeniu (nie tylko ja gościach, przede wszystkim na sobie). Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe zjawisko, może dlatego, że lubię dobre jedzenie, a mam wywalone na modę.

[Michalina83]

Napisane przez Nette

A propos diet siłkowych czy zamawiania pizzy (skoro sama temat wywołałam), to nie jest tak, że my patrzymy tylko na to, czy gość ma dietę. Często wolę wyjąć zapasy czy sama ugotować coś ze składników chomikowanych w domu, bo po prostu sami staramy się jeść zdrowo (albo przynajmniej domowo, bo dzięki temu mam utrzymane cechy jedzenia, na których mi zależy), więc 3x w tygodniu pizza po siłce, bo akurat tyle razy wpadło się na kogoś, po prostu kasowałaby efekty siłki, stąd nie warto (nie w kontekście kwestii finansowej).
No i jesteśmy z tych ludzi, że jak jedzenie jest super kaloryczne (jak ta pizza czy burgery), to ma być petarda, a nie byle jakie - pizza na dowóz tego kryterium raczej nie spełnia, więc zamawiamy z częstotliwością raz na rok.
Ja mam taką obserwację po niektórych "znajomych", że na takie zewnętrzne oznaki statusu nie żałują (czyli markowe - w widoczny sposób - ciuchy, buty, torebki etc., też dość intensywne podążanie za trendami), ale równocześnie obsesyjnie oszczędzają na jedzeniu (nie tylko ja gościach, przede wszystkim na sobie). Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe zjawisko, może dlatego, że lubię dobre jedzenie, a mam wywalone na modę.

Temat pizzy to tylko przykład, że można kogoś ugościć w ten sposób i nie zawracać sobie głowy, jak się facetom nie podoba to trudno niech sami cos kombinują. Sama też bym nie zjadła pizzy po siłowni czy ćwiczeniach. Przecież można zrobić coś swojego jak masz taką ochotę i możliwości.

[_medianoche]

Napisane przez cava

A jak prosiło się ja żeby kupiła coś w sklepie skoro idzie ( było spory kawałek i sąsiedzi często prosili się o kupienie czegoś niedużego jak kos szedł) to sobie doliczala koszt usługi, np. po pare gr.do bułek czy mleka.
Ale to w ogóle ciekawa kobieta była pod wieloma względami. Dzisiejsze Grażyny to przy niej małe pieseczki są. To była mega Grazyna, niedościgły wzór gatunku.

Ależ mnie to rozbawiło. Przypomniał mi się Filip z Rodziny Zastępczej.

---------- Dopisano o 12:14 ---------- Poprzedni post napisano o 12:13 ----------

Napisane przez Hultaj

pomijając np. rozgrywki pomiędzy rodzicami to ja się dziwię wołaniu męża na obiad i szamaniu sobie w trójeczkę a koledzy siedzą i czekają zamiast chociażby nasmażyć jajecznicy czy uszykować kanapek (jakby nic nie było to na zakupy wysłać najpierw) a sam obiad albo podzielić albo zjeść na ciepło samej z dzieckiem.

No, ja im nie usługiwałam. Byłam nastolatką, nie moi goście itd. Jak dorosły zaprasza to niech dorosły się martwi.

[tinque]

To może ja dołożę coś od siebie. Sytuacja z sprzed kilku dni, kupuję truskawki u starszej pani. Pani przerzuciła cały koszyczek do reklamówki po czym wyciągnęła z niej jedną truskawkę i włożyła do drugiego koszyczka na sprzedaż.

Byłam w takim szoku że w domu musiałam sprawdzić czy waga się zgadza - było kilka gram więcej, szkoda że nie przecięła drugiej na pół żeby było równo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[4b27789c826749bd4d16893be0ab05cdfb4777a2_659f2fa2a88b4]

Napisane przez tinque

To może ja dołożę coś od siebie. Sytuacja z sprzed kilku dni, kupuję truskawki u starszej pani. Pani przerzuciła cały koszyczek do reklamówki po czym wyciągnęła z niej jedną truskawkę i włożyła do drugiego koszyczka na sprzedaż.

Byłam w takim szoku że w domu musiałam sprawdzić czy waga się zgadza - było kilka gram więcej, szkoda że nie przecięła drugiej na pół żeby było równo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

A to dziwne, że po prostu nie zważyła i wtedy nie podala kwoty



w sumie nie wiem, czy to skąpstwo. zbieranie truskawek to jest takie cholerstwo

[Nette]

Waga się zgadzała, więc w czym problem?
W takich koszykach na rynkach często jest "naddatek", bo niektórzy klienci chcą skosztować. Zresztą w koszyk wchodzi zdaje się 2kg, nawet jak ktoś skubnie jedną truskawkę, to serio jest to nieodczuwalne.

[Pani_Mada]

Napisane przez tinque

To może ja dołożę coś od siebie. Sytuacja z sprzed kilku dni, kupuję truskawki u starszej pani. Pani przerzuciła cały koszyczek do reklamówki po czym wyciągnęła z niej jedną truskawkę i włożyła do drugiego koszyczka na sprzedaż.

Byłam w takim szoku że w domu musiałam sprawdzić czy waga się zgadza - było kilka gram więcej, szkoda że nie przecięła drugiej na pół żeby było równo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

no ale kurcze, kupiłaś 1 kg (zakładam, że 1 kg skoro koszyczek), dostałaś 1 kg. w czym problem?

jedna truskawka tu, dwie tam, u innego klienta znowu truskawka i tak się uzbiera przez cały dzień. a podejrzewam, że owa starsza pani to na nadmiar kasy nie narzeka, żeby radośnie sprzedawać ponad stan

[invisible_01]

Napisane przez tinque

To może ja dołożę coś od siebie. Sytuacja z sprzed kilku dni, kupuję truskawki u starszej pani. Pani przerzuciła cały koszyczek do reklamówki po czym wyciągnęła z niej jedną truskawkę i włożyła do drugiego koszyczka na sprzedaż.

Byłam w takim szoku że w domu musiałam sprawdzić czy waga się zgadza - było kilka gram więcej, szkoda że nie przecięła drugiej na pół żeby było równo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Pracowałam kiedyś na różnego rodzaju straganach i były cukierki na wagę. Serio jak waga się nie zgadzała to musiałam nawet jednego cukierka odłożyć. Klientów dziennie jest bardzo dużo, szczególnie w sezonie, jakby ta pani każdemu dorzucała truskawkę czy dwie to byłaby wiele kilogramów w plecy. Jak idziesz do sklepu i bierzesz ser czy szynkę na wagę to jeśli się nie zgodzisz na wyższą wagę za wyższą cenę, to plasterek Ci zabiorą, nikt Ci darmo nie dokłada.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[_medianoche]

Mój stary znajomy miał supermarket blisko osiedla, a robił sobie przechadzkę 2km do drugiego. W tym drugim paczka chipsów była o 50 centów tańsza. Taka duża, że w niej jest 12 małych paczek. Jak do niego przychodzili goście, to zawsze się chwalił, że tak daleko szedł po chipsy dla nich, bo u niego, w osiedlowym jest drogo. 50 centów drożej to koniec świata przecież

[Michalina83]

Napisane przez _medianoche

Mój stary znajomy miał supermarket blisko osiedla, a robił sobie przechadzkę 2km do drugiego. W tym drugim paczka chipsów była o 50 centów tańsza. Taka duża, że w niej jest 12 małych paczek. Jak do niego przychodzili goście, to zawsze się chwalił, że tak daleko szedł po chipsy dla nich, bo u niego, w osiedlowym jest drogo. 50 centów drożej to koniec świata przecież

Przynajmniej spali te chipsy przy okazji

Ja tak robiłam za dawnych czasów, ale przeważnie planowałam więcej tańszych produktów niż tylko jeden. Niestety nie miałam kasy na rozrzutność i planowałam zakupy w sklepach tańszych. Kiedyś jak mieszkaliśmy u teściów, bo czekaliśmy na własne mieszkanie i mieliśmy remont w planach. Każdy grosz się liczył. Mówię, że jadę do tesco. Miałam trochę czasu i jechałam miejskim, bo samochodu nie mieliśmy. Szwagier stwierdził, że jedzie ze mną. Pojechaliśmy, a jak wracaliśmy to upierał się żebyśmy wzięli taksówkę. I nie docierało do niego, że przyjechałam tutaj żeby zaoszczędzić a nie po to żeby się przewieźć na drugi koniec miasta i wybulić część tej zaoszczędzonej kasy na taksówkę. Poskarżył się teściowej, że tak długo nas nie było bo mi na taksówkę szkoda. Mój jak to usłyszał jak się skarży to stwierdził, że przynajmniej nie pożyczamy co miesiąc kasy przed wypłatą.

[_medianoche]

Napisane przez Michalina83

Przynajmniej spali te chipsy przy okazji

Ja tak robiłam za dawnych czasów, ale przeważnie planowałam więcej tańszych produktów niż tylko jeden. Niestety nie miałam kasy na rozrzutność i planowałam zakupy w sklepach tańszych. Kiedyś jak mieszkaliśmy u teściów, bo czekaliśmy na własne mieszkanie i mieliśmy remont w planach. Każdy grosz się liczył. Mówię, że jadę do tesco. Miałam trochę czasu i jechałam miejskim, bo samochodu nie mieliśmy. Szwagier stwierdził, że jedzie ze mną. Pojechaliśmy, a jak wracaliśmy to upierał się żebyśmy wzięli taksówkę. I nie docierało do niego, że przyjechałam tutaj żeby zaoszczędzić a nie po to żeby się przewieźć na drugi koniec miasta i wybulić część tej zaoszczędzonej kasy na taksówkę. Poskarżył się teściowej, że tak długo nas nie było bo mi na taksówkę szkoda. Mój jak to usłyszał jak się skarży to stwierdził, że przynajmniej nie pożyczamy co miesiąc kasy przed wypłatą.

Ja kiedyś dużo buliłam na taksówki przez zakupy. Szłam do spożywczego po jedzenie. Robiłam zakupy i zawsze mi coś na promocji wpadało do koszyka. I jak wychodziłam ze sklepu, nie byłam w stanie donieść do domu tak ciężkich toreb. Owoce, coś na kanapki, mięso na obiad. No, zwykła żywność, ale to wszystko waży. Mieszkałam pół godziny pieszo od marketu :/

Teraz mieszkam blisko, ale chodzę tak ze dwa razy w tygodniu na mniejsze zakupy. Nigdy nie biorę taxi. I wolę pójść dwa razy w tygodniu niż raz i dźwigać toboły.

[new_me]

Napisane przez invisible_01

Pracowałam kiedyś na różnego rodzaju straganach i były cukierki na wagę. Serio jak waga się nie zgadzała to musiałam nawet jednego cukierka odłożyć. Klientów dziennie jest bardzo dużo, szczególnie w sezonie, jakby ta pani każdemu dorzucała truskawkę czy dwie to byłaby wiele kilogramów w plecy. Jak idziesz do sklepu i bierzesz ser czy szynkę na wagę to jeśli się nie zgodzisz na wyższą wagę za wyższą cenę, to plasterek Ci zabiorą, nikt Ci darmo nie dokłada.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

znajoma opowiadala kiedys ze straty na takich podjadaczach cukierkow i zelkow na wage w duzyma markecie w tygodniu podchodzilo do 20 kg.. a malo kto podjada - tak mi sie wydaje wiec skala robi swoje a taka babcia tez pewnie tych koszyczkow jednak dziennie troche sprzeda..
no i tez jak zawsze w koszyczkui bedzie nadwyzka to nagle jak klient dostanie tyle ile powinien - zalozmy te 2 kg to bedzie ze nagle mniejsze koszyczki, babcia poskapila, te porcje coraz mniejsze itd; a tak babcia odlozyla truskawke, waga sie zgadza

[K1987]

Moja babcia:

Kiedyś poszliśmy z bratem do niej na dzień babci, to zaserwowała nam dwie drożdżówki do podziału na 3 osoby (ja z bratem plus ona)

Jak chodziło się do niej na obiad (jakieś dwa razy w roku) nie kładła jedzenia na półmiskach tylko przychodziła z garnkiem i wkładała na talerze, ale tyle żeby jej na dwa dni jeszcze zostało.

Kiedyś poprosiła moją mamę żeby upiekła jej sernik na imieniny. Pokroiła nam po kawałku i stwierdziła że reszta musi zostać bo na drugi dzień koleżanki przychodzą. Dla nas generalnie był 3 dniowy drożdżowy.

Zdarzyło się, że dostala w prezencie nową pościel, to dała komuś w prezencie jak szła na ślub, a sobie w lumpeksie kupila.

Na stypie po śmierci mojego taty jak już wszyscy wyszli, zaczęła sobie mięso zawijać w serwetkę, żeby miala na drugi dzień. Kelnerce, która przyszła po półmiski zwróciła uwagę, że ma to zostawić bo jest zapłacone (kelnerka chciała nam zapakować do domu).







Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[new_me]

Napisane przez K1987

Moja babcia:

Kiedyś poszliśmy z bratem do niej na dzień babci, to zaserwowała nam dwie drożdżówki do podziału na 3 osoby (ja z bratem plus ona)

Jak chodziło się do niej na obiad (jakieś dwa razy w roku) nie kładła jedzenia na półmiskach tylko przychodziła z garnkiem i wkładała na talerze, ale tyle żeby jej na dwa dni jeszcze zostało.

Kiedyś poprosiła moją mamę żeby upiekła jej sernik na imieniny. Pokroiła nam po kawałku i stwierdziła że reszta musi zostać bo na drugi dzień koleżanki przychodzą. Dla nas generalnie był 3 dniowy drożdżowy.

Zdarzyło się, że dostala w prezencie nową pościel, to dała komuś w prezencie jak szła na ślub, a sobie w lumpeksie kupila.

Na stypie po śmierci mojego taty jak już wszyscy wyszli, zaczęła sobie mięso zawijać w serwetkę, żeby miala na drugi dzień. Kelnerce, która przyszła po półmiski zwróciła uwagę, że ma to zostawić bo jest zapłacone (kelnerka chciała nam zapakować do domu).







Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

a babcia napewno jest w stanie swobodnie sie utrzymac, nie ma jakichs problemow finansowych typu zakup magicznej poscieli na raty za kilka tysiecy? czy moze zawsze taka byla;>
bo rzeczywiscie to byloby skapienie na bardzo bliskiej rodzinie - a to juz jest rzadko spotykane

[Nette]

Napisane przez K1987

Moja babcia:

Kiedyś poszliśmy z bratem do niej na dzień babci, to zaserwowała nam dwie drożdżówki do podziału na 3 osoby (ja z bratem plus ona)

Jak chodziło się do niej na obiad (jakieś dwa razy w roku) nie kładła jedzenia na półmiskach tylko przychodziła z garnkiem i wkładała na talerze, ale tyle żeby jej na dwa dni jeszcze zostało.

Kiedyś poprosiła moją mamę żeby upiekła jej sernik na imieniny. Pokroiła nam po kawałku i stwierdziła że reszta musi zostać bo na drugi dzień koleżanki przychodzą. Dla nas generalnie był 3 dniowy drożdżowy.

Zdarzyło się, że dostala w prezencie nową pościel, to dała komuś w prezencie jak szła na ślub, a sobie w lumpeksie kupila.

Na stypie po śmierci mojego taty jak już wszyscy wyszli, zaczęła sobie mięso zawijać w serwetkę, żeby miala na drugi dzień. Kelnerce, która przyszła po półmiski zwróciła uwagę, że ma to zostawić bo jest zapłacone (kelnerka chciała nam zapakować do domu).







Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Przy mocno starszych osobach, to bym się zastanowiła, skąd to się bierze. Moja babcia miała wręcz obsesję na punkcie tego, żeby nie zmarnować absolutnie żadnego jedzenia, bo pamiętała głód w czasach wojny.

[tinkerver2]

Ja tutaj nie opisywałam mojej swiadkowej, to temat tabu w naszym domu. Ogólnie to chyba ją opisałam w najgorszych zachowaniach gości weselnych.
Już pomijając, że narobiła syfu i burdelu, miałam ochotę ją wyprosić w połowie wesela, jak ktoś będzie ciekawy to napisze
Już przed weselem dziewczyna mnie zapytała, czy będzie mogła wziąć jedzenie dla mamy, "bo ona takich pyszności zwykle nie je". Powiedziałam jej, że jak zostanie, to spakujemy i jej damy. Po weselu podeszła do kelnera i mówi "panie kelner, ja proszę z 5 opakowań, bo ja to pazerna jestem". zaczęła mnie pytać "tinker, a mogę tą sałatkę? A tego mogę? Moge sobie wziac?" no i głupio mi było jej odmówić, zwłaszcza że przychodziła co 10 sekund, no co jej miałam powiedzieć, nie, zostaw to? Więc pakowała do pojemników WSZYSTKO, wędliny razem z sałatkami, ciasta z owocami, no dosłownie te pojemniki jej się nie domykały, na siłę je zamykała. Cały czas mówiąc "fuj, ja jestem taka pazerna, wiem, obrzydliwe, ale jestem pazerna". Zaczęła zbierać nawet NIEDOJEDZONE kotlety do tych pojemników, w końcu jeden taki jej się wywalił, to kopnela pod stół i dalej zbierała. Na koniec jeszcze się upomniała czy nie mamy paczek z ciastem. Cały czas "ale jestem pazerna, pazera ze mnie".
Chyba z miesiąc mi podsyłała skarbonki - świnie (zbieram), czy taka, czy taka, a jak mi się taka podoba, a ta, a tamta? Na ślub nie dostaliśmy żadnej świni prosiliśmy o małe, ale dobrej jakości karmy dla zwierząt zamiast kwiatów, większość gości się zastosowało i dostaliśmy sporo dobrych puszek, a ona nam przywiozła najtańsza karmę z biedry mówiąc, że zapomniała o tym i dobrze ze biedronka była po drodze.
Po weselu my cimcirimci małżeńskie w pokoju, a tu pukanie do drzwi, bo... Zapomniała zatyczki do perfum, więc wbiła do pokoju (zawróciła autem, bo już byli gdzieś w drodze). Wyszła. Nie minęło pół godziny, pukanie do pokoju, bo jej facet zostawił zapalniczkę. Ja myślałam, że chodzi o jakieś zippo czy coś, a to była zwykła plastikowa zapalniczka

Wysłane z mojego moto g(8) power przy użyciu Tapatalka

[_medianoche]

Napisane przez tinkerver2

Ja tutaj nie opisywałam mojej swiadkowej, to temat tabu w naszym domu. Ogólnie to chyba ją opisałam w najgorszych zachowaniach gości weselnych.
Już pomijając, że narobiła syfu i burdelu, miałam ochotę ją wyprosić w połowie wesela, jak ktoś będzie ciekawy to napisze
Już przed weselem dziewczyna mnie zapytała, czy będzie mogła wziąć jedzenie dla mamy, "bo ona takich pyszności zwykle nie je". Powiedziałam jej, że jak zostanie, to spakujemy i jej damy. Po weselu podeszła do kelnera i mówi "panie kelner, ja proszę z 5 opakowań, bo ja to pazerna jestem". zaczęła mnie pytać "tinker, a mogę tą sałatkę? A tego mogę? Moge sobie wziac?" no i głupio mi było jej odmówić, zwłaszcza że przychodziła co 10 sekund, no co jej miałam powiedzieć, nie, zostaw to? Więc pakowała do pojemników WSZYSTKO, wędliny razem z sałatkami, ciasta z owocami, no dosłownie te pojemniki jej się nie domykały, na siłę je zamykała. Cały czas mówiąc "fuj, ja jestem taka pazerna, wiem, obrzydliwe, ale jestem pazerna". Zaczęła zbierać nawet NIEDOJEDZONE kotlety do tych pojemników, w końcu jeden taki jej się wywalił, to kopnela pod stół i dalej zbierała. Na koniec jeszcze się upomniała czy nie mamy paczek z ciastem. Cały czas "ale jestem pazerna, pazera ze mnie".
Chyba z miesiąc mi podsyłała skarbonki - świnie (zbieram), czy taka, czy taka, a jak mi się taka podoba, a ta, a tamta? Na ślub nie dostaliśmy żadnej świni prosiliśmy o małe, ale dobrej jakości karmy dla zwierząt zamiast kwiatów, większość gości się zastosowało i dostaliśmy sporo dobrych puszek, a ona nam przywiozła najtańsza karmę z biedry mówiąc, że zapomniała o tym i dobrze ze biedronka była po drodze.
Po weselu my cimcirimci małżeńskie w pokoju, a tu pukanie do drzwi, bo... Zapomniała zatyczki do perfum, więc wbiła do pokoju (zawróciła autem, bo już byli gdzieś w drodze). Wyszła. Nie minęło pół godziny, pukanie do pokoju, bo jej facet zostawił zapalniczkę. Ja myślałam, że chodzi o jakieś zippo czy coś, a to była zwykła plastikowa zapalniczka

Wysłane z mojego moto g(8) power przy użyciu Tapatalka

To brzmi jak choroba psychiczna. Ja bym w trakcie wesela poprosiła kogoś, żeby ją wyprowadził i zamknął za nią drzwi na klucz.

[Nette]

Napisane przez tinkerver2

Ja tutaj nie opisywałam mojej swiadkowej, to temat tabu w naszym domu. Ogólnie to chyba ją opisałam w najgorszych zachowaniach gości weselnych.
Już pomijając, że narobiła syfu i burdelu, miałam ochotę ją wyprosić w połowie wesela, jak ktoś będzie ciekawy to napisze
Już przed weselem dziewczyna mnie zapytała, czy będzie mogła wziąć jedzenie dla mamy, "bo ona takich pyszności zwykle nie je". Powiedziałam jej, że jak zostanie, to spakujemy i jej damy. Po weselu podeszła do kelnera i mówi "panie kelner, ja proszę z 5 opakowań, bo ja to pazerna jestem". zaczęła mnie pytać "tinker, a mogę tą sałatkę? A tego mogę? Moge sobie wziac?" no i głupio mi było jej odmówić, zwłaszcza że przychodziła co 10 sekund, no co jej miałam powiedzieć, nie, zostaw to? Więc pakowała do pojemników WSZYSTKO, wędliny razem z sałatkami, ciasta z owocami, no dosłownie te pojemniki jej się nie domykały, na siłę je zamykała. Cały czas mówiąc "fuj, ja jestem taka pazerna, wiem, obrzydliwe, ale jestem pazerna". Zaczęła zbierać nawet NIEDOJEDZONE kotlety do tych pojemników, w końcu jeden taki jej się wywalił, to kopnela pod stół i dalej zbierała. Na koniec jeszcze się upomniała czy nie mamy paczek z ciastem. Cały czas "ale jestem pazerna, pazera ze mnie".
Chyba z miesiąc mi podsyłała skarbonki - świnie (zbieram), czy taka, czy taka, a jak mi się taka podoba, a ta, a tamta? Na ślub nie dostaliśmy żadnej świni prosiliśmy o małe, ale dobrej jakości karmy dla zwierząt zamiast kwiatów, większość gości się zastosowało i dostaliśmy sporo dobrych puszek, a ona nam przywiozła najtańsza karmę z biedry mówiąc, że zapomniała o tym i dobrze ze biedronka była po drodze.
Po weselu my cimcirimci małżeńskie w pokoju, a tu pukanie do drzwi, bo... Zapomniała zatyczki do perfum, więc wbiła do pokoju (zawróciła autem, bo już byli gdzieś w drodze). Wyszła. Nie minęło pół godziny, pukanie do pokoju, bo jej facet zostawił zapalniczkę. Ja myślałam, że chodzi o jakieś zippo czy coś, a to była zwykła plastikowa zapalniczka

Wysłane z mojego moto g(8) power przy użyciu Tapatalka

Skąd Ty bierzesz tych ludzi w swoim otoczeniu...

[Pani_Mada]

Napisane przez Nette

Skąd Ty bierzesz tych ludzi w swoim otoczeniu...

to samo mnie zastanowiło
co jeden opis to gorszy. jakie jest prawdopodobieństwo nagromadzenia takich ludzi w pobliżu jednej osoby?